Czy bezpłatne staże dla absolwentów elbląskich uczelni, to rzeczywiście dobry pomysł na zmniejszenie bezrobocia? I czy miałaby być Komunalna Firma Deweloperska? Na kanapie Info.elblag.pl, po Jerzym Wilku z PiS-u, kolejny kandydat na Prezydenta Miasta Elbląga – Stefan Rembelski ze Stronnictwa Demokratycznego, z którym rozmawiała Karolina Śluz, dziennikarka Info.elblag.pl.
Startuje Pan w wyścigu o fotel Prezydenta Miasta Elbląga. Sądzi Pan, że ma szansę, konkurując z kandydatem PO czy PiS-u?
Trudno jest precyzyjnie określić szanse, ponieważ nawet znany poseł Pan Witold Gintowt-Dziewałtowski nie jest też chyba pewny swoich szans, z uwagi na to, że nie kandyduje do Rady Miasta, żeby nie powtórzyć błędu Pani Elżbiety Gelert. Dopóki wyborcy nie zdecydują, nikt z kandydatów nie jest w stanie powiedzieć, czy wybory wygra czy nie.
Jednak jest Pan mniej znaną osobą niż Pana konkurenci.
Jeżeli Pani redaktor tak twierdzi, to pewnie tak jest i ma to odzwierciedlenie w przestrzeni publicznej.
Czy w takim razie, warto startować?
Warto brać udział w debacie publicznej. W wyborach samorządowych ta debata jest bardzo ważna, szczególnie jeśli chodzi o wybory prezydenckie. To jest decyzja na cztery lata. Ta decyzja przesądza o tym, jak miasto będzie prowadzone, kto będzie gospodarzem w tym mieście. Równie ważne są wybory do Rady Miasta, ponieważ Rada decyduje o finansach miasta. Rada przyjmuje budżet, a jak mieliśmy okazję się ostatnio przekonać, na koniec kadencji Rada Miasta zafundowała mieszkańcom Elbląga zadłużenie na 45 mln złotych, a radni, tak jakby nic się nie stało, drukują ulotki wyborcze.
Proszę powiedzieć, jakie jest Pana dotychczasowe doświadczenie w działalności publicznej?
Przez ostatnie osiem lat zajmowałem się pracą zawodową. Natomiast do roku 2002 uczestniczyłem w życiu publicznym, byłem członkiem ruchu społecznego AWS. Później nie byłem skłonny zmieniać szeregów partyjnych na Platformę Obywatelską bądź na PiS i pozostałem obserwatorem życia publicznego.
Dlaczego Pan kandyduje na Prezydenta Miasta Elbląga?
Kandyduję, bo mieszkam w tym mieście...
Ja też mieszkam.
...od trzydziestu lat z wyboru. Nie urodziłem się w Elblągu. Po tylu latach mam wielu znajomych, zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Tu się urodziły moje dzieci, tu skończyły szkołę. Mogę powiedzieć, że emocjonalnie jestem związany z tym miastem i, że - tak jak większość mieszkańców Elbląga – kocham to miasto. Ale jeżeli obserwuję wydarzenia, które chociażby ostatnio mają miejsce, to napawa mnie to troską. Chciałbym, żeby mój głos i głos środowiska, które reprezentuję był słyszany przez elblążan, żeby można było w debacie merytorycznej, a nie tylko przy pomocy tzw. „małych sztuczek wyborczych” lub programowych przejść przez kampanię wyborczą, nie odpowiadając na pytania zasadnicze, te które są ważne i, które nurtują elblążan.
Ilu radnych Stronnictwo Demokratyczne chce wprowadzić do Rady Miejskiej?
Na tym etapie, to jest wróżenie z fusów.
Lecz cele trzeba postawić.
Ależ oczywiście. Bylibyśmy usatysfakcjonowani, jeżeli do Rady Miejskiej przeszłoby trzech, czterech radnych z Komitetu Wyborczego Wyborców Demokratyczny Elbląg.
