Gdy czytam niektóre komentarze do relacji z tej wyprawy, to myślę, że triumfuje tu typ urzędniczego niechciejstwa. Myślą sobie: siedziałbyś Wcisła w swoim biurze, popijał kawę i czytał gazety, to by nikt cię nie opluwał, że za publiczne pieniądze wycieczki sobie robisz. A jeśli zachciało ci się udowadniać, że możesz coś zrobić, to masz za swoje! Nieprawdziwość takich oskarżeń ma tu najmniejsze znaczenie - pisze w kolejnej części swoich zapisków z rejsu Kostrzyń-Berlin-Zalew Wiślany Jerzy Wcisła.
Poniżej publikujemy czwartą już część relacji z rejsu. Poprzednie znaleźć można w artykułach: „Z Berlina na Zalew Wiślany – rejs pełen kontrastów”, „Żeglarze już po polskiej stronie MDW E70” oraz "Dlaczego nie korzystamy z uroków MDW E 70?".
Noteć - Kanał Bydgoski - Brda
1-2 lipca 2009 r.
Pożegnanie z Notecią
O 4.30 zagrały motory w łodziach. Jeszcze rozespani, wodniacy wzięli stery w ręce i ruszyliśmy w kolejny etap naszej podróży po MDW E 70. Chcemy pokonać dystans ponad 100 km – co nie wydaje się zadaniem trudnym, ale wykonalnym, biorąc pod uwagę, że nasz rekord wynosi 105 km w ciągu dnia. Tyle, że po drodze mamy aż 11 śluz, a to oznacza, że – nawet przy maksymalnej sprawności organizacyjnej – co najmniej 6 godzin spędzimy w ceglanych wannach. Co najmniej, bo na śluzach Kanału Bydgoskiego i Brdy Skanalizowanej będziemy pokonywali większe różnice poziomów niż na Noteci.
Do najbliższej śluzy mamy ok. 43 kilometry. Po pożegnaniu z Nowem wracam do kajuty i choć muchy są dzisiaj wyjątkowo zaczepne, a całe ciało po wczorajszym upale i wieczornych harcach komarów wyjątkowo czułe, szybko zasypiam.
Gdy się budzę jesteśmy za Ujściem. Jestem zły na samego siebie, bo chciałem to miasteczko, w którym Gwda wpada do Noteci i które słynie ze szlaków kajakowych, obejrzeć. Mogę za to popatrzeć na budzącą się do życia przyrodę. A jest na co patrzeć. Wokół Noteci tereny są dość podmokłe, pełne ptactwa. Po lewej stronie horyzont zamykają wysokie wyżyny. Krajobraz przypomina mi widok z Podgórza Bieszczadzkiego.
Przez co najmniej kilometr towarzyszy nam ogromny samotny łabędź. Boi się nas, co chwilę podrywa się do niskiego lotu, czeka i powtarza ten manewr kilkakrotnie. Wreszcie wpada na pomysł, by schronić się w sitowiu. Żegnamy go z uczuciem ulgi.
Rzeka też żyje. Niestety, nie cieszy to motorowodniaków. Co chwila muszą zatrzymywać silniki i wybierać ze śrub wodorosty, które kwitną na całej długości rzeki. Na niektórych odcinkach rzeka zarasta także na swojej powierzchni. Gdyby był tu większy ruch, pewnie sytuacja sama wracała by do równowagi. Po drodze mijamy statek, który ciągnie za sobą specjalne „brony”, które wyrywają z dna wodorosty. Zbyt wielkiego efektu to nie przynosi. Ta błaha - wydawałoby się - sprawa opóźnia nasz rejs. Łodzie mające głębiej zanurzone silniki radzą sobie gorzej. „Ata” którą przed laty samodzielnie wykonał Marian Peroń jest najlepiej przystosowana do takich warunków, silnik można łatwo podnieść i oczyścić. Najtrudniej z pływającym planktonem radzi sobie „Mewą”. Piotr i Ryszard zostają w tyle. Ale płyną. Utrzymujemy z nimi kontakt. Mamy się spotkać na śluzie. W Krostkowie jesteśmy o godz. 10.00.
Śluza Krostkowo na 68,2 km szlaku noteckiego jest śluzą tylko z nazwy. Strzałka pokazuje, że należy płynąć w lewo, obok śluzy. Przez chwilę nie jesteśmy pewni, gdzie płynąć, ale wędkarze pokazuję byśmy nie wpływali na śluzę. Jest nieczynna a jaz rozebrany. Płyniemy więc bez przeszkód.
Na 62,10 km, tuż przed mostem, po lewej stronie tuż przed mostem drogowym Osiek-Smogulec widzimy pole namiotowe. Drugie na tej trasie przygotowane na przyjęcie wodniaków. Jest miejsce do zacumowania, wiata, miejsce na ognisko, maleńki pomost i nawet slip do wciągania czy spuszczania łodzi.
