Czy potrzeba nam było konsultacji społecznych, na które, na przełomie kwietnia i maja br. Urząd Miasta zaprosił nas, mieszkańców do wspólnego rozpatrywania dokumentu "Analiza społeczno-gospodarcza Elbląga", której to tekst ma być ważną częścią "Strategii Rozwoju Elbląga 2020+"? Uczestniczyliśmy we wszystkich spotkaniach obserwując frekwencję, i słuchając postulatów mieszkańców przybyłych na debaty. Zwracaliśmy też uwagę na rzetelność i poziom spotkań prowadzonych przez urzędników miejskich. Wnioski wyciągnięte z tych jedenastu spotkań są zaskakujące.
- „Analiza społeczno-gospodarcza Elbląga” jest pierwszym z etapów prac nad przyszłą strategią rozwoju miasta. Spotkania podzieliliśmy tematycznie. Zależy nam, by uczestniczyły w nich osoby zainteresowane danym tematem, ludzie z różnych środowisk. By otwarcie wyrażali swe opinie, by każde spotkanie było żywą dyskusją. Poprzednie władze miasta pisały Strategię Rozwoju Miasta w zaciszu gabinetów, nowa strategia będzie przygotowywana z szerokim udziałem mieszkańców. – mówił Grzegorz Nowaczyk prezydent Elbląga, zachęcając w ten sposób mieszkańców do brania czynnego udziału w każdej z debat.
Sedno konsultacji społecznych
Konsultacje społeczne były procesem, w którym przedstawiciele władz miejskim próbowali zaprezentować mieszkańcom to, co znalazło się w dokumencie "Analizy społeczno-gospodarczej Elbląga", która oparta była na rozbiorze danych statystycznych oraz na wynikach wybranych badań socjologicznych i ekonomicznych dotyczących miasta i miała ona za zadanie dostarczyć kompleksowej wiedzy na temat sytuacji Elbląga oraz trendów rozwojowych, tak aby w trakcie opracowywania strategii rozwoju móc formułować cele i zadania odpowiadające rzeczywistej sytuacji miasta. Konsultacje były pierwszą okazją co do tego, żeby wziąć udział w dyskusji i przeforsować swoje postulaty, wskazać błędy i sposoby ich naprawy, gdyż jak zapewniali urzędnicy - każdy głos zostanie przyjęty i rozpatrzony na użyteczność kolejnego dokumentu, który - de facto - tworzyć będzie podwaliny dla strategii przyjętej dla Elbląga aż do roku 2020. Z zainteresowaniem tymi tematem bywało jednak różnie. Frekwencja na konsultacjach nie była powalająca.
Pytaliśmy przybyłych na spotkania i uczestniczących w debatach mieszkańców, dlaczego dzieje się tak, że ludzie nie są za bardzo zainteresowani takimi spotkaniami i przychodziło na nie po kilka, w porywach kilkanaście osób? - Obserwując te konsultacje, każde spotkanie z osobna dochodziłem do niepokojących wniosków, związanych właśnie z nikłą frekwencją. - mówił Edmund Szwed, prezes Stowarzyszenia Akcja Wspierania Aktywności. - Poprzedni system polityczny sprawił, że obywatel nie miał szansy na to, aby zostać poinformowanym o zamierzeniach i planach przez władzę, obojętnie, czy to na szczeblu państwowym, czy tak jak w tym przypadku - lokalnym. – mówił Edmund Szwed. – Ot, władza zatwierdziła i podpisała, a obywatel miał grzecznie przyjąć i stosować. Oto mamy doskonały moment na zaprezentowanie swoich poglądów na rozwiązanie problemu, wymianę opinii i wspólną dyskusję i nie potrafimy z tego skorzystać. Uważam, że wynika to z błędnego przez nas przekonania, że skoro ktoś narzędzia władzy już zdobył, to nie będzie się chciał nimi dzielić. A obywatel myśli: "nie będę mu tej części władzy odbierał". A to błędne myślenie. Trzeba je zmienić, tak jak zmienił się system polityczny w kraju. W demokracji właśnie chodzi o decentralizowanie władzy, a takie konsultacje to doskonały sposób rozpraszania procesu decyzyjnego. - dodaje Edmund Szwed.
