Zapowiada się ciekawy rok szkolny zarówno dla uczniów, jak i dyrekcji placówek. Od 1 września bowiem w życie weszła ustawa zakazująca sprzedaży w sklepikach szkolnych tzn. „śmieciowego” jedzenia. Czy Elbląg jest gotowy na takie zmiany?
Nowelizacja ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia dotyczy szkół oraz przedszkoli. Od wczoraj w sklepikach znajdujących się w tych placówkach nie można sprzedawać produktów takich jak batony, chipsy, napoje energetyczne czy fast foody. Zostało określone, ile sprzedawane produkty powinny zawierać cukru, soli czy barwników.
Czy w Elblągu dopilnowano, aby te produkty zniknęły ze sklepikowych półek? - Wszyscy czekaliśmy na przepisy wykonawcze. Pojawiły się one dopiero 26 sierpnia, więc bardzo późno. Ustawa weszła w życie 1 września, więc w zasadzie nie dano nam czasu na przygotowania - mówił dyrektor Departamentu Edukacji, Sportu i Turystyki, Edward Pietrulewicz.
Patrząc na asortyment sklepików szkolnych nasuwa się pytanie, czy po zlikwidowaniu „śmieciowego” jedzenia będą w stanie się jeszcze utrzymać?
Czekamy na reakcję. Być może będziemy musieli podnieść stawki żywieniowe. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, bo to by było najgorsze wyjście. Czekamy z niepokojem na sygnały od intendentów
- stwierdził Edward Pietrulewicz.
Jak dyrektor Departamentu Edukacji, Sportu i Turystyki ocenia tę sytuację? - Moim zdaniem żadna prohibicja nie wychodzi na dobre. Ważniejsza jest edukacja, uświadamianie, niż zakazy - zaznaczył. - Patrząc z punktu widzenia dyrektora szkoły prohibicja sprawia, że dzieciaki będą w czasie przerw uciekać ze szkół wszystkimi możliwymy sposobami, aby biec do pobliskiego sklepu, który ma te zakazane produkty.
Sklepiki znajdują się w większości szkół w Elblągu. - Trochę się obawiamy, że po zmianie asortymentu pójdzie zmiana cen i liczba sklepików się zmniejszy – przyznaje Małgorzata Sowicka, kierownik edukacji w Departamencie Edukacji, Sportu i Turystyki.
Jeśli dojdzie do takiej sytuacji straci na tym szkoła, która wynajmuje pomieszczenie. - Środki z wynajmu szkoły przeznaczają potem na zakup pomocy czy potrzebnego sprzętu – dodał Edward Pietrulewicz.
Czy wprowadzenie zakazu sprzedaży takiego jedzenia rozwiąże problem otyłości wśród dzieci i młodzieży?
Problem niewątpliwie jest, ale ja poszedłbym w stronę edukacji. Rośniemy, w ogóle, jako społeczeństwo. Problem otyłości nie dotyczy jedynie dzieci. Moim zdaniem powinno się pójść w atrakcyjność zajęć, wprowadzenie nowych form w-f'u
– stwierdził dyrektor Departamentu.
- Jako organ prowadzący stawiamy na rozwój fizyczny. Przy placówkach edukacyjnych wciąż powstają orliki. Elblążanie przykładają do tego wagę, ponieważ z budżetu obywatelskiego również są tworzone obiekty sportowe – zaznacza Małgorzata Sowicka. - Edukacja to podstawa. Chcemy ćpójśc w stronę coraz większego rozwoju kultury fizycznej.
- Przecież nie można wszystkiego zakazać. Te słodycze są dla każdego, ale każdego kto wie co zjedzenie ich za sobą niesie – dodał Edward Pietrulewicz.
Osoby prowadzące sklepiki mają trzy miesiące, aby dostosować się do nowych przepisów.
Temat błachy nie mający nic wspólnego z oświatą.Dzieciaki jak to dzieciaki jak nie w szkole to po szkole napchają się chipsów i batoników.Od tego by zabraniać i uświadamiać są rodzice.Pani i Pan powinni wypowiedzieć się na tematy związane z oświatą np.oszczędzaniu na oświacie,braku pieniędzy na oświatę,ograniczonej liczbie zajęć dodatkowych,braku możliwości zatrudnienia dla młodych nauczycieli.Propagandy i ładnych fotek nam nie trzeba.
Kiedyś jako dziecko jadłem słodycze i słodkie bułki,pączki i popijałem oranżadą -to było za komuny i co jestem szczupły .PRZYCZYNY są takie u dzieci-BRAK RUCHU ZWOLNIENIA Z LEKCJI W-F !!!!!!!! Coraz częściej sie słyszy skargi dzieci do rodziców że są głodne po zjedzeniu okrojonych porcji obiadowych w szkołach.KONTROLE i to częste bez zapowiedzi na stołówkach w szkołach i przedszkolach tym się zajmujcie bo kucharki idą do domu obładowane.
