W elbląskim Sądzie Okręgowym dobiega końca proces Tomasza M. oskarżonego o spowodowanie śmierci małego Szymona R. Mężczyzna konsekwentnie podtrzymuje wersje o nieszczęśliwym wypadku - podczas karmienia malucha miał się potknąć, upuszczając dziecko i upaść na nie, podpierając się pięścią na jego brzuszku. Dziś (7 lipca) sąd wysłuchał mów końcowych w tej sprawie. Wyrok ma zapaść w przyszły poniedziałek, 14 lipca.
Po raz czwarty elbląski sąd próbuje ustalić, co wydarzyło się w pokoju małego Szymonka. W grudniu 2008 dziecko zmarło na skutek uszkodzenia wątroby i stłuczenia serca. Prokuratura do dziś wskazuje, że do śmierci dziecka przyczynił się konkubent jego matki.
Ten jednak konsekwentnie podtrzymuje wersję o nieszczęśliwym wypadku - podczas karmienia malucha miał się potknąć, upuszczając dziecko i upaść na nie, podpierając się pięścią na jego brzuszku. - Wersja o nieszczęśliwym wypadku jest całkowicie nieracjonalna. Wszystko wskazuje na to, że oskarżony zadał dziecku cios pięścią w brzuch, co przyczyniło się do zgonu dziecka - wskazywała dziś podczas swojej mowy końcowej prokurator Małgorzata Lewko, która dla oskarżonego żąda wyroku 7 lat i 8 miesięcy pozbawienia wolności. Na poczet kary miałby zostać zaliczony okres, który Tomasz M. odsiedział już w areszcie.
W tej sprawie wcześniej - oprócz świadków powołanych przez sąd - m.in matki Szymonka i sąsiadów - swoja opinię wyrazili także biegli z zakresu medycyny sądowej z Akademii Medycznej w Gdańsku i biegli medycy z Białegostoku, którzy wskazali, że obrażenia u malucha powstały na skutek "urazu mechanicznego zadanego z dużą siłą; uderzenia pięścią, lub kopnięcia nogą". Bardzo mało prawdopodobne w takim przypadku są zaś obrażenia tego typu powstałe np. w wyniku reanimacji, lub upadku z dzieckiem na ręku - choć także były brane pod uwagę przez biegłych.
Dziś podczas ostatniej rozprawy oskarżony w tym procesie Tomasz M. złożył wniosek do sądu o zmianę reprezentującego go obrońcy z urzędu. Według oskarżonego mecenas Józef Borkowski nie wywiązuje się z nałożonych na niego zadań: miał on m.in. zwlekać z ustaleniem z oskarżonym linii jego obrony, nie informował oskarżonego o działaniach, jakie wprowadza w sprawie i wprowadzał go w błąd. Jednak sędzia Tomasz Piechowiak wniosek Tomasza M. odrzucił - Oskarżony mógł wcześniej zgłosić te uwagi. Te działania mają na celu jedynie przedłużyć toczące się postępowanie - stwierdził sędzia.
Kluczowe podczas dzisiejszej rozprawy było przedstawienie stronom nagranie obrazu i dźwięku z eksperymentu przeprowadzonego dwukrotnie - w marcu 2011 i w grudniu 2013 - w mieszkaniu przy ul. Nowowiejskiej, gdzie doszło do nieszczęśliwych zdarzeń. W rolę oskarżonego wcielił się figurant o wadze (85 kg) i wzroście (177 cm) podobnych do oskarżonego, gdyż Tomasz M nie chciał osobiście wziąć udziału w tym eksperymencie. Na ręku figurant trzymał fantom dziecka o wadze 8 kg - dokładnie tyle ważył Szymonek w chwili śmierci. W trakcie nagrania zainscenizowano trzy rodzaje upadków - zarówno oskarżonego z dzieckiem na ręku jak i upadek samego dziecka z wysokości. Za każdym razem, mimo przymkniętych drzwi, słychać było głośne uderzenie ciała o podłogę, słyszalne w drugim pokoju.
Eksperyment przeprowadzony w pokoju malucha jest kluczowy dla potwierdzenia zeznań matki dziecka - Marietta W. wielokrotnie wskazywała bowiem, że tego feralnego poranka, gdy oskarżony poszedł nakarmić dziecko i rzekomo miał się z nim przewrócić na podłogę - nie słyszała żadnych odgłosów stamtąd dochodzących, poza lekkim skrzypieniem bujanego fotela.
Podważa to więc zeznania oskarżonego, który po przedstawieniu nagrań z eksperymentu złożył do sądu kolejny wniosek - o przeprowadzenie następnego eksperymentu, który miałby wskazać, czy słyszalne byłoby uderzenie dziecka w brzuch nogą lub pięścią. I ten wniosek sędzia Piechowiak oddalił.
Po przerwie Tomasz M. nie wrócił już na salę sądową, co nie zakłóciło przebiegu rozprawy, bo sędzia zarządził mowy końcowe. Prokurator Małgorzata Lewko w swojej mowie skupiła się przede wszystkim na przedstawieniu tego, jak zeznania oskarżonego zmieniały się podczas trwania całego procesu, szczególnie po tym, jak usłyszał on opinię biegłych z zakresu medycyny sądowej. Najpierw bowiem M. twierdził, że Szymon wypadł mu z rąk, a on przewrócił się na niego i oparł na jego ciałku ręką - jednocześnie kategorycznie stwierdził, że wyklucza, iż podparł się wtedy na pięści; gdy jednak medycy stwierdzili u dziecka uraz zadany ze znaczną siłą: pięścią lub nogą, oskarżony odszedł od pierwotnych stwierdzeń i wskazał, że zeznania z pierwszego przesłuchania były wynikiem "nalegań ze strony funkcjonariuszy policji, którzy takiej odpowiedzi mieli od niego oczekiwać". Jak wskazywała prok. Lewko, jest to wykluczone choćby ze względu na treść zeznań złożonych przez funkcjonariuszy; podobnie przy przesłuchaniu Tomasza M. przez prokuratora nie skarżył się on na żadne nadużycia ze strony funkcjonariuszy policji.
Obrona zaś wskazuje na brak motywu w działaniu Tomasza M. - Musimy bazować na tym, co jest pewne, a nie na hipotezach, inaczej wyrok mógłby być niesprawiedliwy - mówił dziś mec. Józef Borkowski. - Tomasz M. miał dobry kontakt z Szymonem, sam zaproponował, że go nakarmi, dlaczego więc miałby go uderzyć?
Adwokat oskarżonego zgadza się co do jednego - M. jedynie nie udzielił pomocy dziecku. Podtrzymuje za to wersję o nieszczęśliwym wypadku i chce zmiany kwalifikacji czynu, co skutkowałoby znacznym obniżeniem kary - nawet do lat 3.
Proces ws. śmierci małego Szymonka jest jednym z trudniejszych procesów poszlakowych. Sędzia Tomasz Piechowiak zadecydował, że wyrok w tej sprawie usłyszymy 14 lipca.