Podczas tegorocznego Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Słowa „Czy to jest kochanie” wystąpili aktorzy Teatru Capitol ze spektaklem „Drugi rozdział”. Tamara Arciuch, która wcieliła się w postać Jenny, opowiedziała nam m. in. czy gra z życiowym partnerem (Bartkiem Kasprzykowskim) sprawia aktorce trudność.
Rozmawiamy podczas odbywającego się w Elblągu Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Słowa. Czy w dzisiejszych czasach ludzie świadomie posługują się słowem?
Gdy patrzy się na młodych ludzi ze szkół średnich, którzy czasami grają w serialach, bo taka jest potrzeba, to słychać, że ta mowa jest niedbała. Myślę, że warto zwrócić uwagę na to, żeby mówić dobrze. W takim spektaklu jak „Drugi rozdział”, który oparty jest na dialogu, na rozmowie bohaterów, gdyby umknęły słowa i emocje, jakie mają nieść, widz nie wiedziałby o co w przedstawieniu chodzi.
Czy festiwale, podczas których młodzi ludzie prezentują poezję i prozę, to dobry pomysł?
Każda forma zwrócenia uwagi na literaturę jest dobra. Natomiast każdy człowiek, który się tym zajmuje chciałby sprawdzić, czy jego interpretacja znajduje pozytywny oddźwięk. Festiwale czy przeglądy dają takie możliwości.
Czy wchodząc na scenę aktor na tyle wczuwa się w rolę, że zapomina o całym świecie?
Na tym polega profesjonalizm aktorów. I to nie chodzi tylko o zapomnienie na czas spektaklu o prywatnych problemach, ale także czasami trzeba pokonać fizyczną słabość i zagrać przedstawienie mimo gorączki czy złego samopoczucia tak, by widz nie zorientował się, że coś nam dolega.
Pani rola oparta jest na skrajnych emocjach. Kiedy kończy się spektakl, emocje które włożyło się w rolę mijają od razu?
W takich emocjonalnych scenach, kiedy się przekracza wysoki próg wiadomo, że wychodząc za kulisy nie następuje pstryk i już aktor wraca do rzeczywistości. Potrzebna jest ta chwila na wyciszenie. Ale następuje to szybko i już w garderobie żartujemy i rozmawiamy normalnie, nie przeżywając problemów postaci.
Na koniec chciałabym zapytać o granie na scenie z bliską osobą. Czy to ułatwia pracę, utrudnia czy wcale się tego nie dostrzega?
Dla mnie nie ma to znaczenia. To, że Bartek jest moim partnerem też w życiu, nie przeszkadza mi. Na scenie widzę nie jego, lecz postać którą gra. Oczywiście, gdy widzę, że dzieje się z nim coś złego, to będę starała się wybawić go z opresji. Ale to samo dotyczy pozostałych aktorów na scenie. Jeżeli np. zgubią tekst, to wiadomo, że będzie trzeba coś „przyszyć”, uratować sytuację. Natomiast w relacji partnerskiej nie ma to znaczenia. Na przykład jak Faye i Leo (w tej roli Bartek Kasprzykowski – przyp. red.) się całują, to myślę sobie „a dzisiaj wejdę trochę później, zobaczymy co zrobią?”.
Fajna. Lubię ją