Porozmawiajmy o programie. Zwraca Pan uwagę na kwestię podręczników. Jak miałoby to wyglądać?
W naszym kręgu cywilizacyjnym w Europie temat nie jest nowy. To jest normalne, że państwo bądź samorządy finansują zakup podręczników.
To miałyby być podręczniki zakupione dla każdego ucznia, bez względu na dochód rodziców?
Dochód rodziców nie jest tutaj determinantą, która by wyznaczała, kto podręczniki dostanie, a kto nie. To jest inwestycja w kapitał ludzki, to jest inwestycja w to, żeby część pieniędzy została w kieszeniach rodziców. Szkoła, miasto bądź gmina kupując podręczniki dla wszystkich uczniów ma możliwość negocjacji cen. Ponadto, wszyscy bylibyśmy zainteresowani tym, żeby te podręczniki były używane kilka lat. Bogaci Europejczycy są między innymi dlatego bogaci, ponieważ nie stać ich na kupowanie nowych podręczników co roku.
Tylko, że nie zawsze zmiana podręczników wynika z „widzimisię” nauczycieli, a ze zmian programowych.
Oczywiście, ale jeżeli zrobimy pierwszy krok i będzie parcie samorządów na to, żeby te kwestie spróbować ujednolicić tak, żeby zmiana nie była raz w roku, a co pięć lat. Będzie to z korzyścią dla wszystkich. Pieniądze zostaną w kieszeniach rodziców, i na rynku w Elblągu. Będą stanowiły popyt na rynku lokalnym. To też jest działanie pro publico bono.
Sądzi Pan, że będąc Prezydentem Miasta Elbląga, będzie Pan mógł mieć wpływ na Ministerstwo Edukacji, aby rzadziej wprowadzało zmiany programowe?
Mówimy tu o dwóch różnych zagadnieniach. Prezydent jest organem prowadzącym dla szkół w mieście i to nauczyciele decydują o tym, jakie podręczniki wybierają. Jeżeli w drodze konsensusu zgadzamy się na podręcznik, będzie on obowiązywał przez trzy lub cztery lata. Jest to rozwiązanie bezbolesne, nie rodzące konfliktów.
Co będzie w sytuacji, gdy nauczyciele stwierdzą, że nowy podręcznik, który właśnie wyszedł jest lepszy dla uczniów, a nie będą mogli go zmienić, bo będzie właśnie takie zarządzenie?
Na tym etapie nie zakładam takich konfliktów. Nawet Nagroda Nobla z matematyki, nie powoduje, że podręcznik od matematyki się zmienia w zakresie szkoły podstawowej czy średniej.
Ale zmieniają się metody nauczania.
Na tej zasadzie możemy co roku, albo co pół roku wprowadzać nowe podręczniki i pracować na rzecz lobbystów czy wydawców książek. Te pieniądze nie zostają w Elblągu, wypływają do wydawców. A najczęściej te książki są produkowane w krajach, gdzie jest tania siła robocza.
Czy nasze miasto stać na tego typu zakupy?
Jak byśmy nie liczyli to wydatek na podręczniki wyniósłby około 1% budżetu. Lewica i PiS także wypowiedziały się w sposób przyjazny dla tego rozwiązania. Pan Prezydent Henryk Słonina również nie jest przeciwny. Chociaż też wskazuje na to, że w wielu państwach to nie samorządy, a budżet Państwa finansuje tego typu operacje. Jeżeli będzie presja samorządów na takie rozwiązania, to być może uda się w rozsądnym czasie powiększyć subwencję oświatową, która zawierałaby również pieniądze potrzebne na zakup podręczników.
Wyjdźmy z podręczników. Problemem w Elblągu są mieszkania. Proponuje Pan utworzenie Komunalnej Firmy Deweloperskiej. Proszę przybliżyć ten pomysł.
