Dziś w nocy (z 23 na 24 maja), w 27 miastach Polski realizowana będzie akcja fundacji POEMAT z Krakowa. W wybranych miejscach powstaną 2-wiersze autorstwa krakowskiego poety Michała Zabłockiego (współpracującego m.in.: z Grzegorzem Turnauem i Agnieszką Chrzanowską). Za każdym razem, wiersz, który czytamy rano nawiązuje do najważniejszego w danym roku wydarzenia. Rozmawiamy z pomysłodawcą akcji - Michałem Zabłockim.
-Ktoś może powiedzieć, że właściwie cóż to za akcja: wziąć farbę czy spray i napisać na chodniku czy ulicy wiersz? Niby nic wielkiego. Ty jednak zapewniasz, że przyświeca temu jeszcze jakaś idea?
-No, pomysł to nie jest nowatorski. To na pewno. Przecież istnieje telewizja, radio i jakaś forma wiersza dzięki nim mogłaby śmiało zaistnieć. Tu jednak chodzi o świadomych czytelników. A tymi są oczywiście przechodnie. Po pierwszej akcji nauczyłem sie tego, że tak naprawdę, ludzie, którzy idą i patrzą na chodnik, to we wszystkim co jest napisane na chodniku dopatrują się ścisłego powiązania z rzeczywistością. Stąd taki właśnie pomysł.
-Łatwo było namówić władze miast do włączenia się do tej akcji?
-Występowaliśmy do 50 miast. Przede wszystkim to jest długotrwały proces przy uzyskiwaniu wszelkich zezwoleń. To musi przejść przez różne instancje. My od razu nasze listy kierujemy bezpośrednio do prezydentów miast. W zależności od decyzji na górze, wszystko toczy się dalej już swoim tokiem. Oczywiście, jest wiele powodów, z jakich miasta mogą odmówić. Na przykład to, że już coś takiego robią. Poznań, dla przykładu, robi taką akcję u siebie. Co prawda, oni robią to inaczej, bo u nich to są wiersze na plakatach, ale widocznie uznają, że ta działka już jest jakoś zagospodarowana. Ważne jest też i to, że nawet jeśli już są zezwolenia, to wiersz i tak powstaje jakieś 2 tygodnie przed samą akcją, więc wszyscy potem czekają na to, jaki ten wiersz będzie. W tym roku, ku mojemu zdziwieniu i zadowoleniu, tylko 3 miasta nam odmówiły.
-A jak to było w przypadku Elbląga?
-Z Elblągiem było bardzo dobrze. Wszystkie zezwolenia były załatwione w terminie. Tu nam bardzo pomogli harcerze, którzy włączyli się do naszej akcji.
-Uważasz, że taka forma "uprawiania poezji" jest doskonała? Wydawać by się mogło, że ludzie chyba jednak nie zwracają uwali na jakiekolwiek napisy na chodnikach, tylko pędzą przed siebie.
-Zależy jak się do tego podchodzi. No, nie można pisać rozległych wierszy, które ciągną się całymi ulicami. Nie można pisać wierszy, które zaczynają się na jednej ulicy, a swój ciąg dalszy mają na innych. To byłoby utrudnianie. Ale moja praktyka mówi właśnie, że ludzie jednak zatrzymują się, patrzą, czytają. Nie mam możliwości obserwowania reakcji ludzi w każdym mieście, ale to, że malujemy nocą i kiedy wracamy już ktoś się zatrzymuje i czyta... to znaczy, że to jednak ma sens.
-Ale pierwsza akcja nie przebiegła najszczęśliwiej?
-No nie. Zaczęło się od procesu. Myśmy wystąpili o zgodę do miasta Krakowa w 2002. To były nasze pierwsze podejścia i wystąpiliśmy o nie zbyt późno. Czekaliśmy na nie, ale ponieważ była ładna pogoda, 2 koleżanki postanowiły zacząć wcześniej. Zostały przechwycone przez straż miejską. Potem przejęte przez policję. Elegancko, jak Pan Bóg przykazał, zostały aresztowane. Potem odbył się wspaniały proces sądowy. Ale, że strony się rozumiały, wszystko przebiegało wyjątkowo sympatycznie. Potem koleżanki dostały mandaty po 50 złotych i ten wydatek poniosła fundacja, a od tego czasu o zezwolenia występujemy po prostu wcześniej.