Klub Poselski Polskiego Stronnictwa Ludowego wymyślił bardzo sensowny projekt. Posłowie PSL przygotowują projekt ustawy zakazującej sprzedaży w sklepikach szkolnych niektórych artykułów żywnościowych.
Chodzi przede wszystkim o produkty zawierające barwniki, konserwanty, wzmacniacze smaku i zapachu, a więc te, które w swej istocie bazują na chemicznych ulepszaczach i dostarczają młodemu organizmowi zapasu tzw. pustych kalorii. A za takimi, jak czipsy, wafelki, batoniki i słodzone, gazowane napoje, dzieci najbardziej przepadają. Jeśli projekt zaproponowany przez Polskie Stronnictwo Ludowe po wakacjach przejdzie, to wszystkie dzieci – od przedszkoli po gimnazja, takich produktów w szkolnych sklepikach i na stołówkach już nie znajdą. Ma to zapobiegać rosnącej otyłości wśród młodych Polaków i coraz większego upodobania do „śmieciowego jedzenia”.
Statystyki bowiem nie pozostawiają złudzeń. Jeszcze 20 lat temu na kilkunastu dzieci w klasie przypadał jeden grubasek. Teraz – jak podaje „Gazeta Wyborcza” - wśród polskich 11-latków aż 29 proc dzieci ma nadwagę.
Otyłość, która zaczyna nas dotykać w takim stopniu, jak państwa zachodnie, jest wynikiem zmian, jakie nastąpiły po 1989 roku. Wraz z otwarciem Polski na rynki zachodnie i możliwości szerokiego dostępu do tych, wcześniej nieosiągalnych produktów, zalała nas fala kolorowej i już – wszędzie dostępnej, a co za tym idzie – niezwykle pożądanej żywności. Batonik, czy „prawdziwa” coca-cola stały się produktami „na wyciągnięcie ręki” i coraz częściej – mówiąc w zasadzie dosłownie – widocznymi masowo w każdej dłoni.
Problem otyłości, którą jesteśmy coraz bardziej zagrożeni, to również efekt zmian zachodzących w naszej świadomości. Z biegiem lat rosła nasza zamożność, a postęp i związany z tym pęd życia zmuszał nas nieustannie do rezygnowania z rzeczy, kiedyś będących na porządku dziennym. Jak domowych obiadów, wypieranych obecnie na rzecz fast foodów i stołowania się w restauracjach, lub barach szybkiej obsługi. Podobnie jest z podejściem niektórych rodziców do tradycyjnych kanapek, przygotowywanych dzieciom na drugie śniadanie do szkoły – często rodzice wolą dać dziecku pieniądze na kupno posiłku, lub zdać się na to, co w zasadzie oferuje im szkoła. A najczęściej szkolny sklepik.
Z tak zaproponowanym przez PSL przeciwdziałaniem rosnącej otyłości wśród Polaków, dobrym rozwiązaniem byłoby także połączenie zakazu sprzedaży dzieciom w szkołach pewnych produktów, na równi z powszechną edukacją na temat jedzenia. Zajęcia takie, można by wprowadzić juz od pierwszej klasy szkoły podstawowej, choćby na lekcjach wychowawczych.
Bo niewinnie brzmiące słowo „nadwaga” to nie tylko problem pojedynczego człowieka. W późniejszym czasie, oprócz częstych i bolesnych dla duszy kompleksów, to także ogromne koszty leczenia cukrzycy, nadciśnienia i wszystkich chorób, które są pochodną objadania się niezdrową żywnością.
opr.
AS
A po co zabraniać kupna takich artykułów spożywczych. Niech rodzice zrobią dziecku dobre kanapki do szkoły a nie dadzą 10zł i powiedzą "kup sobie coś do jedzenia". To nie wina sklepików to wina leniwych rodziców.
a ja myślałem że Polska ma problem z niedożywionymi dziećmi, które musi dożywiać m in Danon, a tu proszę problemem polskich dzieci jest nadwaga. Taka śmieciowa partia, znajduje śmieciowy problem, śmieciowego jedzenia, rozwiązanie problemu oczywiście jak zwykle będzie także śmieciowe jak cała 3RP. A przecież wystarczyłoby żeby rodzice robili swoje i Sanepidy PIH-y PZH-y robiły co do nich należy
Ja bym zaczął od odchudzania posłów, niektórym to już d...a nie mieści się na fotelach. Dziecko jak będzie chciało to i tak kupi jak nie w szkole to poza nią. Poza tym szkoła to nie więzienie, zawsze można skoczyć do pobliskiego sklepu. Do roboty się weźcie bo TU się nic nie zmienia a nie głupotami się zajmujecie.
Przecież współcześnie wszystka żywność jest śmieciowa. Do nabiału, wędlin itp. dają dają pełno chemii oraz konserwantów i nawet nie informują o tym na etykiecie.
Dlaczego za granicą uczniowie w szkołach dostają zapakowane posiłki na tackach i nie ma oszukiwania na porcjach TYLKO w Polsce są cuda.Popatrzmy jak objuczone idą kucharki w Przedszkolach i szkołach OD TEGO ZACZNIJMY.KONTROLA ZA KONTROLĄ.DOSYĆ OKRADANIA DZIECI!!!!!!!!!!!!!!
Gdyby nie sklepiki połowa tych uczniów umarłaby z głodu.
do zacznijcie na takie szachrajki z kuchni mówi się siatkarki :) bo obciążone wychodzą z pracy a ja się pytam gdzie są organy kontrolne tych placówek podzielam Twoje pytanie
ja pier ...le zamiast pomóc kobietom w walce z nadwagą, taki zaszczuwa biedne nieliczne co bardziej przedsiębiorcze.
siatkarki siatkarkami ale jeszcze całe rodziny z trojakami podjeżdżają. Masakra wynoszą na potęgę a dla dziecka dokładki nie ma i porcja mizerniutka. Nie od parady się mówi że kto pracuje na kuchni z głodu nie z..nie i cała jego rodzina też