Mija 71 lat od pożaru hali produkcyjnej nr 20 Zakładów Mechanicznych Zamech w Elblągu, który stał się iskrą zapalną do stalinowskich represji. Ponad dwustu mieszkańców Elbląga zostało aresztowanych pod zarzutem sabotażu. Troje skazano na śmierć, sześcioro na długoletnie więzienie. Dziś (17 lipca) w rocznicę Sprawy Elbląskiej złożono kwiaty pod pomnikiem poświęconym jej ofiarom.
Dziś przypada 71. rocznica Sprawy Elbląskiej, wydarzeń, które nadal są żywe w pamięci elblążan, które są dowodem okrucieństwa stalinowskiego reżimu. (...) Nadal nie zostały wyjaśnione ich kulisy, a winni tej bestialskiej zbrodni nie zostali ukarani. Naszą powinnością jest jednak zachowanie pamięci o wydarzeniach tamtych lat i przekazywanie jej pokoleniom młodych elblążan. Tą uroczystością to właśnie czynimy
- mówił Antoni Czyżyk, przewodniczący Rady Miejskiej w Elblągu.
W nocy z 16 na 17 lipca 1949 roku ogień strawił halę produkcyjną nr 20 zakładów. Pod pretekstem zbadania przyczyn pożaru władze komunistyczne rozpoczęły represje, nazwane później Sprawą Elbląską. - Ucierpieli zarówno pracownicy, ich rodziny, jak i osoby niezwiązane z zakładem. Pod zarzutem sabotażu aresztowano ponad 200 osób. W różny sposób prześladowano około tysiąca mieszkańców. Władza wykorzystała pożar do napiętnowania polskich reemigrantów z Francji, starając się wskazywać na ich winę. Polscy reemigranci przybywali do Elbląga w latach 1945 - 1949, głównie z terenów przemysłowych Francji. W oczach komunistów nie liczyło się, że chcieli wrócić do Polski i mieli doświadczenie pracy w przemyśle ciężkim, podejrzany był już sam kierunek z którego przybywali, a więc zachód. W procesie głównym na karę śmierci skazano Francuza Jeana Bastarda oraz reemigrantów: Andrzeja Skrzesińskiego i Alojzego Banasiewicza. Na wieloletnie więzienie innych mieszkańców: Stefana Czyża, Adama Basistę, Bolesława Jagodzińskiego, Bolesława Bubulisa, Edwarda Dawidowicza i Józefa Olejniczaka. Wyroków śmierci nie wykonano. Osoby skazane uniewinniono jednak dopiero w 1956 roku, po długim czasie więziennej odsiadki - przypomniał wiceprezydent Elbląga Michał Missan.
Dziś oddajemy hołd wszystkim ofiarom Sprawy Elbląskiej. Nasza społeczność przywołuje tamte wydarzenia, które są gorzką lekcją funkcjonowania systemu stalinowskiego. Wspominamy dziś również zmarłego we wrześniu ubiegłego roku Józefa Olejniczaka, który jeszcze kilka lat temu brał udział w uroczystościach rocznicowych, dając nam współczesnym świadectwo tamtych wydarzeń
- podkreślił wiceprezydent.
W piątek (17 lipca) przy Pomniku Ofiar Sprawy Elbląskiej uczczono pamięć elbląskich ofiar stalinowskich prześladowań. Udział w uroczystości wziął również Marian Pilarz, jeden z ostatnich świadków Sprawy Elbląskiej.
Do Elbląga przyjechałem z Francji w 1948 roku, w 1949 r. zostałem aresztowany. Pracowałem w Zamechu. Tego dnia, gdy w nocy spłonęła hala, rano normalnie poszedłem do pracy. Po południu zabrano mnie na przesłuchanie. Stamtąd przewieziono mnie już do aresztu w Gdańsku, gdzie spędziłem osiem miesięcy. Czegoś takiego nie spodziewałem się przyjeżdżając do Polski. To był trudny czas. Jednak przetrwałem i żyję do dziś
- mówił Marian Pilarz.
Sprawa Elbląska jest jedną ze smutniejszych kart powojennej historii Elbląga. - Jest idealnym przykładem na to, w jaki sposób można zmanipulować wszelkie dowody i skazać niewinnych. Tego, jak w systemie stalinowskim można było złamać człowieka, spreparować dowody i skazać go za czyny, których nie popełnił - mówił Daniel Czerwiński z Instytutu Pamięci Narodowej Oddział w Gdańsku.
Wydarzenia z lipca 1949 roku nadal budzą sporo pytań, chociażby o to, co tak naprawdę stało się w nocy w hali nr 20 i dlaczego sprawa "wyjaśnienia" przyczyn pożaru była tak ważną dla ówczesnych władz. Ich wytłumaczeniem zajmuje sie m.in. IPN.
Co było przyczyną pożaru? Jeśli spojrzymy na badania biegłych, których opinie znajdują się w aktach rozprawy, to jednoznacznie wskazują oni na to, że było to podpalenie. Wiemy jednak z innych źródeł, że ci biegli zostali zmuszenia do napisania takiej, a nie innej opinii. Mieliśmy tu do czynienia z wypadkiem. Natomiast władza komunistyczna nie mogła zrozumieć w jaki sposób nowa hala, która oddana została do użytku niecały rok wcześniej, mogła spłonąć, w jaki sposób nowoczesne maszyny mogły zostać zniszczone. Dlatego należało znaleźć jakichś winnych, a w Elblągu polscy reemigranci z Francji stanowili na tyle liczną grupę, że można ich było powiązać z tymi wydarzeniami, tym bardziej że w tamtym okresie mamy napięcia na linii Polska-Francja. Pamiętajmy również o tym, że rok 1949 to jest rok, kiedy władza komunistyczna umocniła się na tyle, że mogła pozwolić sobie na większe represje wobec społeczeństwa i zaczęła też realizować plan pięcioletni, który był silnie powiązany z rozwojem przemysłu ciężkiego. Dlatego też władza nie mogła sobie pozwolić na to, żeby fabryki budowane w ramach ich propagandowego tworu, jakim miał być plan pięcioletni, tak po prostu płonęły. To też wyjaśnia, dlaczego w ten sposób, postąpiono, dlaczego tak silnie represjonowano społeczeństwo, nie tylko pracowników Zamechu, ale również osoby, które nie miały nic wspólnego z Zamechem
- dodaje Daniel Czerwiński.
Non stop pomnik zastawiony jest samochodami. Niszczone są trawniki i krzewy. Co słupów i innych blokad nie można zamontować.
Ten Pan na ławeczce usiadł dumnie na tle miasta. Ławeczka też wygląda ja miasto. Co do sloganów wygłaszanych o pamięci elblążan, to potwierdzeniem tego jest gremialny udział "pamiętających" i ich nieprzebrane tłumy. "Wygłosimy", rzucimy wiązankę i znicz na glebę i rok mamy z głowy. Myślimy tylko aby tłum pamiętających nie stratował się w czasie rozchodzenia po upamiętnieniu.
faktycznie tlumy elblazan delegacja ratuszowych i paru gapiow
I zlom a kolkach ustawiony byle stał wszrdzie . Gdzie jest straż miejska. Niszczą zielen .