Polskie rzeki i kanał są martwe pod kątem turystyki i transportu. Natomiast infrastruktura turystyczna na tych obiektach praktycznie nie istnieje. Tak 12-dniowy rekonesans po szlakach wodnych Polski podsumowuje Jerzy Wcisła.
Właśnie do Elbląga wrócili uczestnicy 12-dniowej wyprawy polskimi rzekami do Niemiec. Jerzy Wcisła – dyrektor regionalnego biura Urzędu Marszałkowskiego w Olsztynie i radny miejski jest rozczarowany tym, co zobaczył w trakcie rejsu.
- Polskie rzeki i kanały są martwe. Nie pływa się po nich ani turystycznie ani nie transportuje ładunków. Przez 10 dni spotkaliśmy kilka łodzi turystycznych i bodajże jeden statek transportowy. Polskie barki pływają za to w Niemczech –mówi Jerzy Wcisła. - Nie ma infrastruktury dla turystyki. Dwie przystanie z prawdziwego zdarzenia (Bydgoszcz i Tczew) wiosny nie czynią. Jeśli jest infrastruktura, to często niedostępna dla turystów (Gorzów, Kostrzyn). Warto by zbudować choć tak skromne przystanie, jakie spotkaliśmy na Noteci. Godziny otwarcia śluz to anachronizm. O 16.00 można już nie znaleźć śluzowego. Rzeki i kanały są źle oznakowane. Co najmniej trzy razy nasze łodzie zahaczały o jakąś przeszkodę – szczęście, że bez większych szkód. Na naszych drogach wodnych mamy do czynienia z klasyczną kwadraturą koła: nie ma turystyki wodnej, bo nie ma infrastruktury - nie ma infrastruktury, no nie ma turystów.
Jerzy Wcisła relacjonował też swoje wrażenia z ostatniego odcinka rejsu do Elbląga.
„Na Wiśle czuje się potęgę królowej naszych rzek. Największa z nieujarzmionych poza ogromem zauracza pięknymi, wysokimi brzegami. Na nich sadowiły się od wieków miasta: Grudziądz, Nowe, Gniew czy Tczew. W Grudziądzu zatrzymujemy się na chwilę. Po paliwo do łodzi. Oczywiście z kanistrami idziemy do miasta. Z powrotem wzywamy taksówkę. Kierowca z pewnymi oporami otwiera tylną klapę, zastrzegając, że musimy mu dopłacić do kursu. Zgadzamy się bez protestów. Na Wiśle wzmaga się północny wiatr. Fale rozbryzgując się o kadłub łodzi smagają nas zimną wodą. Ogromna wodna autostrada jest pusta. Raz przecięły nam drogę holowniki ciągnące jakąś zdezelowaną pogłębiarkę. Raz minęliśmy się z łodzią motorową, inna cumowała w krzakach. Przed Białą Górą stał zestaw barek i maszyn pogłębiających Wisłę. Na szczęście wysoka woda zwolniła nas od konieczności dryfowania między mieliznami. Przy niższych stanach wód żeglowanie po Wiśle nie jest łatwe – trzeba lawirować między brzegami, omijając liczne mielizny, których nie sposób umieścić w jakiejkolwiek locji, bo ciągle zmieniają swój kształt i położenie. Za to trzeba uważać na pływające gałęzie, belki i inne niebezpieczne dla tak małych jednostek elementy. Niektóre z nich płyną tuż pod powierzchnią wody, zatem są niemal niemożliwe do wykrycia. Jedna z nich uderzyła w naszą łódź. Tylko nas nastraszyła, nie powodując żadnych szkód.
Wieczorem, ok. godz. 21 dopłynęliśmy do Tczewa. Zacumowaliśmy przy niedawno oddanej do użytku przystani. Pływające, solidne pomosty. Wyżej restauracja, dostęp do energii elektrycznej, ciepłej wody i toalet. Bezsprzecznie Tczew obok Bydgoszczy wytyczają na tym szlaku poziom standardów.
Z Tczewa wypływamy rankiem z założeniem, że dotrzemy do Kątów Rybackich. Początkowo zamierzaliśmy zatrzymać się w Rybinie, ale uznaliśmy, że poczekamy na Zlotowiczów w Kątach.
Pogoda jest przyjaźniejsza niż dzień wcześniej. Już tak nie wieje. Docieramy do śluzy Gdańska Głowa, zbudowanej w 1895 roku i zmodernizowanej w roku 2004. Szkarpawa, płynąca niemal na równym poziomie co otaczające ją żuławskie pola, wita nas dwiema żaglówkami. Przypływamy pod nieszczęśliwie zbudowanym mostem w Drewnicy i serią mostów w Rybinie: obrotowym dla kolejki wąskotorowej i zwodzonym. Bez problemów docieramy do Kątów Rybackich.
O dziwo, w Katach Rybackich nienaruszony stoi pomnik Kanału przez Mierzeję, który wraz z senator Elżbietą Gelert odsłoniliśmy 4 sierpnia 2006 roku. Ponoć to jedyny pomnik inwestycji (jeszcze) nie zrealizowanej.
Z Katów Rybackich łodzie motorowe wyruszają ok. godz. 11. Dwie godzimy później już czekają na przypłynięcie „Flamingo” z gośćmi i otwarcie Zlotu. W trakcie uroczystego otwarcia wicemarszałek województwa warmińsko-mazurskiego wręczył komandorowi rejsu Lechowi Gajewskiemu puchar z podziękowaniami i gratulacjami od marszałka Jacka Protasa.
5 lipca cztery łodzie odbyły ostatni i najkrótszy etat rejsu: z Krynicy Morskiej do Elbląga. Po 12 dniach wszyscy bezpiecznie stanęli na rodzimym gruncie”.
Ok, a czy Pan Wcisla wybuduje w koncu boiska do koszykowki ktore obiecal kilka lat temu?
Wystarczy przejść się naszym pięknym bulwarem, aby dojść do takich przekonań. Dlaczego Elbląg nie czerpie z turystyki wodnej, skoro mamy rzekę i wyjście na Zalew Wiślany? Czy władze naszego miasta zaczną w końcu dostrzegać to, co inne miasta zauważyły już 20 lat temu? Miasta mogą żyć z turystyki, tzreba tylko mieć odpowiednią strategię
Co mnie obchodzi jakas droga wodna i przystan, ja chce miec parking pod domem i to za darmo.
Mieszkamy w pieknym rejonie Polski,szkoda ze nie ma tak tu duzo atrakcji wodnych jak za granica.Tez mam lodz poraz pierwszy i troche sie boje.Nikt nie jest w stanie udzielic pozadnych informacji.Njwiecej dowiedzialem sie przez internet... Biezmy przyklad z zagranicy.....np.Niemca i innym tu sie bardzo podoba,ale te warunki.............szkoda.JA w tym roku sprubuje.