Za nami spotkanie z gwiazdą I Festiwalu Polskich Seriali - Cezarym Żakiem. Aktor przyciągnął do sali CSE Światowid prawdziwe tłumy. Zapytaliśmy bohatera serialu "Ranczo" m.in. o to, czy czasem Jego pomysły są realizowane na planie oraz co przychodzi Mu na myśl, kiedy słyszy słowo "Elbląg".
Jest Pan po spotkaniu z Elblążanami. Czy zaskoczyli Pana pytaniami?
Wszędzie w Polsce pytają mnie o to samo. Ponieważ ten serial cieszy się tak dużą popularnością ludzie naprawdę dużo wiedzą na jego temat, ale też są ciekawi rozwiązań, które są na planie wymyślane, tajemnic postaci, w jaki sposób dochodzimy do tych efektów itd. I zawsze te pytania w całej Polsce są niemal identyczne.
Początkowym zamysłem twórców serialu było, aby bliźniacy byli identyczni. To Pana sugestia sprawiła, że różnią się bardzo zewnętrznie i charakterologicznie. Co było powodem Pana koncepcji?
Mój egoizm zawodowy. Bardzo chciałem zagrać dwie różne postaci. Znam też bliźniaków, którzy bardzo się różnią, więc to jest możliwe. Zaproponowałem Wojtkowi Adamczykowi, reżyserowi „Rancza”, żeby tak było. Na początku się odbyła wymiana zdań między mną a nim i na szczęście go przekonałem, żeby oni się różnili. Po obejrzeniu kilku pierwszych scen przyznał mi rację, że to jest dobry kierunek.
Czy w „Ranczu” jest miejsce na improwizację?
Improwizacji nie ma żadnej, bo to jest świetnie napisany materiał, ze świetnymi dialogami. Ja jestem aktorem, który lubi ingerować w tekst i skreślać przede wszystkim, bo uważam, że polskie scenariusze są przegadane. Natomiast tutaj nie. Tu mi się zdarzyło przez 9 sezonów skreślić może dwa zdania. To jest bardzo mało. Czasami się zdarza, że reżyser wycina na montażu, ale całe sceny, bo trzeba skrócić odcinek, albo przemontować, żeby gdzie indziej położony był nacisk. Natomiast absolutnie, w trakcie realizacji poszczególnych scen, podczas prób, prawie w ogóle się niczego nie zmienia. Bo nie trzeba. Scenarzysta ma tak dobrze przemyślane postaci, tak wie o czym chce napisać, że nie ma tam zbędnych słów.
Słów może nie trzeba zmieniać, ale w gesty zdarza się Panu ingerować. Przypomnijmy chociażby tę scenę, gdzie nie ręką, a głową „przemawia Pan do rozsądku”.
No tak, to rzeczywiście była scena, która była wymyślona przeze mnie. Sposób uderzenia prokuratora był wymyślony przeze mnie podczas kręcenia sceny. W scenariuszu było napisane, że on go w jakiś sposób uderza. Propozycja była, żebym go uderzył pięścią, a ja pomyślałem sobie, że będzie bardziej spektakularnie, dla mnie jako aktora, a i dla całego duchowieństwa w Polsce, żebym ja go walnął z tak zwanego byka.
Czy 10 lat serialu, roli, w którą trzeba się wcielać, to wystarczający okres?
Absolutnie tak. Uważam, że należy kończyć ten serial i mam nadzieję, że ta dziesiąta seria, wiem to już prawie z całą pewnością, ale nigdy nie wolno mówić nigdy, ona będzie ostatnią serią. I słusznie. Bo trzeba robić nowe rzeczy. 10 lat to jest szmat czasu.
Nowe rzeczy jak najbardziej, ale zakończenie popularnego serialu to dlatego, że już Pan się znudził tymi postaciami, czy żeby nie znudzić widzów?
Żeby się ten serial nie zmienił się w telenowelę. Mimo tego, że jest kręconych 13 odcinków rocznie, to jest tak często powtarzany, że kiedyś, gdy się tylko włączyło telewizor, to on zawsze na którymś kanale był. Już wystarczy. Mam nadzieję, że Andrzej Grębowicz, który to pisze, będzie kończył te wątki.
Jak wygląda dzień pracy na planie serialu?
Przyjeżdżam na 7:30 rano i pracuję do 7:30 wieczorem. Chyba, że mam spektakl, co się bardzo często zdarza, wtedy wyjeżdżam z planu wcześniej, o 16:30 albo 17:00.
A 200 spektakli w roku zobowiązuje.
No właśnie, to znaczy, że często wyjeżdżam.
Zdarza się, że widzowie utożsamiają aktora z graną przez niego postacią. W przypadku odtwarzanych przez Pana bohaterów „Rancza” nie ma tego problemu – publiczność widzi w Panu aktora…
Tak, aktora, który gra te role. I tak powinno to wyglądać. Ja wykonuję swój zawód. Studiowałem aktorstwo i wiem jak to robić, żeby ludzi oszukiwać, bo na tym polega aktorstwo. Widz musi uwierzyć w tę historię, którą mają na ekranie czy w teatrze.
Nie grozi Panu zaszufladkowanie, co można uznać to za sukces.
Trochę się boję powiedzieć to zdanie, ale czuję się człowiekiem sukcesu. Kiedyś powiedziałem to w jednej gazecie i potem posypały się na mnie gromy.
