Kilka lat temu przez role w „Panu Tadeuszu” i „Wiedźminie” zyskał opinię amanta. Dziś cieszy się z siwizny i zmarszczek, bo - jak mówi – w końcu może udowodnić, że jest aktorem. Z Michałem Żebrowskim tuż po spektaklu pt.„Ucho van Gogha”, który rozpoczął 8 edycję Wiosny Teatralnej w Teatrze im. Aleksandra Sewruka w Elblągu rozmawiała Karolina Śluz.
Jakie skojarzenia się Panu nasuwają gdy słyszy Pan słowo Elbląg?
Wiem, gdzie jest Elbląg i wiem jak tu trafić. Gdy przejeżdżałem to podziwiałem piękne jeziora. Ja w ogóle lubię ten kierunek Polski. Większość czasu spędzam w górach, ale Warmia kojarzy mi się z dzieciństwem. Często spędzałem tu wakacje.
Rozmawiamy spektaklu „Ucho van Gogha”, który zainaugurował tegoroczną Elbląską Wiosnę Teatralną. Jak się Panu grało przed elbląską publicznością?
Pierwszy raz graliśmy w Teatrze w Elblągu. Elbląska publiczność jest bardzo życzliwa i czujna, to nas uskrzydla. Cieszę się, że Wiosna Teatralna została wskrzeszona.
Spektakl „Ucho van Gogha” zagraliście po raz pierwszy poza Warszawą. Zauważyliście różnicę w odbiorze?
W elbląskim Teatrze jest znacznie większa scena. Dlatego proporcje trochę się zmieniają, poniosło nas. Ta przestrzeń nam pomogła, wyciągnęliśmy i rozszerzyliśmy ten spektakl. Tutaj gramy dla o wiele większej widowni niż w Warszawie. Możliwość wyjazdu ze spektaklem i granie dla większej widowni jest ciekawym doświadczeniem.
Spektakl „Ucho Van Gogha” jest bardzo trudny, zwłaszcza dla Pana i dla Pani Joli Fraszyńskiej. Pracujecie na scenie prawie dwie godziny. Non stop gracie emocjami , nie wychodzicie z tej sceny, nie możecie odpocząć.
Tak, ale to wszystko dzięki wsparciu wspaniałej Joli Fraszyńskiej. Na niej tak naprawdę to przedstawienie stoi. Uważam, że to jest jej kreacja. „Ucho van Gogha” to kolejne przedstawienie, które robię z Jolą i mam przyjemność patrzeć jak pracuje. Jola jest wytrawną aktorką.
Poza tym mamy fantastycznego reżysera. Z Egeniuszem Korinem też współpracuję od kilku lat. To jest wspaniały rzemieślnik, artysta teatru, który wie jak poprowadzić aktorów, żeby przedstawienie było pasjonujące, a z drugiej strony oni zapomnieli o tym, że są zmęczeni tylko cały czas realizowali kolejne zadania aktorskie. Pracują i nagle się orientują, że jest koniec przedstawienia. Praca z nim jest wymagająca, ale satysfakcjonująca.
W tym spektaklu dużą rolę odgrywa dźwięk. Brzęk szklanek, szum wody, dźwięki innych przedmiotów, których nie ma. Jak się Panu grało z tym dźwiękiem?
To jest taki chwyt, żeby dać widzom do zrozumienia, że być może to się w ogóle nie stało. Być może to jest tylko wyobraźnia tych sąsiadów. Zdarza się pewna historia, ale to jest takie, że się Państwu tak tylko zdaje, że to jest.
Widzom się to podoba, bo to jest coś oryginalnego.
Znamy Pana z filmu, z telewizji, mniej z teatru. Która z tych dziedzin sztuki jest panu najbliższa?
W każdej dziedzinie trafiają się ciekawsze rzeczy i te mniej ciekawe. Nie dziele propozycji na gatunki, czy to są komedie, tragedie, dramaty, tragikomedie, tylko na teksty na dobre i złe.
Kilka lat temu, za sprawą ról w „Panu Tadeuszu” i w „Wiedźmie” miał Pan opinię amanta. Ile z tamtego Michała Żebrowskiego zostało dzisiaj?
Nie sugeruję się opiniami. Jak Pani widzi, wyłysiałem, jestem siwy. To jest pocieszające, bo można udowodnić, że się jest aktorem.
W związku z tym, że rozmawiamy przed świętami Wielkiej Nocy. Jak Pan będzie te święta spędzał i gdzie?
Zarówno święta Bożego Narodzenia jak i święta Wielkiej Nocy spędzam w gronie rodziny.