Poziom debaty politycznej
Zauważyliśmy również inną, bardzo niepokojącą rzecz, a mianowicie to, że mieszkańcy oczekiwali na spotkaniach, że konsultacje doprowadzą do wprowadzenia w życie ich postulatów. I uważali je za udane wtedy, gdy ich żądania zostały zaspokojone. - Błędnie niektórzy z nas zakładają, że te konsultacje służyć mają zaspokojeniu naszych żądań. Obserwuję i widzę, ze ludzie przychodzą tu ze swoimi prywatnymi problemami, które nijak się mają do założeń tego dokumentu, który mamy konsultować. - mówi Edgar Kmiecik, uczestnik wszystkich spotkań. - To rodzi nieporozumienia bo mieszkańcy chcą forsować na konsultacjach swoje interesy, urzędnicy próbują tłumaczyć, że to nie o to chodzi, że mamy odnosić się do dokumentu. Wątpię, żeby wszyscy przed spotkaniem przeczytali dany rozdział z "Analizy..", który mamy konsultować. W rezultacie wychodzi błędne koło napędzane dodatkowo niechęcią, bo ludzie uważają, ze władza znowu nie chce ich wysłuchać, a urzędnik tłumaczy cel spotkania, zamiast konkretnie dyskutować z mieszkańcami o problemach zawartych w tym dokumencie. - dodaje Edgar Kmiecik.
Skąd zatem problemy? Może zawiódł system, który jasno i wyraźnie określałby cele każdego ze spotkań? Zasadne jest też pytanie o to, czy już na samym początku zaistniał fakt braku rzetelnej informacji o terminach i tematach spotkań? Wprawdzie informacje o nich widniały na stronie Urzędu Miasta Elbląg, ale tu należy zadać pytanie jak często takie strony mieszkańcy odwiedzają? Czy nie jest to trochę działanie po linii najmniejszego oporu? Nie sposób nie przypomnieć tu sytuacji, gdzie na konsultacjach dotyczących gospodarki w mieście (08.05) zaproszenia na debatę wysłano do kilkudziesięciu z kilku tysięcy przedsiębiorców obecnych na rynku elbląskim. W efekcie, tak ważny dla naszego miasta i regionu temat rozwoju gospodarczego, także dzięki współpracy z małymi i średnimi przedsiębiorstwami został omówiony z kilkoma zainteresowanymi osobami.
Skąd się wzięły problemy?
Konsultacje społeczne powinny być traktowane jako pewien proces w edukacji zarówno mieszkańców, jak i urzędników. A przede wszystkim powinny być częścią kształtowania polityki miasta czy gminy. Muszą być dopasowane do strategii i rozwoju danego miejsca. Ten poziom debaty politycznej przyjęty przez mieszkańców na pierwszych spotkaniach zaczął znikać w trakcie trwania kolejnych. Mieszkańcy bardzo trafnie zauważyli dużo błędów w tekście „Analizy społeczno gospodarczej” przede wszystkim to, że badania statystyczne zostały przeprowadzone w 2010 roku, a więc w rzeczywistości tekst tego dokumentu bazuje na nieprecyzyjnych danych. Debatujący zgodnie stwierdzili i wyrazili zaniepokojenie, że dalsza praca nad dokumentem, który stanowić ma bazę dla programu "Strategia rozwoju Elbląga 2020+" może spowodować to, że zostanie on zbudowany na nieprawdziwych stwierdzeniach i nietrafnych badaniach. „Analiza społeczno-gospodarcza” nie jest dokumentem zamkniętym, jak zapewniali urzędnicy, więc wszelkie poprawki co do dokumentu zostały zapisane i mają zostać wprowadzone. – Oby tylko nie trafiły do kosza po spotkaniu. – denerwuje się pani Anna, z którą rozmawialiśmy po debacie dotyczącej problemu bezrobocia w naszym mieście. – Mam ciągle wrażenie, że to takie mydlenie nam oczu. I wie Pani, co jeszcze myślę? Że te spotkania to kolejny sposób naszych władz lokalnych na późniejsze rozmywanie swojej odpowiedzialności. – dodaje pani Anna. - Przecież, gdy coś nie wyjdzie, albo po zakończeniu inwestycji będą protesty, będzie mogła powiedzieć „my was pytaliśmy o zdanie, to są wasze postulaty, albo wręcz przeciwnie - nie mieliście żadnych uwag”. – mówi kobieta.
