Sobota, 30.11.2024, Imieniny: Blazej, Walter, Fryderyk
Nie masz konta? Zarejestruj się »
zdjęcia
filmy
baza firm
reklama
Elbląg » artykuły » artykuł z kategorii AKTUALNOŚCI

Żeglarze już po polskiej stronie MDW E70

30.06.2009, 09:28:30 Rozmiar tekstu: A A A
Żeglarze już po polskiej stronie MDW E70
Żeglarze zacumowali swoje łodzie w Santoku

Druga część relacji Jerzego Wcisły z rejsu Kostrzyń-Berlin-Zalew Wiślany. 27 czerwca żeglarze opuścili już tzw. Pierścień Berliński i dopłynęli do miejsca startu. Od niedzieli rozpoczął się rejs polskim odcinkiem Międzynarodowej Drogi Wodnej E 70... i zaczęły się pierwsze problemy. 28 czerwca wyprawa w 14 godzin przepłynęła 105 km. Jak przyznaje Jerzy Wcisła, był to dla nich najtrudniejszy i najdłuższy etap.

Pierwszą cześć relacji z rejsu przeczytać można w tekście „Z Berlina na Zalew Wiślany – rejs pełen kontrastów”. Poniżej druga cześć zapisków pokładowych Jerzego Wcisły.

28 czerwca – g. 9.30-23.00 – Słubice – Santok
Najdłuższy etap

Wczoraj (27 czerwca) zamknęliśmy tzw. Pierścień Berliński, dopływając do miejsca startu. Od dziś zaczynamy płynąć polskim odcinkiem Międzynarodowej Drogi Wodnej E 70. Wystartowaliśmy ze Słubic o 9.30. Ok. 35 kilometrów płyniemy Odrą. Nie mijamy żadnej jednostki pływającej – ani barki, ani łodzi turystycznej. W sumie Odrą przepłynęliśmy samotnie ok. 100 kilometrów.

Po stronie polskiej nie ma też żadnej infrastruktury portowej, ani miejsc przystosowanych do cumowania łodzi turystycznych. Jedyna przystań sportowa znajduje się po niemieckiej stronie w miasteczku Lebus.
Płyniemy z nurtem w dół rzeki. Woda dosyć wysoka więc i nurt żwawy. O 11.20 osiągamy Kostrzyń, a o 11.30 wchodzimy na rzekę Wartę. Widać, ze Kostrzyń wykorzystuje rzekę dla celów transportowych. Po lewej stronie pojawiają się rampy użytkowane przez ciepłownię i jakiś zakład produkcyjny. Mijamy trzy mosty, w tym dwa kolejowe o prześwicie od 3,9 do 4,4 metra.

O 12.00 zawijamy do Przystani Żeglarskiej „Delfin”, tej z której zaczynaliśmy nasz rejs. Stoi kilka jachtów, niestety nie zastajemy nikogo z obsługi. Co gorsza, zamknięte są toalety i dostęp do prądu elektrycznego. Próbujemy szukać odpowiedzialnego, ale żaden telefon nie odpowiada. Postanawiamy płynąć dalej. Niedaleko jest nabrzeże „Przystani turystycznej”, ale bez możliwości spełnienia żadnych potrzeb wodniaków. Zastanawiam się dla kogo buduje się takie „przystanie”.

Płyniemy z prądem. Na wodzie pusto, niemal jak na Odrze. Po trzech kilometrach pojawia się jakaś motorówka, na 11 kilometrze kajak i łódź motorowa z niemiecką banderką, na 36 jakiś szalony właściciel łodzi wyposażonej w potężny silnik testuje jego możliwości.  I to wszystko na ponad 100 kilometrowej trasie! Linie energetyczne znajdują się wysoko nad wodą, nie stanowią żadnej przeszkody. Mosty też dość wysokie – zwykle od 4 do nawet 5 metrów prześwitu (w Świerkocinie). Charakterystyczny jest brak wsi i miasteczek nad wodą. Tu dopiero czuję co to znaczy, że Polska odwróciła się do wody plecami. Inaczej niż w Niemczech, gdzie nad wodą stoi mnóstwo osiedli i rzędy domków z pomostami i marinami.

