Myślę, że większość z nas spotkała się z tym zjawiskiem. Takie sytuacje zdarzają się przy wychowywaniu dzieci, czy też rozmowach miedzy sąsiadami, tak jest również w relacjach młodzieży szkolnej która, gdy brakuje słownego uzasadnienia swoich racji przenosi rozstrzygnięcie na szkolne podwórka. Traktujemy to z oburzeniem i uzasadnioną dezaprobatą. Tak też większość społeczeństwa odnosi się do coraz większego zjawiska hejtu zalewającego głównie przestrzeń Internetu, ale również tzw. media społecznościowe, czy w końcu tradycyjne mass media.
Każdy, którego dotknęły anonimowe wpisy szkalujące dobre imię i dotykające najbardziej intymnych sfer życia osobistego zdaje sobie doskonale sprawę ze szkodliwości i przykrych konsekwencji hejtu. Atak przeprowadzany anonimowo, niejednokrotnie używając nieprawdziwych, wymyślonych historii jest najgorszym rodzajem podłości i tchórzostwa. Skąd, więc biorą się hejterzy i zapotrzebowanie na ich „dzieła”? Są to z reguły zwykli ludzie. Kiedyś swoje nienawistne uwagi mogli wygłaszać, co najwyżej w gronie podobnie myślących znajomych czy rodziny.
Dziś większa część społeczeństwa ma dostęp do Internetu, nierzadko poprzez smartfony, z którymi praktycznie się nie rozstajemy. W takiej sytuacji mechanizmy rządzące naszym umysłem z łatwością mogą zamienić nas w hejterów. Zdecydowana większość z nich nie potrafiłaby powiedzieć komuś prosto w twarz tego, co na jego czy jej temat wypisują w Internecie. Wielu ludzi nie wie, jak rozładować frustrację. W sieci mogą zrobić to bezpiecznie, nie narażając się praktycznie na żadną karę. Co więcej, ludzie najczęściej odreagowują w ten sposób własne życiowe problemy. Jeśli nie możemy wyładować swej frustracji np. na szefie, który nie dał nam podwyżki, przenosimy ją na inny obiekt, na przykład pisząc o imigrantach, którzy odbierają Polakom pracę. Jeśli widzimy piękniejszą od nas celebrytkę, napiszemy, że jest głupia, by podnieść własną samoocenę i lepiej się poczuć.
Każdy, którego dotknęły anonimowe wpisy szkalujące dobre imię i dotykające najbardziej intymnych sfer życia osobistego zdaje sobie doskonale sprawę ze szkodliwości i przykrych konsekwencji hejtu. Atak przeprowadzany anonimowo, niejednokrotnie używając nieprawdziwych, wymyślonych historii jest najgorszym rodzajem podłości i tchórzostwa. Skąd, więc biorą się hejterzy i zapotrzebowanie na ich „dzieła”? Są to z reguły zwykli ludzie. Kiedyś swoje nienawistne uwagi mogli wygłaszać, co najwyżej w gronie podobnie myślących znajomych czy rodziny.
Dziś większa część społeczeństwa ma dostęp do Internetu, nierzadko poprzez smartfony, z którymi praktycznie się nie rozstajemy. W takiej sytuacji mechanizmy rządzące naszym umysłem z łatwością mogą zamienić nas w hejterów. Zdecydowana większość z nich nie potrafiłaby powiedzieć komuś prosto w twarz tego, co na jego czy jej temat wypisują w Internecie. Wielu ludzi nie wie, jak rozładować frustrację. W sieci mogą zrobić to bezpiecznie, nie narażając się praktycznie na żadną karę. Co więcej, ludzie najczęściej odreagowują w ten sposób własne życiowe problemy. Jeśli nie możemy wyładować swej frustracji np. na szefie, który nie dał nam podwyżki, przenosimy ją na inny obiekt, na przykład pisząc o imigrantach, którzy odbierają Polakom pracę. Jeśli widzimy piękniejszą od nas celebrytkę, napiszemy, że jest głupia, by podnieść własną samoocenę i lepiej się poczuć.
Możliwe jest również, że powodem może być także to, że niektórzy nie zostali nauczeni radzenia sobie z negatywnymi emocjami. Obawiają się utraty pracy, terroryzmu czy wojny. Lęk jest jednak czymś wstydliwym, dlatego zastępują go gniewem skierowanym przeciw obcym. Część z nas potrafi rozładować takie emocje, np. biegając lub jeżdżąc na rowerze. Inni wybierają hejt. Jest to o tyle łatwe, że komunikacja przez Internet jest odrealniona. Najczęściej nie widzimy ofiary prześladowań ani jej reakcji, takich jak smutek i płacz. Z łatwością przypisujemy jej stereotypowe cechy: każda osoba otyła jest leniwa, każdy wyznawca islamu to terrorysta itd. Ludzie w sieci zachowują się tak, jakby byli politykami w studiu telewizyjnym. Nie słuchają się wzajemnie, dają upust emocjom, czują się tak, jakby chronił ich jakiś immunitet.