Najważniejszy jest nasz głos
Sedno sprawy leży więc gdzie indziej. Na marne jakościowo, czy ilościowo konsultacje społeczne nie składają się tylko i wyłącznie merytoryczne błędy w analizowanym tekście, niejasne cele debat, ich zły czas i miejsce, marny poziom debaty politycznej na linii petent-urzędnik, czy brak rzetelnej informacji o spotkaniach. To oczywiście ważne elementy składające się na cały trzon konsultacji, które zakończone będą sukcesem. Tutaj natomiast występuje coś innego, elementarny element, który stworzy władzy organizującej i zapraszającej na takie spotkania, czy to urzędnikom prowadzącym konsultacje – jak w tym przypadku - ścianę nie do przebicia i zakończy każdą konsultację fiaskiem. To problem braku zaufania, który narastał przez lata izolacji Obywatela od spraw Państwa i spychania go do roli pionka, którym łatwo można było sterować na państwowej czy lokalnej szachownicy politycznej. Sami urzędnicy latami stwarzali takie bariery. Dzisiaj mamy głos. I nie zapominajmy o jednym. Przyszedł czas, kiedy mamy możliwość kontrolowania poczynań władzy. Nauczmy się z tego korzystać.
Byłem obecny na niektórych spotkaniach. Nie mam pretensji do młodzieży z Urzędu Miasta prowadzącej tak ważne i strategiczne sprawy.Bo co 30-latkowie mogą wiedzieć o zawiłościach współczesnej działalności gospodarczej, i co zrobić, aby przedsiębiorcy uznali miasto za przyjazne. Pretensje trzeba mieć do władz miasta, które schowały się za plecami raczkujących urzędników i bały się konfrontacji ,nawet z tak nielicznymi. To nieudane spotkania. Nie widzę ,aby wniosły one coś ważnego.
świetny artykuł :)
Tekstu na takim poziomie trudno znaleźć w mediach ogólnopolskich a w E-gu ? Brawo info,brawo pani redaktor.Chodzenie na 11 spotkań ,zapoznawanie nas z ich tematyką i świetne podsumowanie.Tylko pozazdrościć umiejętności.Jeszcze raz gratulacje
Jak można dyskutować z władzą do której nie ma się zaufania, która nie jest wiarygodna? - nie widzę takiej szansy, a przysłowiowe bicie piany to ewidentna strata czasu. Poza tym - jak można oczekiwać od wyborców pomysłów na na przykład gospodarcze ożywienie miasta, kiedy za to właśnie wyborca płaci prezydentowi, wiceprezydentom, urzędnikom. Dla mnie te pseudokonsultacje to po prostu błazenada.
na przystankach miały wisieć plakaty podlców którzy odmówili obywatelom głosu w referendum nt wieku emerytalnego - i co i g.... kacyki związkowe ukręcili łeb sprawie, bo im wieszać zabronili - żałosna klika
@ w sprawach ogólnych I dalej niech tak "kacyki" robią, będą mieć więcej członków związku a co za tym idzie więcej składek...
Konsultacje społeczne. Przeczytałem, i zrozumiałem z tego tylko tyle, że społeczeństwo naszego miasta, nie dorosło jeszcze do konsultacji społecznych na temat dokumentu tej Analizy sp.-gosp. Społeczeństwo nie chce w nich uczestniczyć!. Jak pracowałem to jak ja chciałem znać opinie innych na jakiś temat to wyruszałem do nich, umawiałem się, prosiłem o spotkanie a nie zapraszałem do siebie. Takie postępowanie zawsze jest odpychające i przynosi skutki takie jak opisaliście. Pozdrawiam
Nasze sierotki po socjalizmie - a więc znakomita większość populacji elbląskiej w wielu pokoleniach nie czuje potrzeby i nie bardzo kuma, o co w tej całej samorządności chodzi - tak zresztą jak i władza. Daleko nam do zrozumienia i czucia samorządu w wymiarze niemieckim i nie sadze, aby ta sytuacja w jakikolwiek najmniejszy sposób uległa zmianie za jeszcze mojego życia. Liczne oznaki na to wskazują, które to nawet przez władze są pieczołowicie hołubione - wszak nie przysparzają im żadnych kłopotów a i w dziele profesjonalności i inicjatywy nie są zagrożeniem, bo doskonale odpowiadają i jednym i drugim - miernota górą w Elblągu.
bardzo dobry tekst, info się rozwija, brawo dla autora. tak to już jest, że obywatel nie ma zaufania do władzy i nie ma się czego dziwić... takie to już nasze polskie piekiełko. mnie się przede wszystkim rzuciło na oczy w dokumencie to, że dane nbyły przedstawiane wybiórczotak by pokazać, że jest super. Nie oto chodzi by taki dokument udowadniał wszystkim, że w Elblągu jest rewelacyjnie i miasto ma tylko małego pecha.
Co to za konsultacje kiedy z góry urząd zakłada, że ma racje i postulaty mieszkańca nie są uwzględniane?! W większości to była szopka!! Poziom prowadzących dawał wiele do życzenia i zniechęcał do uczestnictwa!!!!