Kolejny przykład socjalistycznej głupoty powielanej przez urzędasów. O tym co ma jeść dziecko decydują rodzice a nie ministra edukacji czy inny wróg Naszych dzieci. W szkołach średnich uczniowie patrzą ze zdumieniem na puste półki i zupełnie nie rozumieją o co chodzi. Nie mówiąc o tym, że iluś tam właścicieli sklepików zwinie interesy a dzieciaki, które zapomniały drugiego śniadania będą głodne. Ale towarzysze w urzędzie odfajkują kolejny sukces. A pan Pietrulewicz zamiast podwyższać stawki na żywienie niech sprawdzi, czy będzie miał na pobory dla nauczycieli w tym roku!
Basenji - czyżby zbolały nauczyciel? Skoro biedne dzieci będą głodne to pewnie dlatewo że rodzice nie nauczyli ich jedzenia zdrowych rzeczy - i pewnie dlatego powstała ta USTAWA, bo dzięki "doskonałym" nawykom żywieniowym rodziców mamy tyjące pokolenie dzieciaków, ale co tam, grunt skrytykować, czyż nie?
Edukacja rodziców. Edukacja dzieci i młodzieży. Wycieczki piesze. To wszystko w szkole można realizować. Gdy państwo zagląda pod kołdrę i do garnka na kuchni to mamy totalitaryzm pełną gębą frazesów zdejmujący kolejne obowiązki (i zabierający prawa) z rodziców. Zostały jeszcze buty na rzepy czy sznurówki... Dobrze mówi dyr. Ecik - edukacja i pomoc organizacyjna dla rodziców, bo na finansową miasta nie jest stać. Nawet formy zawstydzające rodzica są wskazane: skromna, zrobiona z miłością rodzicielską i troską o dziecko, kanapka z domu jest lepsza niż fastfood. Za pieniądze wydane dziennie przez jedno dziecko w sklepiku lub automatach, także ze skromnych finansowo rodzin, wystarczą na kanapkę i napój z domu dla kilkorga rodzeństwa. I to z energią serca. Powrót do rodziny a nie "masz 5 zł "
Gdyby w sklepiku, obok "złych" produktów, postawić zdjęcie dyrektora jak wyżej, to efekt byłby murowany. Dyrektorze - zgódź się dla dobra odchudzania chudych dzieciaków. Szkoła , tak jak Kościół, staje się wszystko wiedząca i umiejąca. Nie mam zaufania i obawiam się ludzi "do wszystkiego" i jeżeli nauczyciel taki jest (do wszystkiego), to jest do niczego. Rodzic z satysfakcją a nawet świadomie powołał dziecko do życia , to niech on ma satysfakcję i świadomość prowadzenia go w życiu. Dajcie tylko rodzicowi pracę i min. równowartość 8 euro za godzinę a rodzina na tym zyska. Prowadzący sklepiki szkolne powinni dostać premie od producentów "zdrowej" żywności żeby nie zamykali interesu. W edukacji elbląskiej musi być super skoro jej "głowa" zajmuje się sklepikami na otwarcie roku szkolnego.
On się tym chyba jakoś specjalnie nie zajmuje, z tego co czytam on się tylko odniósł do tego, co wprowadziła ministra więc po co nagonka na niego?
nauczycieli i szkołę obwinia się o wszystko, myślę sobie co wyrośnie z tak ukształtowanego pokolenia, które nie ma szacunku do nikogo i do niczego ale ma za to pełen wachlarz żądań, przywilejów i środków na manipulowanie i upokarzanie. Nie myślcie sobie drodzy rodzice, że te wasze pociechy będą o was dbały na starość, bo przecież takie macie wyobrażenie....czyż nie ? Będziecie żyć na lichej emeryturze i dorabiać byle gdzie bez uczucia szacunku do siebie samego i państwa, które was okrada, z wyciągniętą w waszym kierunku łapą waszego dziecka, któremu przecież wszystko się należy, liczącego już za waszego życia na wasza schedę,niańczącego wnuki bo dzieci muszą się bawić i korzystać z życia mają takie przywileje, nie garnących się do pracy za 1500 zł.Zaczynamy bać się własnych dzieci.
Kiedy usłyszymy od was z tych departamentów -że wszystkie dzieci muszą mieć obowiązkową naukę pływania na lekcji w-f we wszystkich szkołach i klasach.Na koniec szkoły każdy uczeń po egzaminie ma kartę pływacką.Dzieci od pływania schudną nabiorą sylwetki i przestaniemy słyszec o utonięciach wśród dzieci.
rodzice też powinni zadbać o to co jedzą dzieci. Wystarczy spakować do plecaka kanapki i wodę lub sok i nie dawać kasy. Kiedyś jak się dostało złotówkę od rodziców raz w tygodniu to oczywiście, że kupowało się bułkę słodką albo chipsy ale kiedyś zamiast pieniędzy rodzice przygotowywali kanapki, także uważam, że większość winy ponoszą rodzice a nie sklepiki