W południe wpływamy do koryta śluzy nr 1 Gromadno (53,4 km). Śluza bliźniacza do już mijanych, ale znajdujemy coś, czego się nie spodziewaliśmy. Łażąc po polach wokół śluzy, przedzierając się między niewielkimi pastwiskami ogrodzonymi elektrycznymi pastuchami, docieram do urządzeń, które początkowo wydawały mi się budowlą lądową. Gdy dotarłem bliżej okazało się, że są tu… turbiny generujące prąd. A zatem można!
Właścicielem jest przedsiębiorstwo z Osieka. Posiada jeszcze jedne turbiny na śluzie Nakło Zachodnie. Śluzy w Nakle zbudowane są w budynku pod którym biegnie kanał wodny. Bardzo mnie ciekawi, czy rzeczywiście jest tak, jak usłyszałem przy jednej z pierwszych mijanych śluz, że takie turbiny zagrażają bezpieczeństwu śluz, czy po prostu niemożność wykorzystania energii wody jest skutkiem urzędniczego niechciejstwa. Bo przecież wszyscy dobrze znamy ten sposób myślenia urzędników – najłatwiej powiedzieć NIE – BO NIE.
Swoją drogą, gdy czytam niektóre komentarze do relacji z tej wyprawy, to myślę, że ten typ urzędników triumfuje. Myślą sobie: siedziałbyś Wcisła w swoim biurze, popijał kawę i czytał gazety, to by nikt cię nie opluwał, że za publiczne pieniądze wycieczki sobie robisz. A jeśli zachciało ci się udowadniać, że możesz coś zrobić, to masz za swoje! Nieprawdziwość takich oskarżeń ma tu najmniejsze znaczenie.
Nakło Zachodnie (42,7 km) to ostatnia śluza na Noteci. Noteć nas zauroczyła. Jest piękną rzeką. Niestety, jeszcze nie przygotowaną dla wodniaków. – Przeciętnie w miesiącach letnich przepływa przez śluzę ok. 30 jednostek – informują śluzowi. Jedna dziennie! – Pływa tu od czasu do czasu zestaw barek z Grudziądza, ale narzekają, że nie mają co wozić – dopowiada inny śluzowy. My płynąc Notecią przez dwa dni mijamy zaledwie jedną łódź motorową.
Następna śluza – Nakło Wschodnie (38,9 km) jest już częścią Kanału Bydgoskiego. Śluzy Kanału Bydgoskiego są zbudowane w ten sposób, że nad jednymi wrotami znajduje się most drogowy. Jedne wrota są bramowe – tak jak większość w polskich śluzach, drugie opuszczane są w dół.
Przed Nakłem Wschodnim znajduje się niewielki port. Stoi w nim m.in. statek „Łokietek” należący do Zespołu Szkół Żeglugi Śródlądowej. Przedstawiciele szkoły często uczestniczą w spotkaniach zespołu ds. MDW E 70. Próbuję nawet dodzwonić się do dyrektora, gdy to nie skutkuję idę na statek, by dowiedzieć się od pracownika, że… są wakacje. Pracownik wyszukuje pomieszczenia, w którym znajdują się dwa zlewozmywaki i stolik z sieciami przy którym mogę usiąść, podłączyć się do prądu i zacząć pisać tą relację. W tym czasie koledzy organizują transport i jadę po nową porcję paliwa. Po godzinie ruszamy. W porcie zostawiamy dwa dość luksusowe jachty motorowe, niewielką taksówkę rzeczną, „Łokietka” i barkę.
Kanał Bydgoski
Najbardziej rzucającą się w oczy cechą Kanału Bydgoskiego jest to, że jest prosty jak strzała. Szeroki, ciągnący się przez 24 km i 700 metrów kanał zbudowany został w l. 1772-75 i przebudowany w latach 1910-15.
Na kanale pokonujemy osiem śluz. Na trzech pierwszych wznosimy się (Nakło Wsch., Józefinki, Osowa Górna) ok. 7,5 metra, na następnych opadamy mniej więcej o tą samą wysokość (Prądy, Czyżkówko, Okole).
W Osowie Górnym spotykamy starszą parę na rowerach. – Żona chciała koniecznie zobaczyć śluzę, więc z nią tu przyjechałem – mówi starszy pan. Sam przez wiele lat żeglował. Oczywiście, zna Zalew Wiślany i gdy słyszy moje nazwisko, pyta o Kanał przez Mierzeję. Przyznam, że wodniacy w całej Polsce wiedzą o naszych problemach. Gdy mówimy, że jesteśmy z Elbląga lub, że płyniemy na Zalew Wiślany, zaraz pytają o tą inwestycję.
