W tym roku do nagrody „Aleksandra” w kategorii Męska Rola Roku nominowany został Artur Hauke za rolę Jacka Tisdale w spektaklu "Premiera". Jak aktor przygotowywał się do tej roli i czy spodziewał się nominacji opowiedział w rozmowie dla info.elblag.pl.
Czy nominacja była dla Pana zaskoczeniem?
Zaskoczyła i to bardzo. Myślałem, że jak już w zeszłym roku byłem nominowany to w tym roku już mi się nie uda. Bardzo dziękuję za to wyróżnienie. Bardzo mi miło z tego powodu.
Do nagrody Aleksandra w kategorii Męska rola roku został Pan nominowany za kreację Jacka Tisdale w spektaklu "Premiera" . Jak przygotowywał się Pan do tej roli?
Granie w takim spektaklu, z takim reżyserem, to prawdziwa przyjemność. Nie była to trudna rola. Praca była bardzo przyjemna. Będę bardzo miło ją wspominać. Cieszę się, że nominacja jest właśnie za tę rolę.
W tym przypadku łatwo było przerysować rolę. Trzeba było wypracować sposób, by nie pójść o krok za daleko...
Na scenie jest taka zasada – aby dobrze bawić publiczność dowcipy nie mogę być „dociśnięte”, bo wtedy przestają być smaczne. Starałem się prowadzić tę rolę w taki sposób, aby stworzyć tę postać tu i teraz, a nie przenosić ją na widza. To było bliżej słuchowiska radiowego, czyli granie bardziej dla siebie. Wtedy publiczność znakomicie to odbiera. Gdyby dowcipy były bardziej „dokręcone”, przestałyby być śmieszne.
Po raz pierwszy jedynie dwa spektakle były brane pod uwagę podczas posiedzenia Kapituły. Jak wyglądała praca nad spektaklem „Premiera”?
Mieliśmy bardzo dobrego reżysera, który znał materiał i był bardzo dobrze przygotowany. To była prawdziwa przyjemność. Od razu wszyscy wiedzieliśmy jak to będzie wyglądało i byliśmy bardzo dobrze, sumiennie prowadzeni.
A przy „Igraszkach z diabłem”? To spektakl dobrze znany już dużej części elbląskiej publiczności. Baliście się porównań?
Chcieliśmy stworzyć coś nowego. Nie da się tego porównać ze spektaklem w telewizji. Wówczas był zupełnie inny sposób myślenia i patrzenia na teatr niż robi się to współcześnie. Tego się nie baliśmy. Był jednak problem, który rozwiązał się później. Dowcip tego spektaklu nie „chwytał” do momentu, kiedy pojawiła się publiczność. Potrzebna była publiczność, abyśmy mogli złapać zabawności tej sztuki. Okazało się, że dla widza było interesujące coś, czego my nie widzieliśmy.
Czym dla Pana jest Aleksander?
My, aktorzy, lubimy być doceniani. To dla nas dużo znaczy, kiedy nasza praca zostaje zauważona. Aktorowi zawsze będzie zależało na tym, aby mieć dobry kontakt z widzem. Energia z widzem jest dla aktora najważniejsza. Jeśli widzowie przychodzą dla aktora do teatru... to jest bezcenne.
Jakie ma Pan przeczucia? Do kogo trafi Aleksander?
To jest bardzo trudne, bo ja bym wszystkim przyznał Aleksandra. Każdy z nas daje maksymalny wkład w to, co robi. Tutaj nie można nic oszukać. Oko widza jest zawsze czujne. Aktorzy naprawdę bardzo się starają i ciężko pracują. Wszyscy moi koledzy i koleżanki zasługują na nagrodę.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała