O reporterskim fachu, o tym jak Elbląg jest postrzegany na zewnątrz oraz sytuacji na elbląskim rynku mediów rozmawiamy z Markiem Nowosadem, elbląskim dziennikarzem pracującym dla Radia Gdańsk i nauczycielem, a ostatnio także laureatem Nagrody Prezydenta Elbląga za rok 2007.
Jesteś doświadczonym dziennikarzem, powiedz co najbardziej pociąga Cię w tym zawodzie?
Wiele jest takich rzeczy. Na pewno to, że mogę pomóc ludziom w jakimś stopniu oraz mam szansę poznawać ciągle coś nowego. Nie można wpaść w rutynę. Ta praca jest ciekawa. Ważny jest również natychmiastowy efekt. W innej pracy ktoś może długo, długo pracować i osiągać mizerne wyniki, takie, jakie nie będą mu się podobać. Tutaj zrealizowany materiał jest prezentowany i od razu jest jakiś wydźwięk tego, bo ludziom się albo podoba, albo też nie. Dobrze jeżeli to coś zmienia. Podaję przykład, że robimy jakiś interwencyjny materiał o sytuacji jakiejś osoby. Dziewczynka nie zostaje dopuszczona jako jedyna do pierwszej komunii, jako że jej rodzice mają spory z księdzem proboszczem. Po materiale okazuje się, że biskup zmienił decyzję i dziecko idzie do komunii. To jest właśnie ta satysfakcja.
Czy w swojej pracy spotkałeś się z materiałem reporterskim, który na trwałe utkwił Ci w pamięci?
Są takie tematy. Między innymi, ten o którym mówiłem. W pamięci zostają także materiały sądowe. To są prawdziwe dramaty. Pamiętam rozmowę, kiedy Pękalski był podejrzewany o trzydzieści ileś zabójstw i ostatecznie skazano go za jedno zabójstwo, człowiek który jest chory psychicznie. Dziwna była z nim rozmowa i to pamiętam do dziś.
Z innych ciekawych rzeczy pamiętam, jak szukałem świadków śmierci żołnierzy, którzy 20 parę lat temu w czasie stanu wojennego jechali do Gdańska i wpadli do rzeki i tam okoliczni mieszkańcy opowiadali, co się wydarzyło i jak to wyglądało. Ja lubię takie tematy historyczne, jeżeli uda się dotrzeć do świadków tych wydarzeń. To są fajne tematy reportażowe. Ostatnio, pamiętam rodzinę żyjącą na zupełnym odludziu w domu, który co roku jest zalewany. Oni przyzwyczaili się, że co roku jak przychodzi odwilż ich dom zostaje zalany. Przenoszą się wówczas do postawionego baraku i tak sobie żyją z roku na rok i im to nie przeszkadza. Spotkania z ludźmi są najfajniejsze.
Jakie tematy starasz się najczęściej poruszać w swoich materiałach?
Różne. Reporterzy terenowi są generalnie od wszystkiego. To trudna rzecz, bo w redakcjach są jakieś specjalizacje, a tutaj nie mamy prawa do specjalizacji. Możemy pójść na mecz i zdać z niego relację, a na przykład za chwilkę znaleźć się w sądzie znając się na tych przepisach. Także tematy gospodarcze są trudne. Trzeba się jednak w tym trochę orientować, aby rzeczowo przekazać informacje. To jest dość trudna praca. Doświadczenie uzyskuje się w czasie pracy, bo do tego zawodu żadna szkoła nie przygotuje tak szybko, jak życie.
W swojej pracy reprezentujesz Elbląg na zewnątrz. Powiedz, jak jesteśmy postrzegani?
Coraz lepiej, a szczególnie pod względem inicjatyw. W Polsce mówi się, że Elbląg ma dobrego gospodarza, który to miasto zmienia. Starówka odżyła po latach i jest to takie prawdziwe miejsce, którym bez wstydu można się pochwalić. To są ważne rzeczy. Elbląg odzyskał swoją tożsamość. Pamiętajmy, że są to tereny odzyskane. Ludzie często mieli przymusowy nakaz pracy w Elblągu, a mógł być to ktoś np. z Bydgoszczy albo Katowic. Musiał tutaj przyjechać. Pomyślał sobie, że popracuje 6-7 lat i wróci do swojego miasta. Oni nie byli związani z naszym miastem. Dopiero te pokolenia urodzone tutaj czują jakąś tożsamość i wracają do tego. Wprawdzie jest to na dobrej drodze, ale brakuje nam jeszcze do takich kolebek, jak Poznań, czy Wrocław albo Gdańsk. Tutaj ludność od nowa musiała zaczynać, a tam jest ciągłość.
