W środę w godzinach popołudniowych Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Elblągu odebrało telefon on mieszkańca ulicy Częstochowskiej, który twierdził, że pies trzymany przez księdza jest trzymany na krótkim łańcuchu. Sytuacja miała mieć miejsce w Parafii Św. Alberta w Elblągu.
Zastępca kierownika schroniska, pani Małgorzata Wilińska miała już interwencję u księdza 1,5 roku temu. - W maju 2013 r. Byliśmy na interwencji w tym kościele. Wezwanie dostaliśmy od okolicznej mieszkanki. Wtedy ksiądz miał cztery psy, oddał nam dwa. Twierdził, że tylko te dwa należą do niego, że są zachipowane i posiada książeczki zdrowia, a pozostałe są bezdomne. Nie zapłacił za pobyt psów w schronisku, chociaż przebywały u niego kilka lat i nigdy nie zgłosił tego faktu do nas - mówiła.
Pojechaliśmy na miejsce sprawdzić, czy pies ze zgłoszenia ma rzeczywiście złe warunki. To, co zobaczyliśmy wprawiło nas w osłupienie – pies był przymocowany łańcuchem do muru kościoła. Łańcuch miał ok. 5 metrów. Z pewnością zwierze – pomimo tego, że stała buda – nie miało możliwości schowania się do niej i stało w deszczowej aurze pod gołym niebem. Nie byliśmy w stanie zobaczyć czy pies miał wodę i jedzenie w misce, jednak były postawione na deszczu. Teren był ogrodzony i bez pomocy OTOZ-u nie byliśmy w stanie nic zrobić.
W czwartek była kolejna interwencja. Na miejsce pojechała pracownica schroniska. Jak się okazało – psa już nie było, został tylko łańcuch. Od okolicznych mieszkańców zdobyto informację, że psa zabrali Państwo Rudniccy, właściciele złomowisk w Elblągu.
Po odnalezieniu domu Państwa Rudnickich właściciel przyznał się do zabrania psa, odmówił jednak pokazania zwierzęcia. Dom był szczelnie ogrodzony, pracownica elbląskiego schroniska postanowiła wezwać na miejsce Policję. Interwencja zakończyła się fiaskiem, ponieważ nowy właściciel nie odebrał domofonu.
W dniu wczorajszym udaliśmy się do Parafii z Małgorzatą Wilińską. Brat Marek, którego zastaliśmy na miejscu nie chciał udzielić nam żadnych informacji. Groził sądem i wyprosił nas z kościoła.
W międzyczasie pojawił się proboszcz Mieczysław Tylutki, który potwierdził informację, że psy zostały oddane. -Cieszę się, że jeden i drugi pies, bo jednego psa widziałem – ma domek jednorodzinny i ma swoje miejsce. Drugi z tego co wiem - będzie na terenie firmy - stwierdził. Jak zapewniał ksiądz, zwierzęta zostały przebadane przez weterynarza i są zdrowe.
W jakich warunkach zwierzęta żyły do tej pory? Dlaczego po naszej interwencji z dnia na dzień psy zostały oddane? Tego już się nie dowiemy. Polskie prawo dotyczące zwierząt jest mocno ograniczone, a schronisko ma uwiązane ręce. Możemy mieć nadzieję, że psy będą miały lepsze warunki w nowych domach.
no i widać że pan wójt i pleban to jedna sekta, jeden wspiera drugiego a lud wciąż ciemny wierzy im
nie pokazali - pewnie "z miłosierdziem" się go pozbyli
miłosierdzie pełna gębą
Ksiądz męczydusza.
Co by na to powiedział papież Franciszek? Wstyd mi za tego księdza, na szczęście należy do mniejszości i niech tak zostanie.
Zajmijcie się ludzką dolą najpierw, a nie kundlami. Ludzie nie mają co do gara włożyć tak im peło zapewniło to swoje "by żyło się lepiej". I się żyje lepiej jak jasna cholera!
Xiunc ludzie mają rączki więc mogą zarobić a nie tylko chlać i palić i płakać że źle poza tym mogli iść do księdza ich religia uczy o pomaganiu i życiu w miłości... może by wziął cię na łańcuch i rzucił trochę ochłapów do jedzania, poza tym już kurde człowieku nie kłam że ludzie nie mają co jeść bo na prawdę są instytucje zajmujące się pomaganiem ludiom więc Z CZYM TY KUWA MASZPROBLEM
Tak to wygląda na Częstochowskiej - ale agitacje pisowską to potrafią robić .Wstyd
Katabasowi tylko brzytwę podać, gdyby się topił.
przestancie pisac nieprawde -pies mial tam dobre warunki.Ten co wypisuje te klamstwa mogl wziasc tego psa do swojego domu i zaopiekowac sie nim.