Niektórzy działają pod wpływem impulsu, by rozładować emocje. Inni jednak są spokojni i cierpliwi. Mają wystarczająco dużo czasu, aby napisać tak, żeby zrobić komuś przykrość. Dobierają słowa tak, aby jak najbardziej zabolały. Coraz częściej są to zresztą nie tylko słowa. Hejterzy wiedzą, że w wielu serwisach komentarze mogą być automatycznie blokowane, jeśli system wykryje np. wulgaryzmy. Dlatego używają także zdjęć, memów (obrazków z dopisanym na nich tekstem) czy linków do krótkich filmów. Takie treści mają jedną podstawową cechę – są bardzo dobrze widoczne. Człowiek to istota społeczna, wyczulona na zachowania innych osobników swego gatunku, a zwłaszcza na ich emocje. Słowa o negatywnym ładunku emocjonalnym rzucają nam się w oczy, zwłaszcza, jeśli są napisane wielkimi literami albo połączone z wyrazistym obrazem.
Komentarzy pozytywnych czy neutralnych w takiej sytuacji prawie nie dostrzegamy. Dlatego hejterzy, choć bardzo nieliczni, są też bardzo głośni. Czasami jedna czy dwie osoby potrafią błyskawicznie zalać Internet nienawistnymi komentarzami na czyjś temat, umieszczając je na kilkudziesięciu różnych stronach. Jeśli potem użyjemy popularnej wyszukiwarki Google, podając nazwisko prześladowanego człowieka, zobaczymy hejt w czołówce wyników wyszukiwania.
Komentarzy pozytywnych czy neutralnych w takiej sytuacji prawie nie dostrzegamy. Dlatego hejterzy, choć bardzo nieliczni, są też bardzo głośni. Czasami jedna czy dwie osoby potrafią błyskawicznie zalać Internet nienawistnymi komentarzami na czyjś temat, umieszczając je na kilkudziesięciu różnych stronach. Jeśli potem użyjemy popularnej wyszukiwarki Google, podając nazwisko prześladowanego człowieka, zobaczymy hejt w czołówce wyników wyszukiwania.
W aktualnej sytuacji politycznej, w trakcie wyborów najważniejszej osoby w państwie możemy zaobserwować wysyp olbrzymiej ilości szkalujących przeciwnika informacji o tym, czym się „popisał” w swojej politycznej działalności. Pojawiają się, okropne w swoim przekazie memy, ośmieszające miny, gesty, czy też wypowiedzi konkurenta. Coraz rzadziej możemy posłuchać o konkretnych zamierzeniach kandydata, o tezach jego programu wyborczego, natomiast na porządku dziennym większości serwisów informacyjnych jest frontalny atak na lidera obozu przeciwnego. Epatuje się historycznymi zaniedbaniami czy wręcz błędami. Nie ważne czy są prawdziwe czy nie. Zawsze jest to nastawione na atak i na oczernienie przeciwnika. Pracują nad tym sztaby „spin doktorów”, żeby tylko jak najbardziej oczernić rywala. Swym jadem zatruwają każdą sieciową dyskusję, psują atmosferę wokół każdego nowego projektu politycznego.
Hejt to nie wymysł tej czy innej opcji politycznej. Hejt to zło, broń o ogromnym zasięgu. Nie jest on niczym nowym (ludzie zawsze obrażali się i szkalowali nawzajem), ale wraz z nastaniem internetowej rzeczywistości rozprzestrzenił się na niespotykaną skalę.
Ze zjawiskiem hejtu walczę od wielu lat, mogę powiedzieć, że poprzez swoją działalność jestem również jego ofiarą, nauczyłam się jednak traktować tego typu wpisy z odpowiednim dystansem, wręcz ignorancją. Jednak, jeżeli mamy do czynienia z walką o najważniejszy urząd w państwie oczekuję, że kandydaci zdecydowanie zabronią swoim sztabowcom stosowania oczerniania w kampaniach wyborczych. Dość już szukania haków w stylu „dziadka z Wermachtu”, wykorzystujmy pozytywny przekaz dla zdobycia poparcia wyborców. Każde podłości pod adresem rywala doprowadzają do zaostrzenia postaw, głównie radykalnych środowisk, politycznego zaplecza kandydata.