Pływanie po Kanale Bydgoskim jest dość monotonne. Bez żadnych zakoli, meandrów, przystani, marin, praktycznie tylko wśród łąk i drzew. Taki krajobraz koi do snu i tak też duża część uczestników wyprawy go przebyła.
Tym bardziej, że ruch na kanale jest prawie żaden. Minęliśmy się z jedną motorówką, jednym kajakiem i wyprzedziliśmy jednego wędkarza na łódce, który akurat przy nas wyciągnął okonie. Zaraz zresztą go wypuścił – pewnie był nie wymiarowy.
W Bydgoszczy powiało Europą
Przed śluzą Czyżkówko – 17 km od Wisły - zatrzymaliśmy się na noc. Przystań, na której zacumowaliśmy otwarta została 30 maja tego roku. Kilkanaście stanowisk, boje ułatwiające cumowanie łódek, pomosty z gniazdami elektrycznymi a po drugiej stronie szutrowej drogi Ośrodek Sportowy „Gwiazda” z prysznicami, monitoringiem, boiskami ze sztuczną nawierzchnia i oświetleniem. Jednym słowem standard europejski i to ten z wyższej półki. Ile to kosztuje – Nic – odpowiada gospodarz obiektu. – Nie ma jeszcze cennika, więc kochaniutki, macie wszystko za darmo. Kąpać się możecie całą noc – dodaje i chętnie oprowadza po obiekcie, tłumacząc co do czego służy. Łukasz biegnie po kamerę i nagrywa przyjaznego wodniakom gospodarza. Wieczorem wszyscy wykąpani i wypoczęci gawędzimy do późnych godzin. Co chwilę ktoś podchodzi, pyta skąd i dokąd płyniemy – co oznacza to mapa, która przypięta jest do burty „Ventusa”. Podjeżdża pan hydrolog i z zapałem opowiada o MDW E 70.
Rankiem następnego dnia zadzwonił pan Posłuszny z Mogilna, z którym spotkaliśmy się na Noteci. – Czekam na was przy śluzie nr 4 – zakomunikował. Niestety, my wpływaliśmy już na Wisłę. Żałował, bo do Bydgoszczy wrócił o 22.30, a więc mniej więcej w tym samym czasie, gdy my przybijaliśmy do przystani. – Mój syn mieszka od tej przystani 15 minut drogi, byśmy sobie porozmawiali. Umówiliśmy się na spotkanie w Elblągu.
Dzwonił też Mirosław Czerny, znany działacz wodniacki. – Jurku, zamieszczę twoje relacje na swoim portalu. – Jasne, nie ma problemu – odpowiadam.
Rano o 7.00 startujemy. Na śluzach Czyżkówko i Okole opuszczamy się po 7 metrów. Obie śluzy napędzane są mechanicznie. Na śluzie Okole widać ogromne tuleje, w których woda opadając napędza mechanizm uruchamiający wrota. Okole, bliźniacza śluza położona jest zaledwie kilometr dalej. Sprawnie i szybko opadamy w dół. Za śluzą opuszczamy Kanał Bydgoski i wpływamy na Brdę, zwaną brzydko Skanalizowaną.
Przed nami śluza miejska nr 2 na 12,4 km. Za nią już centrum Bydgoszczy. Teraz już płyniemy po Brdzie przez Bydgoszcz. Choć na talerzach leżą stosy kanapek przygotowanych przez Karolinę, my rozglądamy się na lewo i prawo, robimy zdjęcia, notatki, Łukasz filmuje.
Bydgoszcz widziana od strony rzeki bardzo nam się podoba. To miasto żyje wodą – to widać. Przystanie, szkoły wioślarstwa i kajakarstwa, tramwaje wodne, sporo jednostek pływających – na razie na uwięzi, ale przecież jest dopiero godz. 9 rano. Bydgoszcz jest piękna – po raz pierwszy konstatuje, choć w tym mieście byłem już nie raz. To ciekawe, jak różny może być odbiór miasta widzianego z ulicy i z rzeki.
Dochodzi godzina 10. Dopływamy do śluzy Czersko Polskie. Ogromna, dwa razy większa od 21, które pokonaliśmy na Noteci Dolnej, Kanale Bydgoskim i Brdzie. Ma 115 metrów długości i 12 m szerokości. Nowoczesna, betonowa, jeszcze nie omszała. Całkowicie zautomatyzowana. Pokonujemy ją sprawnie. Ledwo zdążyliśmy ją obfotografować i sfilmować. – Schodzimy tylko 2,4 metra, bo stan wody na Wiśle jest wysoki – informuje śluzowy.