Na 47 km dostrzegamy zarysy budynków Gorzowa Wielkopolskiego. Cztery kilometry dalej płyniemy pod nowym mostem obwodnicy Gorzowa (trasa E 65). Podobnie jak na mostach niemieckich nie ma tablicy z informacją o prześwicie mostu. Żeglarzom nie podoba się ta „nowa moda”. Zmienia się też otoczenie. Płaski dotychczas krajobraz nabiera wybrzuszeń. Na niektórych niczym maszty postawiono słupy energetyczne, dzięki czemu linie zawieszone są wysoko nad wodą.

Wpływamy do centrum miasta. Piękne nowe nabrzeże, ze schodami aż do rzeki i dopracowaną architekturą. Cumujemy. Szukamy toalet, możliwości podłączenia się do prądu. Obsługa statku-restauracji rozkłada ręce: nic tu nie znajdziecie. Jesteśmy zszokowani. Mija 20.15. 11 godzin na wodzie i żadnej możliwości załatwienia najpowszechniejszych potrzeb. Powraca pytanie: dla kogo to nabrzeże? Bo przecież nie dla wodniaków. Ktoś życzliwy dzwoni do portu, czy pozwolą nam skorzystać z wody i prądu – otrzymuje odpowiedź przeczącą. Po krótkiej naradzie postanawiamy płynąć dalej. Zacumujemy gdzieś za miastem, za jakieś pół godziny – postanawia komandor. Z brzegu ktoś krzyczy: uważajcie na mielizny! Dostrzegamy zielone boje – ostrzegamy inne łodzie. Wszyscy mijamy niebezpieczne miejsce.

Mijamy most, mijamy też niegościnny port, próbujemy szukać miejsca na postój. Nagle coś zachrobotało pod wodą. O coś się otarliśmy. Na szczęście wszystko skończyło się na strachu. Płyniemy dalej. Podpływa „Casablanca”, Teresa informuje, że załoga jednego ze statków w Kostrzynie skontaktowała się z ludźmi z Santoka. Czekają na nas i chcą nam pomóc. Jest już prawie dziewiąta. Do Santoka dopłyniemy za półtorej godziny. Decyzja komandora: płyniemy. Karolina i Andrzej przygotowują kolację na łodzi. Ja steruję. Rzeka szeroka i choć robi się szaro czujemy się pewnie. Zbyt pewnie. Nagle coś zachrobotało pod wodą. – Jezu – krzyknął komandor i doskoczył do silnika. Było już za późno, też o coś otarł. Lech Gajewski wyłączył silnik, podniósł, odpalił – na szczęście wszystko w porządku. Silnik miarowo zaterkotał. Poszliśmy dalej, a komandor oddał… mi ster. Blady i przestraszony wziąłem go w ręce. Przypomniałem sobie, że płynąc w Niemczech, komandor tłumaczył mi, jak rozpoznać przeszkody ukryte pod wodą. Widziałem zawirowania, ale wziąłem je za efekt płynącej przed nami „Ady”.

Kilka kilometrów dalej dostrzegamy wlokącą się „Casablancę”. – Co jest, chcecie zawrócić? – żartuję przez radio. – Gorzej, zaryliśmy silnikiem w muł i płyniemy na rezerwowym, znacznie słabszym – odpowiada Teresa. Komandor postanawia, że będziemy towarzyszyć „Casablance”. Pozostałym łodziom wysyła informację, by płynęli do Santoka, nie czekając na nas. Za chwilę zwalniamy, co chwilę kontaktując się radiem lub światłami. Powoli, ok. 23 dopływamy do Santoka. Uff, dopłynęliśmy w pełnych ciemnościach.

Cumujemy przy dalbach, połączonych z lądem pomostami. Okazuje się, że rzeczywiście czekają na nas państwo Agnieszka i Jarosław Majgat. Z Łukaszem znosimy do baru, który prowadzą i który dla nas otwierają, komputery, telefony i aparaty fotograficzne. Do rana ładujemy baterię, dzięki czemu mogę napisać tą relację. Po raz pierwszy nikomu nie chce się zasiadać do wieczornej, tradycyjnej pogawędki. Idziemy spać. Bo, choć nie pokonywaliśmy żadnej śluzy, był to najtrudniejszy i najdłuższy dla nas etap (105 km, prawie 14 godzin).