Widać to na spotkaniach wyborczych, kiedy to zderzają się zantagonizowane środowiska. Obelgi i wyzwiska niejednokrotnie kończą się rękoczynami. Czy o to chodzi? Może tak, skłóconym narodem łatwiej się manipuluje, można sprawniej przekonać do swojego lidera, tym bardziej, kiedy brak argumentów merytorycznych. Brudna kampania wspomaga kandydatów, którzy nie mają do zaoferowania konkretnego, pozytywnego przekazu. Czas powiedzieć stop!
Agresja i frustracja. Widziałem niejednokrotnie Pani zachowania na sesjach, komisjach RM.
Znałem takiego , co robił w swoim czasie kampanię przeciw hejtowi , a sam go stosował . To dopiero ...numer .
W jednej kwestii Pani Maria ma rację - gdy brak argumentów merytorycznych zaczyna się uciszanie oponenta wszelkimi możliwymi sposobami. I czasem ktoś nawet nie zauważa że staje się żałośnie śmiesznym fircykiem. Ale tak naprawdę żaden polityk nie lubi trudnych pytań i prościej nie wpuścić kogoś kto je stawia na spotkanie czy konferencję dla własnej wygody Niestety to droga w przepaść o czym jak mniemam przekona się Andrzej Duda za kilka dni. Jego przekaz staje się coraz bardziej agresywny a agresja to dobra cecha dla psa stróżującego a nie dla Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.
Marysiu, to co napisałaś, to kolejne wielkie dzieło z zakresu nauk społecznych. Dzisiaj każdy kto czyni świństwo i zostaje za to skrytykowany (to prawda - w różny sposób) wrzeszczy, że go hejtują. Nie używa argumentów na swoją obronę ale usilnie szuka tego kto odkrył jego świnienie. Marysiu - dzisiaj nie ma anonimowości nigdzie - w państwie, samorządzie , na osiedlu, w aucie na drodze, ... . Niestety, prawie zawsze wrzask: "hejt", "jad", "plują", ..., podnoszą ci co mają w swoim dorobku świństwa wielkiego gatunku. Pani i każdy mieszkaniec Elbląga widzi co się w mieście dzieje i jakie są reakcje słusznie krytykowanych "wybranych". "Legalne" włamania na prywatne komputery w poszukiwaniu krytykującego, to elbląska codzienność i obawiam się że za przyzwoleniem kolegi prokuratora od internetu.
Modelowy przykład agresji: https://www.youtube.com/watch?v=DLXvVRanUrY
Niestety poziom debaty politycznej sięga dna. Dla pozyskania przewagi nad konkurentem kandydaci gotowi są obiecać "złote góry" nie ważne jest czy państwo na to stać! Na przeciwnym biegunie są obelgi i szkalowanie. Żaden z ubiegających się o prezydenturę nie ma do zaoferowania konkretnego programu określającego jak przysłużą się narodowi i Rzeczpospolitej. Kolejny interesujący artykuł.
Niestety poziom debaty politycznej sięga dna. Dla pozyskania przewagi nad konkurentem kandydaci gotowi są obiecać "złote góry" nie ważne jest czy państwo na to stać! Na przeciwnym biegunie są obelgi i szkalowanie. Żaden z ubiegających się o prezydenturę nie ma do zaoferowania konkretnego programu określającego jak przysłużą się narodowi i Rzeczpospolitej. Kolejny interesujący artykuł.
zwykla frustratka obecnie czuje sie niedoceniona i swoje zale ,niepowodzenia zyciowe brak zainteresowania ludzi otaczajacych ta "madrale "doprowadza do wylewania zalow na papier i doprowadza do wiekszych frustracji a moze doprowadzic do samobojstwa a likwidowanie oponentow politycznych w polsce ?przyklad idzie z samej gory gdzie rzadzacy robia wszystko aby uciszyc nieposlusznych
Pani Maria znów napisała wypracowanie skierowane do pierwszoklasistów. Pani Mario to nie hejt, tylko jeżeli ktoś do nas zwraca się zgranymi banałami, w tonacji wielkiej zadumy nad światem, to nas traktuje jak jakichś nienadążających za rzeczywistością. Po prostu Pani nas obraża, pisząc do nas na takim poziomie.
Marysia jak "Mamrot" - czym starsza tym mocniej pakuje biorcę w krzaki, do rowu. W "komunie" było więcej butelkowanych środków pobudzających pegeerowską elitę.