24 maja minął termin zgłaszania kandydatur w konkursie na prezesa EPEC-u. Warunki konkursu eliminowały prezesa EPEC, Łukasza Piśkiewicza. Czy to zamyka wielomiesięczną dyskusję wokół EPEC?
Przede wszystkim, zła, a nawet groteskową jest decyzja o takiej konstrukcji konkursu, by wyeliminować z niego obecnego prezesa. Bo jeżeli Piśkiewicz był takim złym prezesem, to chyba nie ma powodu uważać, że komisja konkursowa tego nie zauważy. Po co więc takie manipulacje, które eliminują nie tylko Piśkiewicza, ale wszystkich kandydatów z wykształceniem prawniczym czy ekonomicznym tylko dlatego, że właśnie takie wykształcenie miał Piśkiewicz. Poza tym zdumiewający jest fakt, iż członkami komisji konkursowej są ludzie prowadzący działalność konkurencyjną w stosunku do EPEC, mogący być zainteresowani wyborem tej lub innej osoby, w dodatku mający swoją nie do końca przejrzystą przeszłość związaną z EPEC.
Uważa Pan, że należało umożliwić łukaszowi Piśkiewiczowi startowanie w konkursie?
Oczywiście. Proszę zwrócić uwagę na to, że wszystkie te groźne armie kontrolne, od Centralnego Biura Antykorupcyjnego przez Urząd zamówień Publicznych i na miejskich organach kończąc, inspirowane donosami różnych zainteresowanych osób, nie postawiły prezesowi Piśkiewiczowi żadnego poważnego zarzutu. Poważnego, czyli takiego, który pozwalałby traktować prezesa EPEC , jak człowieka nieodpowiedzialnego, czy wręcz skorumpowanego.
Jednak zarzuty się pojawiały.
Zarzut popełnienia jakiegoś błędu w postępowaniu inwestycyjnym można postawić prawie wszystkim osobom, które pojęły się takiego wyzwania w trybie zamówień publicznych, w dodatku z udziałem środków unijnych. Proszę sobie przypomnieć budowę kładek na rzece Elbląg, Ratusza Staromiejskiego, modernizację ulic – każda z tych inwestycji kończyła się inaczej niż zakładano w projekcie, czyli zawierała w sobie błąd, który wymagał korekt procentowo większych nawet niż te, jakie zostały nałożone na EPEC.
Nie wszędzie jednak pojawia się CBA.
Rzeczywiście. Przyznam, że mnie to także zaszokowało. Ale miałem czas ochłonąć, bo CBA nie tylko nie znalazła argumentów, by wyprowadzić prezesa w kajdanach, ale nawet nie sformułowała karnych zarzutów. Mało tego, drugi organ wyszkolony w tropieniu nieprawidłowości – Urząd Zamówień Publicznych i Rzecznik Dyscypliny Finansów Publicznych – odstąpił od wszczęcia postępowania wobec prezesa i pracowników EPEC z powodu niestwierdzenia naruszenia dyscypliny finansów publicznych. Jest to jedyna ustawowo władna instancja do oceny tego typu naruszeń. Summa summarum, dobrze się stało, że kontrole się pojawiły, trzeba jednak umieć wyciągnąć z nich wnioski. Przede wszystkim trzeba umieć poczekać na ostateczne wyniki tych kontroli, a nie iść po linii medialnych wypowiedzi ludzi, którzy za nic nie odpowiadają.
Jest Pan pewien, że te wyniki będą dla Łukasza Piśkiewicza korzystne?
Tego nie wiem, ale żelazna reguła praworządności mówi, że nie można nazwać kogoś winnym, póki się tego nie udowodni. Jeśli tej zasady nie będziemy przestrzegali, to za chwilę będziemy na stanowiskach kierowniczych mieli ludzi, którzy nie będą chcieli ryzykować podjęcia żadnej decyzji, w myśl zasady: kto nic nie robi, ten nie popełnia błędów. Myślę, że nikt by się nie czepiał prezesa , gdyby nie porwał się na inwestycję, która wzbogaciła majątek naszego miasta o 20 mln zł. Tylko, czy na pewno o taki model menedżerstwa nam chodzi?
Jakie znaczenie dla sprawy ma fakt, że rzecznik dyscypliny finansów publicznych nie znalazł powodów do wszczęcia postępowania, uznając, że nie naruszono zasad dyscypliny finansów publicznych podczas przetargu?
Dla niektórych powinien być to kubeł zimnej wody lany na głowy rozpalone tropieniem wymyślonej afery. To kolejna instytucja – dodajmy – wyszkolona w tropieniu nieprawidłowości, która mówi „były jakieś usterki”, ale natury technicznej, a nie kryminalnej, jak chcą piewcy teorii spiskowej. Szkoda, że Prezydent Miasta nie jest odporny na taki negatywny PR. Przypomnijmy, że mówimy o Regionalnej Izbie Obrachunkowej, ustawowo powołanej do kontroli finansów samorządowych, w tym realizacji budżetu gminnego. Podejrzewam, że gdyby RIO pozytywnie zaopiniowała budżet Elbląga, a radni nie udzielili prezydentowi absolutorium, to by miał do nich pretensje i powoływał się na fachowców z RIO, ale w tym przypadku jest odporny na argumenty tej instytucji.