To jest projekt, który zaproponowałem w sierpniu. W pierwszej części spotkał się on z krytyczną oceną ze strony innych kandydatów do fotela Prezydenta Miasta Elbląga. Mnie ta ocena krytyczna zdziwiła poniekąd, dlatego, że 6 października Prezydent Miasta Gdańska, Pan Adamowicz zaprezentował niemalże bliźniaczy projekt dotyczący taniego budownictwa komunalnego. I nie wiem czy kandydat Platformy Obywatelskiej jest tak samo krytyczny i czy uważa, że pomysł Prezydenta Gdańska jest również z kosmosu.
Pomysł utworzenia takiej firmy jest ze wszech miar słuszny z prostego powodu. W okresie kryzysu bądź recesji, a my jesteśmy w takim momencie, najtaniej miejsca pracy tworzy się w budownictwie. W Elblągu są firmy deweloperskie, ale proponowane przez nie ceny nie są na kieszeń przeciętnego elblążanina. Tu ceny zaczynają się od 3,5 tysiąca złotych. Możemy spojrzeć na, nie tak odległy od Elbląga Pasłęk, gdzie można kupić mieszkanie za 2,5 tysiąca złotych za m2. Ta dysproporcja nie ma żadnego uzasadnienia. To jest marża dewelopera.
Wprowadzenie na tym rynku jeszcze jednego gracza, który budowałby zdecydowanie taniej, budowałby w strefie uzbrojenia, w budownictwie plombowym, mogłoby częściowo rozwiązać problem mieszkań. Budownictwo, które nie byłoby budownictwem wysokim, mogłoby być realizowane przez lokalne nieduże firmy.
Dla przykładu powiem, elbląski ratusz kosztuje elblążan 16 ml złotych. Za 16 ml złotych można byłoby wybudować ponad sto mieszkań. Te sto wybudowanych mieszkań daje trzysta miejsc pracy na okres budowy.
Jaki miałby być wkład finansowy osób, które byłyby zainteresowane kupnem tego typu mieszkania?
Na tym etapie trudno podawać szczegóły, ale są standardy, które mówią, że jest to gdzieś w granicach 20%. Miasto wniosłoby grunty w rejonach uzbrojenia i kapitał początkowy dla firmy komunalnej. Byłby to element rozkręcania lokalnej koniunktury na rynku elbląskim.
Wspomniał Pan o rynku pracy. To kolejny problem naszego miasta. W swoim programie proponuje Pan bezpłatne staże dla absolwentów elbląskich szkół wyższych. Czy w sytuacji, kiedy absolwenci elbląskich szkół wyższych mają dosyć płatnych staży, bo to im się najczęściej proponuje, bezpłatne staże są dobrym rozwiązaniem?
Jeżeli popatrzymy na rynek pracy i jakie wymagania mają pracodawcy, okazuje się, że wymagany jest staż. Wiele osób ma problem z tym, żeby mieć staż w dobrej firmie. Wpisanie tego w CV, otwiera wiele możliwości. Jest to jedna z możliwości, o której mówię, a o którą warto byłoby się w Elblągu wspólnie zatroszczyć, również z firmami, które w Elblągu funkcjonują.
Elbląscy studenci mają praktyki w dobrych elbląskich firmach, np. w Alstomie.
Jasne, dlatego warto ten program pielęgnować i dalej go poszerzać. Jest on ważnym elementem dla przyszłej kariery zawodowej absolwentów.
Mówimy o młodych, ale problemy ze znalezieniem pracy mają także osoby w wieku średnim i przedemerytalnym. Jakie propozycje ma Pan dla nich?
Bezrobocie w Elblągu jest zjawiskiem bardzo dotkliwym. Dzisiaj ponad siedem tysięcy ludzi pozostaje bez pracy. To jest ogromna rzesza ludzi, którzy mają ten dyskomfort, że nie posiadają pracy, ale nie ma takich recept, które by pozwoliły w bardzo szybki sposób rozładować sytuację. Elbląg jest w tej, może i korzystnej sytuacji, że dobiegają końca inwestycje w Parku Technologicznym. Miasto zainwestowało tam ogromne pieniądze i trzeba zrobić wszystko, aby znaleźli się tam inwestorzy. Mam nadzieję, że takie działania zostaną podjęte. Powiem wprost, to nie jest łatwy proces, ale jest możliwy. Trzeba skupić się na poszukiwaniu inwestorów w sposób profesjonalny, zawodowy, żeby to robili ludzie, którzy potrafią poruszać się na rynku, bo nawet w latach kryzysu są firmy, które poszukują miejsc do inwestowania. To nie jest tak, że firma szuka, my szukamy firmy. Te poszukiwania muszą być bardzo profesjonalne.
