Często się zdarza, w rodzinie z problemem alkoholowym, że bliscy i znajomi, chronią alkoholika przed konsekwencjami picia. Alkoholik czerpie z tego ile może. Gotowi do pomocy, zdeterminowani poczuciem wstydu i winy, coraz głębiej uzależniają się od jego manipulacji, pijanych zachowań i od misji ratowania go. Jest to postawa współuzależnienia.
Alkoholik w sposób nieuświadomiony, bo funkcjonujący w mechanizmach choroby, do której się nie przyznaje, zazwyczaj otacza się ludźmi o niskiej samoocenie, zależnymi emocjonalnie od opinii innych.
Takimi, którzy potrzebują pomagać “słabszemu” i mieć przy sobie kogoś, kto gorzej radzi sobie z życiem. Dla takich osób często właśnie alkoholik, staje się idealnym celem. Razem są niczym puzzle uzupełniające się wzajemnie i trwające w chorej zależności.
Oczywiście, otoczenie alkoholika zwraca mu uwagę na nadmierne picie i potrzebę leczenia, ale jest to rodzaj półśrodka, w którym nie chodzi o powrót do zdrowia, ale o usprawiedliwienie życia na tzw. karuzeli obłędu. Chodzi w niej o nieustanne powielanie tych samych zachowań z jednoczesnym oczekiwaniem innego rezultatu.
Osoby otaczające alkoholika są więc pełne gotowości do pomocy, ochrony w trudnościach życiowych, załatwianiu za niego spraw, krycia wpadek, usprawiedliwiania, oddawania długów, załatwiania zwolnień lekarskich, łagodzenia konfliktów, sprzątania po libacjach itp. Wybaczą każdą nieodpowiedzialność, niesłowność, kłamstwo, nawet zdradę.
Cierpią po cichu, choć czasem podniosą głowę np. występując o rozwód, ale potem wycofują pozew, zgłoszą pobicie na policji aby szybko cofnąć oskarżenie. W konsekwencji zaczynają wierzyć, że nic się nie da zrobić. Koledzy w pracy mają dość nieodpowiedzialnego współpracownika, ale piwko z nim wypiją. Pracodawcy grożą zwolnieniem, ale na tym się kończy.
Wszystko to jest traktowane jako koloryt życia. Nawet jak czasem jest trudniej, to potem jest łatwiej. Alkoholik cierpi rzeczywiście i nie chodzi tu o kaca, ale o życie w stanie przewlekłej i śmiertelnej choroby. Gdyby otoczenie potrafiło odciąć się od odpowiedzialności za skutki jego picia od samego początku, choroba nie musiałaby rozwijać do poważniejszych stanów, a dno nie byłoby zbyt głęboko.
Alkoholik najszybciej zrozumie swoje położenie i konieczność leczenia gdy w samotności będzie ponosił konsekwencje swojego picia. Nikt i nic go z tego nie zwolni, a jednocześnie będzie świadom, że jak się znów napije, będzie jeszcze gorzej.
Nie ma innej formy pomocy w powrocie do zdrowia dla alkoholika, jak doświadczenie dna. Takiego stanu ducha, do którego nie będzie chciał wracać, a jednocześnie będzie to kojarzył ze spożywaniem alkoholu. Na własnej skórze musi doświadczyć konsekwencji picia, wstydu i upokorzenia.
Właśnie wtedy nie może mieć nikogo obok, kto w akcie litości zdejmie z niego choćby odrobinę tego ciężaru. W takich warunkach dopiero jest szansa, że podejmie decyzję ważącą na całej reszcie jego życia, a rodzina odetchnie z prawdziwą ulgą. Jest też wtedy ogromna szansa na odzyskanie wzajemnego zaufania i szacunku.
JarasEla
Zgadzam się całkowicie. Sam sięgnąłem dna miałem ogromne poczucie winy wyrzuty sumienia jednak wszystko musiałem przetrawić i zrozumieć wyłącznie sam. Stoczyłem się na dno kiedyś jednak dziś jestem mądrzejszy o te lekcje i alkoholu nie tknę
Niech piją wiecej bo państwo przecueż da na picie.
JarasEla - JAK MOŻNA SIĘ STAĆ ALKOHOLIKIEM? KOCHANA, TRZEBA PIĆ!!! ARTYKUŁY NIKOMU NIEPOTRZEBNE, PRZEDRUKI (CZY JAK TAM TO SIĘ TERAZ ZWIE...), NIC NOWEGO, A PIEPRZENIE O TYM, ŻE SIĘ POPRAWIĘ W WYPOWIEDZIACH ALKOHOLIKÓW... PROSZĘ, JESTEM ALKOHOLIKIEM, ALE ROZUM MAM!!!
No to po malusim!