Czy te spostrzeżenia były przedmiotem rozmów Pana i posłanki Elżbiety Gelert z Prezydentem Elbląga Witoldem Wróblewski?
Oczywiście, spotykaliśmy się z Prezydentem Miasta. To element mojej pracy i pracy posłanki Elżbiety Gelert. Rozmawialiśmy też o sytuacji w EPEC-u, ale nigdy nie był to przedmiot jakichś targów czy negocjacji. Nie wpływaliśmy na decyzje Prezydenta Miasta.
A jednak dzisiaj dokonuje Pan oceny tych decyzji?
Tak, ale post factum. Uważam, że należało poczekać na zakończenie wszystkich dochodzeń, wyjaśnienie wątpliwości i oskarżeń, a nie skreślać młodego człowieka, który zdążył się już sprawdzić jako dobry menedżer. Myślę, że Elbląga nie stać na taką rozrzutność, bo wbrew pozorom nie mamy zbyt długich ławek z kadrami zarządzającymi.
Pana zdaniem EPEC był dobrze zarządzany?
Wyniki spółek są łatwo weryfikowalne. EPEC ma dobre wyniki, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę ciepłe zimy, które znacznie ograniczyły dochody ze sprzedaży ciepła. Pozyskano nowych odbiorców, zracjonalizowano zatrudnienie, firma ma stabilność finansową chyba najlepszą w Elblągu. Mało tego – mimo że zmniejszono zatrudnienie o około 40 osób, prezes ma poparcie związków zawodowych! To rzadki dar: wprowadzać przymus ekonomiczny i nie zrażać pracowników! Życzę potencjalnemu następcy nie gorszych wyników.
Domyśla się Pan, kto może zostać następcą?
(śmiech). Teoretycznie może nim być nawet… Łukasz Piśkiewicz. Ale, bez żartów. Nie mam pojęcia, chociaż wiem, kto wystartował do tego wyścigu i znam plotki pojawiające się już wcześniej o tym kto go wygra, ale takie spekulacje zostawmy na boku. Niezależnie od tego, kto zostanie prezesem, mam nadzieję, że będzie kontynuował dobre zarządzanie firmą, a nie zacznie zajmować się grzebaniem w papierach oraz ludziach, by zohydzić ludziom przeszłość – co zaczyna być modnym politycznie trendem – lub blokowaniem wyjaśnianie oskarżeń wysuwanych wobec obecnego prezesa. Przypomnę przy okazji, że w EPEC do niedawna, na kierowniczym stanowisku pracował Krzysztof Żochowski, który dzisiaj jest prezesem spółki Energa Kogeneracja. To też świadczy, że w tej firmie był właściwy klimat do pracy i każdy – niezależnie od poglądów – mógł się tu realizować.
Na ocenę pracy prezesa kładzie się cieniem wysoka cena ciepła.
Faktem powszechnie wiadomym jest, że drogie ciepło jest kupowane w elektrociepłowni. aby to zmienić należy podjąć strategiczną decyzję np. o budowie własnego źródła ciepła. Jednakże taka decyzja należy do właściciela spółki a nie zarządu. Organ właścicielski nie podjął do tej pory żadnej decyzji w tej sprawie. Problemu nie rozwiąże się zmianami kadrowymi. za ciepło płacimy elektrociepłowni ponad 60 mln rocznie, to samo ciepło kupowane w EPEC kosztowałoby na dzień dzisiejszy około 40 mln, czyli dużo taniej. Taka inwestycja przyniosłaby realne i odczuwalne przez każdego mieszkańca efekty.
Z Jerzym Wcisłą rozmawiała
W końcu Panie Pośle, prawda jednak sama sie obroniła.
Panie senatorze a może ktoś powinien odpowiedzieć za te nagonkę na EPEC. Przecież wszyscy wiedzą kto to nakręcił
No proszę czyli sztuczna afera w EPEC! Ciekawe dlaczego tak nakręcona??
Jeżeli jest choć cień prawdy w tym co mówi pan senator to prezydent winien poddać swoją ocenę sytuacji EPEC zmianie. Niemmówiæc o denuncjatorach
teraz pewnie zaczną szczekać komuchy!
Trzeba było trochę poczekać, aby prawda wyszła na jaw Brawo
Jak wielka mydlana bańka pękła. A denuncjatorzy gdzie? Wywalić na zbity pysk z RN EPWiK
Jaka władza takie i rządzenie. Jestes za PO
Teraz w końcu kolej na uczciwy ruch Prezydenta i obiektywne rozpatrzenie sprawy EPEC
Wszyscy nawet w UM wiedzieli że to nagonka LSD. Brawo panie Jurku