Czwartek, 5.12.2024, Imieniny: Krystyna, Sabina, Norbert
Nie masz konta? Zarejestruj się »
zdjęcia
filmy
baza firm
reklama

Komentarze do artykułu (15)

Dodaj nowy komentarz

  1. 1
    +8
    ~ deny
    Sobota, 04.02

    jeszcze kilka dni temu mówił ze ''Nie damy sie zastraszyć'' a jak cała Polska wyszła na ulice to raptem zawiesza ten proces ratyfikacji a takiego twardziela zgrywał

  2. 2
    +1
    ~ po won
    Niedziela, 05.02

    Komentarz zablokowany z powodu naruszenia regulaminu!

  3. 3
    +2
    ~ szkopski szpion
    Niedziela, 05.02

    "Strefa euro wspina się jednak pod górę bardziej stromą niż inni. W takich krajach jak Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone, nawet jeśli zwiększone oszczędności konsumentów nie przekształcają się w prowzrostowe inwestycje sektora prywatnego, pozwalają przy­najmniej utrzymywać rynkowe stopy procentowe na niskim poziomie. To sprawia, że pożyczanie pieniędzy kosztuje tamtejsze rządy mniej. W strefie euro ten mechanizm nie funkcjonuje dobrze. Choć oszczędzać zaczęli nawet rozrzutni południowcy, kursy ich obligacji nie za bardzo chcą odbić się od dna. Co dzieje się z oszczędnościami Greków, Hisz­panów czy Włochów? Na ogół odnajdują się w Niemczech. – Wspólna waluta sprawia, że nie ma ryzyka kursowego, co znacznie ułatwia przenoszenie oszczędności między państwami strefy euro – zauważa Mateusz Szczurek. Na początku 2012 r. po raz pierwszy w historii niemiecki rząd był w stanie pożyczyć pieniądze na rynku na ujemny procent, co oz­nacza, że kiedy w czerwcu inwestorzy przedstawią do wykupu 6-mie­sięczne bony skarbowe, otrzymają mniej pieniędzy, niż wydali na ich kupno. Zwolennicy strefy euro chcieliby, żeby całą winę za problemy krajów peryferyjnych strefy euro przypisać nieodpowiedzialnym politykom, którzy przez lata kupowali wyborców nowymi miejscami pracy w sektorze publicznym i socjalnymi przywilejami, czego efektem był permanentny deficyt finansów publicznych. Oni mają w kryzysie duży udział, ale winne też jest i samo euro, przynajmniej w obecnym kształcie. Na czym polega „wina” wspólnej waluty, udowadnia profesor Paul de Grauwe, doradca José Manuela Barroso, posługując się przykładem Wielkiej Brytanii i Hisz­panii. Choć od początku kryzysu istotnie bardziej wzrósł dług Wyspiarzy i trudno też obronić tezę, że brytyjski rząd prowadzi bardziej odpowiedzialną politykę budżetową albo ogólna sytuacja tego kraju jest zasadniczo lepsza niż Hiszpanii, to jednak różnica w kosztach, po jakich obydwa państwa pożyczają pieniądze na rynku, jest istotna. Rentowność 10-letnich obligacji brytyjskich od dwóch lat spada i znalazła się na najniższym w historii poziomie 2 procent. W przypadku analogicznych papierów hiszpańskich jeszcze pod koniec zeszłego roku rentowność dochodziła do granicy 7 proc., której trwałe przekroczenie prowadzi do utraty zdolności do pożyczania pieniędzy na rynku, a na początku 2012 roku spadła poniżej 5,5 procent. Jest tak dlatego, że w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii Hiszpania nie sprawuje władzy nad walutą, w której wyemitowany jest jej dług. Jeśli inwestorzy zaczynają wątpić w wypłacalność rządu Wielkiej Brytanii, sprzedają jej obligacje, a ich rentowność rośnie. Z reguły pozbywają się też funta, zbijając jego wartość. Można przypuszczać, że przynajmniej część na­bywców tańszej brytyjskiej waluty zdecyduje się kupić tamtejsze obligacje. A jeśli tak się nie dzieje i brytyjski rząd nie jest w stanie zrolować swoich zobowiązań przy rozsądnym oprocentowaniu, do kupna obligacji może nakłonić Bank Anglii."

  4. 4
    0
    ~ tom
    Poniedziałek, 06.02

    kolejne oszustwa tuska sciemnia bo euro idzie i niechce demonstracji to cwany i przebiegly lis rudy

  5. 5
    0
    ~ leniwce zUM
    Poniedziałek, 06.02

    Nie wierzę mu za grosz. !!!!!!!!!! Klamliwej bestii ,a liczba jego to 666

Właścicielem serwisu info.elblag.pl jest Agencja Reklamowa GABO

Copyright © 2004-2024 Elbląski Dziennik Internetowy. Wszystkie prawa zastrzeżone.


0.93652081489563