Chciałby Pan powołać grupę ekspercką?
Chciałbym powołać grupę, która dokładnie rozpoznawałaby rynek, docierałaby z ofertą nie na zasadzie wysłania meila czy wystawienia stolika na targach, ale za pomocą multimedialnie przygotowanego materiału. Taki materiał można zaprezentować potencjalnemu inwestorowi, ale trzeba się z nim spotkać, trzeba do niego dotrzeć. Takie spotkania mogą skutkować po stronie inwestora decyzją na tak. Wiem to z własnego doświadczenia. Jako dyrektor handlowy odpowiadam za pozyskiwanie klientów – 70% produkcji sprzedajemy poza Polskę do Niemiec, Francji, Anglii, Szwecji czy Finlandii. To są klienci, których mimo kryzysu znalazłem i namówiłem do współpracy.
Zresztą na Modrzewinie będą i są już inwestorzy. Już wkrótce pojawi się tam bardzo poważny inwestor. Będzie to duża firma z górnej półki, która utworzy dużo miejsc pracy. Ta wiadomość jest mi znana, ale o szczegóły proszę pytać Pana Prezydenta Henryka Słoninę, ponieważ ja nie jestem upoważniony do przedstawiania tego tematu. Chciałbym, aby pierwszeństwo i owoce swojej pracy mógł zaprezentować Pan Henryk Słonina.
Kierunek myślenia o Modrzewinie i o poszukiwaniu inwestorów jest realny, ale musi być w tym duża konsekwencja.
Dlaczego elblążanie powinni zagłosować właśnie na Pana, a nie na kandydatów z innych komitetów wyborczych?
Myślę, że reprezentuję bardzo racjonalny kierunek myślenia.
Inni kandydaci nie prezentują?
Mówię o swoim kierunku myślenia i sposobie widzenia miasta. Natomiast, gdy czytam pewne zapisy w niektórych programach moich konkurentów, że zmiana nazwy z Wydziałów na Departamenty to jest nowa jakość, to myślę, że od samego mieszania herbata nie robi się słodsza.
Dotychczas żadne z ugrupowań nie postawiło tego postulatu jako główny punkt swojego programu.
To jest część programu Platformy.
Platforma swój program ogłosi dopiero dzisiaj. (Rozmowa miała miejsce 25 października o godzinie 16.30)
Czytałem ten program we fragmentach prezentowany publicznie, zapoznałem się z nim, więc nie mówię tutaj rzeczy, które nie są publicznie znane. Jest taka propozycja, żeby nazwać Wydziały Departamentami, co nie zmienia jakości rządzenia.
Platforma ma wiele różnych propozycji.
Jasne, że ma. Ja też je czytam i chętnie popieram te, które coś wnoszą. Warto jest pochwalić, to co u innych kandydatów jest rozsądnego i wartego wdrożenia w Elblągu. Ja mam taki sposób podchodzenia do problemów, że lubię słuchać ludzi i wtedy podejmować decyzje. Bo jeżeli nie potrafi się słuchać, to i nie potrafi się rządzić. Bardzo cenię sobie zdanie innych, jestem bardzo otwarty na rozwiązania, które proponują fachowcy.
Rozmowę z innym kandydatem na Prezydenta Miasta Elbląga, Jerzym Wilkiem przeczytasz i posłuchasz tutaj. Kolejne wywiady w przygotowaniu.
Wywiad ze Stefanem Rembelskim, kanydatem Stronnictwa Demokratycznego na Prezydenta Miasta Elbląga, posłuchaj: