Prowadzę ten sklep od dziesięciu lat, ale na wiosnę zamykam interes. Tutaj po prostu nie ma klientów. Dzisiaj siedzę od rana i ani jedna osoba nie zaszła, a takich dni jest więcej – mówi Dorota Wiśniewska, właścicielka jednego ze sklepów działających w miasteczku handlowym przy ul. Pestalozziego. Podobną decyzję podjęło wielu tamtejszych handlarzy. Część boksów już świeci pustkami.
Miasteczko przy czołgu funkcjonuje od ponad dwudziestu lat. Kiedyś elblążanie zaopatrywali się tam dosłownie we wszystko, od produktów spożywczych, na gazetach i rajstopach kończąc. Teraz miejsce przedstawia sobą raczej smutny obraz. Klientów kręci się tu jak na lekarstwo, a spora liczba boksów jest zamknięta. Pozostali handlarze mówią, że ich czeka to samo.
Późno zaczęłam pracować na swoim. Wcześniej robiłam u innych, ale gdy pięć lat temu otworzyłam warzywniak, w miasteczku był jeszcze ruch. Owszem żadna rewelacja, ale mogłam sobie pozwolić na normalne życie. Teraz to jest jakiś kosmos. Dziennie nie jestem w stanie sprzedać wiaderka ogórków kiszonych, czy worka ziemniaków, a to przecież podstawa, ludzie to jedzą. Praktycznie zarabiam tylko na opłaty. Przez dwa ostatnie miesiące musiałam jeszcze dokładać. Dawno bym już zamknęła, ale mi jeszcze zostały dwa lata do emerytury i tak ciągnę. Na pewno jednak nie zostanę tutaj tak długo, bo nie mam z czego dokładać. Planuję posiedzieć tu do wakacji. Będą nowalijki, to może pojawi się więcej klientów, ale też nie ma co liczyć na szaleństwo. Tak naprawdę to tylko przeciągam decyzję, żeby jak najmniej do tej emerytury mieć
– mówi pani Lilianna, która w miasteczku "przy czołgu" prowadzi warzywniak.
Podobne plany ma co najmniej kilku innych właścicieli. Chcą zostać do wiosny, a potem zlikwidować sklepiki.
Wiosnę będzie trochę więcej ludzi, liczę na to, że wyprzedam towar i zamknę interes. Nie ma innej rady. Tu po prostu nie ma klientów. Wszyscy teraz idą do sieciówek, tam mają promocję, wyprzedaże, ja sobie nie mogę na to pozwolić. Jak widzę w takim sklepie bluzkę za 15 zł, a ja taką samą za 15 zł kupuję w hurcie, to wiem, że choćbym chciała to ceną ich nie przeskoczę, bo nic nie zarobię
– wyjaśnia Dorota Wiśniewska, właścicielka sklepu z odzieżą dziecięcą.
Jak podkreślają sklepikarze, już od kilku lat nie było im łatwo się utrzymać. Jednak po dniach i miesiącach trudnych przychodziły weekendy i święta i zawsze jakoś udało im się związać koniec z końcem, a nawet zarobić. Od jakiegoś czasu i to nie wychodzi.
– Nawet na święta też nic nie zarobiliśmy. To już oznacza, że trzeba się zwijać – przyznaje pani Dorota.
Tylko jeden dzień przed świętami był taki, że klientów było dużo, ale żeby na tym jakiś super zarobek był to bez przesady. Kupowali głównie, marchewkę, cebulę, ziemniaki, czyli te najtańsze produkty. Po resztę, w tym droższe owoce, bakalie poszli do Biedronki
– dodaje pani Lilianna.
O swoją przyszłość boją się nawet ci, którzy na utarg nie narzekają. Mają świadomość, że przecież sami w miasteczku handlowym nie będą mogli funkcjonować.
W tej chwili nie narzekamy, klientów jest sporo. Fakt kiedyś było ich więcej, ale na tle innych sklepów jesteśmy chyba jeszcze w dobrej sytuacji. Mamy jednak świadomość, że jeśli wokoło znikną sklepy, to ludzi i do nas będzie mniej przychodziło. Im mniej punktów tym mniej ludzi. Proste? Boimy się, co będzie dalej
– mówi sprzedawczyni ze sklepu z nabiałem i pieczywem.
Miasteczko Handlowe przy ul. Pestalozziego znika powoli, boks po boksie. Takich miejsc jest w Elblągu więcej: Gildia Kupców Żuławskich czy Hala Elzam.
Czy dla małego handlu nie mam już w Elblągu miejsca? Czy razem z tzw. "ruskim rynkiem" przy ul. Teatralnej, czy i bazarem za Feniksem muszą przejść do historii Elbląga?
A co sądzą na ten temat nasi czytelnicy? Czekamy na wasze wypowiedzi.
takie mamy czasy, że gdzie taniej i WYGODNIEJ tam idziemy kupować, ja sam chodzę na rynek czy miasteczko, a na elzam nie chodzę bo tam wszystkie ciuchy śmierdzą GYROSAMI :(
ten kraj nie oferuje nic swoim obywatelom!!! tylko rzada kasy na wlasne zachcianki!!! misiewiczow szalonych antoni i innych po..jebow
Przede wszystkim ten cały śmietnik urbanistyczny trzeba wyburzyć - slams w centrum miasta :-( Moża zbudować targ rybno-warzywny pod dachem, w pięknej architekturze.
Niestety ludzie idą tam gdzie taniej. Supermarkety mają niższe ceny niż wiele hurtowni spożywczych, a tam zaopatrują się międzyinnymi handlarze z bazaru koło czołgu.
Przykre, ale taki jest wolny rynek. Klient decyduje. Miasteczka "boksowe" to już relikt z lat 90-tych.
Szkoda tych ludzi chcących drobnym handlem doczekać emerytury wiadomo że w tym wieku nie mają co liczyć na zatrudnienie a Państwo zamiast co rok podwyzszac zusy i inne opłaty powinno być bardziej przychylne dla takich małych przedsiębiorców
zrównać z ziemią jak i ten zasyfiały rynek
@Maja - rybno, warzywno-owocowy - jestem ZA! W architekturze z cegły- pasującej do "Zacisza" - ze zdrowym, świeżym jedzeniem (a nie kupionym w Kauflandzie i rozłożonym na straganie, jako płody rolne starszej pani ;-) I jeszcze żeby można było kupić kurkę, czy kurczaka z prywatnej hodowli (wiem drogo!), tak jak mogę to robić jeżdżąc do Krakowa- ach... rozmarzyłam się...
niech podziękują władzom maista a szególnie jednemu radnego z sld co się uparł i zlikwidował pasy przy miasteczku, zakłócił system komunikacyjny, miasteczko wypadło z oboiegu, ludzie stracili firmy i pracę, tak się kończa rzady idiotów, zresztą zobaczcie na całe miasto, pod rzadami komuchów miasto pustoszeje, coraz wiecje sklepów z plakatami, nawet banki się wyprowadzają, ekipa Słoniny zrobiła swoje
Sklep z pieczywem i nabiałem serdecznie odradzam to sklep z milejewa. Jakby Państwo widzieli jak powstaje to kolejek by nie było.