Wisła – królowa polskich rzek
Teraz już tylko kilometr szerokiego ujścia Brdy do Wisły i skręcamy na północ. Owiewa nas ciepły północny wiatr. – Płyniemy z prędkością 17-18 km na godzinę – informuje komandor Lech Gajewski. – Zatrzymamy się w Grudziądzu. Jest szansa, że dopłyniemy dzisiaj do Torunia – dodaje.
Królowa polskich rzek to przedostatni etap naszej podróży. Koło Bydgoszczy jest piękna i dostojna. Co nam pokaże dalej? Czy zagrozi mieliznami, przed którymi wielu nas ostrzegało – zobaczymy już dzisiaj.
Jerzy Wcisła
Na przekopie Mierzei, można by też założyć turbiny i narobić prądu aż do Piasków. Tylko pewnie te drgania wypłoszą ślimaki
Szkoda że Pan Wcisła interesuje się drogą wodną leżącą poza naszym województwem bardziej, niż analogicznymi projektami na terenie, który mu bezpośrednio podlega. Pieniądze wydane na MDW E70 można było z powodzeniem wykorzystać na opracowanie projektu koncepcyjnego Kanału Morąskiego. No ale widać, że pan Wcisła pracuje w UM woj. Warmińsko-Mazurskiego za karę i robi wszystko, by wspierać sąsiadów z Pomorza, a mieszkańców Morąga i Miłakowa ma w d... Przeczytajcie na ten temat na Gazecie Elbląg.
Kogo obchodzą wakacje jakiegoś dziadka? Chyba nie macie oczym pisać...
Chciałbym się upewnić, jakież to oskarżenia p. Wcisła uważa za nieprawdziwe. Czy nieprawdą jest, że za publiczne pieniądze grupka starszych panów (w tym urzędnik samorządowy Wcisła) zorganizowała sobie spływ. Dlaczego podatnicy mają fundować wakacje dorosłym, zdrowym i majętnbym osobom? Dlaczego p. Wcisła nie zorganizuje wakacji dzieciom z ubogich rodzin? Jaki sens ma płynięcie motorową łodzią, uregulowanym szlakiem, komercyjną trasą, która została już dawno wielokrotnie opływana i opisana?
mieszkańców Morąga i Miłakowa ma w d... Tak. Ja tez mam ich tam. interesuje mnie turysta z niemiec a może i z Holandii. bez takich wypraw nikt nie jest w stanie kstruktywnie rozmawiać o szlakach wodnych. Popieram! natomiast ze zniecierpliewieniem oczekuje informacji o zanieczyszczeniu zalewu, o przekopie mierzei oraz o PR dotyczacym naszych utraconych terenów na mierzei i zalewie. Kto doprowadził do tego stanu. Uważam ze jet to sprawa prokuratorska.
Różnica między tobą a Wcisłą jest jednak taka, że ty ggr jako osoba prywatna masz prawo mieć w d... mieszkańców Morąga i Miłakowa, ale pan Wcisła nie - ponieważ jest urzędnikiem URZĘDU MARSZAŁKOWSKIEGO odpowiedzialnym terytorialnie nie tylko za sprawy Elbląga, ale wspomnianego już Morąga i Miłakowa również. I to, że się komuś to nie podoba, że podział administracyjny nie taki, nie ma tu nic do rzeczy. Jeżeli panu Wciśle nie podoba się to województwo, to nikt mu nie każe być urzędnikiem - reprezentantem WARMIŃSKO-MAZURSKIEGO. Zawsze może się zameldować w Nowym Dworze lub Malborku ii przy jego doświadczeniu i koneksjach z pewnością bez trudu znajdzie posadę jako dyrektor wydziału Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego - i wtedy wszystko będzie w porządku.
ale wy macie nasrane! ludzie siedzą za biurkami i nic nie robią - to źle, a jeśli odważył się zorganizować taki rejs, zaznaczmy, że dziewiczy rejs to też źle ... spoko nie kumam was. Z warszawy czytam teksty i jestem zadowolony z pomysłu itp bo brak dobrych map co gdzie jest, a jak wiadomo wakacje na wodzie fajna sprawa
Ja sie pytam gdzie sa boiska do koszykowki ktore Wcisla obiecal kilka lat temu w wyborach????
No to teraz wiemy, co pan W. porabia za publiczne pieniądze jako urzędnik samorządowy (pije kawę i czyta gazety). Cóż jednak innego mógłby robić, skoro posadę uzyskał z klucza partyjnego i nie ma do niej żadnego przygotowania ani wiedzy. A rejs służy, panie W., własnej promocji (wybory samorządowe przecież niedługo), a dodatkowo - są to sympatyczne wakacje na koszt podatnika. Wiedzę o szlakach wodnych powinien był Pan mieć przed objęciem funkcji w Urzędzie Marszałkowskim, gdyby proponowano ją osobie bezpartyjnej, na pewno takie wymaganie by stawiano.