Następnego dnia wraz z Leszkiem Galewskim udajemy się do Stanisława Chudzika wójta Santoka. Wójt mnie poznaje, spotykaliśmy się w różnych miejscach, m.in. nieodległym Drezdenku czy w Senacie, gdzie razem lobbujemy na rzecz ustawy rewitalizacyjnej dla MDW E 70. Wójt już zna naszą sytuację. Gdy my rozmawiamy z wójtem, żeglarze już kąpią się w Gminnym Domu Kultury. Przekazujemy sobie upominki, wójt dzwoni jeszcze do burmistrza Drezdenka, by zorganizował nam transport po paliwo. Bo to kolejna zmora polskiej turystyki wodnej – paliwo trzeba kupować na przydrożnych stacjach paliw, bo nad wodą takowych nie ma.

Otrzymujemy też szczegółową mapę Noteci. Wiemy już gdzie będziemy mijali mosty i przede wszystkim kolejne z 22 śluz. Staszek naprawił silnik „Casablanki” więc znowu tryska humorem. O 10.15 startujemy do kolejnego etapu. – Musimy dzisiaj przejść przynajmniej kilka śluz – mówi komandor.

Zobaczymy. Aura wydaje się nam sprzyjać. Gdy kończę ta relację wszyscy są na pokładzie. W raczej skromnym odzieniu, bo po raz pierwszy od tygodnia słońce wyraźnie nas rozpieszcza.

Jerzy Wcisła

Rafał Kadłubowski
Wyślij wiadomość do autora tekstu

Oceń tekst:

Ocen: 0

%0 %0
GALERIA ARTYKUŁU ( zdjęć 3 )


Komentarze do artykułu (4)

Dodaj nowy komentarz

  1. 1
    0
    ~ prof. Miodek
    Wtorek, 30.06

    Nie Kostrzyń tylko Kostrzyn nad Odrą.

  2. 2
    0
    ~ j23
    Wtorek, 30.06

    jak długo jeszce,

  3. 3
    0
    ~ Ja
    Środa, 01.07

    Jacy żeglarze? Chyba motorowodniacy. Do tego na wczasach za publiczne pieniądze. Ciekawe ilu małych elblążan - z braku pieniędzy - spędza wakacje w mieście. Wstyd, panie Wcisła i pozostali. Nie stać Was na sfinansowanie urlopu?

  4. 4
    0
    ~ wodniak
    Środa, 01.07

    Wszystko pięknie, ale pan Wcisła trochę źle wybiera priorytety. Ciekawy artykuł na ten temat można przeczytać na lamach Gazety Elbląg.

Redakcja serwisu info.elblag.pl nie odpowiada za treść komentarzy i treści dostarczone przez firmy i osoby trzecie.
Jeśli chcesz z nami tworzyć serwis napisz do nas e-mail.


Regulamin komentowania artykułów w serwisie info.elblag.pl

W trosce o kulturę i wysoki poziom debaty w serwisie info.elblag.pl wprowadza się niniejszy Regulamin.

  1. Komentujący umieszczając treści sprzeczne z prawem musi liczyć się, że może ponieść odpowiedzialność karną lub cywilną.
  2. Komentarze dodawane przez czytelników służą prowadzeniu poważnej i merytorycznej dyskusji na temat zamieszczonych wiadomości oraz problemów z nimi związanych.
  3. Czytelnicy mogą umieszczać informacje i opinie niezwiązane z treścią artykułów dla istotnych powodów (np. poinformowanie innych czytelników o wydarzeniach).
  4. Zabrania się dodawania komentarzy: wulgarnych, obraźliwych, naruszających dobra osobiste osób trzecich lub zawierających treści zabronione przez prawo.
  5. Celem komentarzy nie jest prowadzenie jałowych sporów osobistych między czytelnikami.
  6. Wszystkie wpisy stojące w sprzeczności z powyższymi warunkami będą niezwłocznie kasowane w całości bądź w części.
  7. Redakcja interpretuje Regulamin i decyduje, które wpisy, komentarze (lub ich części) należy usunąć i dokona tego w możliwie jak najszybszym czasie.


Właścicielem serwisu info.elblag.pl jest Agencja Reklamowa GABO

Copyright © 2004-2024 Elbląski Dziennik Internetowy. Wszystkie prawa zastrzeżone.


1.4168269634247