Wbrew pozorom, to nie tak łatwo zostawić za sobą graną postać, do której stworzenia poświęciło się zwykle trochę czasu. Jak z Pana perspektywy wygląda powrót do „cywila”?
Po czasie włącza się tak zwany twardy dysk i ta rola leci z głowy, trzeba się nauczyć tylko tekstu. Ale na początku to jest ciężkie. W przypadku teatru przez kilka pierwszych przedstawień i podczas prób, a w przypadku serialu to jest ciężkie przez kilka pierwszych odcinków. Potem obrastamy tą rolą, potem umiemy już sobie z tym radzić. Ja się odcinam absolutnie od granych ról. Nie jestem typem aktora, w którym zostają te role, który nie może się od nich uwolnić. Może też dlatego, że nigdy nie grałem takiego poważnego repertuaru, bo ja grałem w trudnym materiale, czyli w komedii.
Co bardziej Pana pociąga: serial, film czy teatr?
Ciągnie mnie wszędzie, gdzie spotkam się z dobrym materiałem. Faktem jest, że po 30 latach grania w teatrze, teatrem jestem najbardziej znużony. Teatr jest najtrudniejszy z tego wszystkiego i gdybym miał do wyboru dobrą rolę filmową i dobrą rolę teatralną, absolutnie wybrałbym film.
Używa Pan często określenia „dobry materiał”. Co według Pana taki dobry materiał powinien zawierać?
Nie ma takich recept. Nie umiem Pani powiedzieć co to znaczy, bo gdybym wiedział, to bym sam pisał. To tak jak z dobrą książką, czy z dobrym filmem. Jak idę do kina i widzę dobry film, to nie zastanawiam się dlaczego on jest dobry, tylko tak go oceniam. Dobry, w przypadku „Rancza” to taki, który ogląda 7 milionów ludzi co tydzień.
Czyli zarówno dialogi, jak i obsada…
Tam ileś wektorów się spotkało w jednym punkcie. To się składa na ten sukces. I obsada, i sposób realizacji, narracji filmowej, i dobry materiał do grania, i autentyczne obiekty, w których to jest grane. Tam nie czuje się dekoracji. Wszystko jest prawdziwe.
Kiedy mówimy Cezary Żak, każdy myśli aktor, nie każdy pomyśli reżyser, a zajął się Pan również reżyserią. Co Pana do tego skłoniło?
Propozycja od Krystyny Jandy. Wcześniej nad tym się nie zastanawiałem. Nigdy nie myślałem o reżyserii. A teraz mnie to wciąga coraz bardziej. To jest nieporównywalne z aktorstwem. Dzisiaj mogę powiedzieć, że to jest trudniejsze dla mnie, ale też nowe wyzwanie. Lubię czasami skakać na głęboką wodę. Jestem już po 3 przedstawieniach reżyserowanych przeze mnie i mam nadzieję, że na tym się nie skończy.
Czy jako aktorowi łatwiej jest Panu kierować kolegami?
Powiem tak – jako reżyser mam największe pretensje do siebie jako aktora i jako ostatni dochodzę do efektu przed premierą.
Spotykamy się podczas I Festiwalu Polskich Seriali, który jest pierwszy nie tylko w Polsce, ale i Europie. Czy zgadza się Pan z twierdzeniem, że była w tej dziedzinie luka, którą należało wypełnić?
Jeżeli publiczność przychodzi licznie, jak w tym przypadku, to znaczy, że była. Trzymam kciuki za ten festiwal. Seriale się teraz bardzo rozwijają na całym świecie. Czytałem ostatnio, że w Stanach wydaje się teraz więcej pieniędzy na wyprodukowanie serialu niż na film fabularny, to znaczy, że to jest przyszłość. Myślę, że ci, co wymyślili ten festiwal mają nosa.
W czym będzie można Pana niedługo zobaczyć, oprócz „Rancza”?
Oprócz tego, że gram w ośmiu tytułach teatralnych, które grane są głównie w „Och teatrze” Krystyny Jandy w Warszawie, w dwóch przedstawieniach, które jeżdżą po Polsce, to zaczynam zdjęcia do nowego serialu, który się będzie nazywał „Zakład”. To jest obyczajowa historia opowiadająca o tym, jakie okoliczności nas spotkają po roku 2020, kiedy w Polsce skończą się dotacje z Unii Europejskiej. Bardzo fajnie napisana historia. W pierwszym sezonie mam taką drugoplanową rolę, ale mam nadzieję, że ona się rozrośnie, i że ten serial odniesie sukces. Wiadomo, że to nie będzie sukces na miarę „Rancza”, bo to nie jest ten gatunek, ale trzymam kciuki.
Na koniec chciałam zapytac o Elbląg. Z czym kojarzy się Panu nasze miasto?
Z „Kontrabasistą” – moim pierwszym spektaklem, który tu zagrałem, czyli mój pierwszy monodram. To było pierwsze miasto, do którego wyjechałem z przedstawieniem, kilka lat po szkole teatralnej. Pamiętam, że jechałem z Wrocławia starą Mazdą z wielkim kontrabasem w środku. I tu zagrałem pierwszy raz na wyjeździe.
Dziękuję za rozmowę.
Współpraca medialna: Elbląski Dziennik Internetowy info.elblag.pl
Z Cezarym Żakiem rozmawiała