Może będziemy mieli jeszcze taki znaczący wizerunek gospodarczy, kiedy zostanie otwarty szlak wodny. Mamy wokół siebie dużo dróg, a jest to taka prawidłowość ekonomiczna, czyli miasto jest dobrze skomunikowane i rozwija się gospodarczo. Elbląg mimo to, nie potrzebuje żadnych potężnych zakładów. Niech on będzie takim miastem nieco bardziej turystycznym.
Dlaczego Elbląg tak rzadko gości na łamach ogólnopolskich mediów?
Rzadko pojawiają się tematy, które byłyby głośne na cała Polskę, chociaż takie też się zdarzają. Nie jest też tak, że nic się nie dzieje. Jest prosta zależność. Elbląg ma ponad 100 tysięcy mieszkańców i zawsze się coś tutaj dzieje, tylko czasami trzeba pogrzebać. Zająć się jakimś problemem, porównać go z innymi i dowiedzieć się, że w Elblągu jest coś wyjątkowego, tak jak sprawa karania pieniężnie rodziców za dzieci, które wagarują. Okazało się, że elbląski samorząd jest jedyny, który to egzekwuje. Faktycznie wysyła do rodziców grzywny za to, że ich dzieci nie realizują obowiązku szkolnego. To była głośna spawa na całą Polskę, a niby nic takiego znaczącego. Jest w Elblągu trochę imprez kulturalnych, a w gimnazjach jako jedyni mamy kursy tańca. Nie będziemy aglomeracją, ale możemy być takim zapleczem dużych ośrodków jak Gdańsk czy Olsztyn.
Jak oceniasz elbląski rynek medialny?
Wiemy, że nie jest duży i tak naprawdę przez długi czas była tu jedna gazeta. Teraz weszła druga. Jest jedno radio lokalne, a to ciekawostka, bo w porównywalnych do Elbląga miastach, jak Piła czy Słupsk, są co najmniej dwie, trzy stacje lokalne, a my mamy jedną. Albo jesteśmy tak biedni, że stać nas na tylko jedną, albo nie potrzeba takowych stacji. Kiedyś swojego czasu było więcej mediów. Rozwijają się media internetowe. Są trzy potężne już portale, mówiące o życiu w Elblągu. To jest już dużo i myślę, że to wszystko będzie szło w tym kierunku. Jest również tak sobie działająca telewizja publiczna, bo jednak mało widać nas na antenie, albo mało jesteśmy promowani. Ogólnie to myślę, że mogło być by lepiej, ale nie jest też źle.
Nie zauważam jednak mocnej rywalizacji wśród elbląskich mediów. My wszyscy ze sobą współpracujemy, wymieniamy się informacjami i pomagamy sobie. Nie ma sytuacji, kto pierwszy, ten lepszy. To zresztą widać, że media podają podobne informacje i nikogo to specjalnie nie razi, że ktoś powraca do tematów. Uważam, że jest to bardzo dobry kierunek.
Oprócz tego, że trudnisz się dziennikarstwem, jesteś też nauczycielem. Swego czasu prowadziłeś klasę medialną w II LO. Czy spełniała ona swoją rolę?
Wystarczyłoby, aby jedna osoba, które ukończyła tę klasę, była dziennikarzem. W jakimś stopniu klasa ta spełniła swoje zamierzenia, aczkolwiek nie wszystkie ambicje. Naszym zadaniem było umożliwienie im rozwoju pod względem dziennikarskim. Wprawdzie fizycznie poznali media elbląskie, ale tak naprawdę dopiero praca, a nie szkoła wszystkiego ich nauczy. To co jest ważne, to fakt, że wielu tych dzieciaków stało się rozpoznawalnych w Elblągu. To jest dla nich lepszy start. Zobaczymy, jak skończą studia i wrócą do Elbląga.
W przyszłości może powstanie jakaś klasa medialna. Jak na razie stworzono w II Liceum klasę teatralną. To taki ukłon w stronę teatru, który świetnie rozwija się w naszym mieście. Klasa humanistyczna rozwija się teatralnie i pozyskuje łatwość otwierania się przed innymi ludźmi. To też spełnia swoje role. Osobiście jestem za autorskimi klasami, a nie suchą nauką.
Jesteś laureatem Nagrody Prezydenta Elbląga za rok 2007. Jak ja odebrałeś i czym ona jest dla Ciebie?
To jest takie ogromne wyróżnienie. Jakkolwiek nie patrząc jest to też wyróżnienie dla mieszkańców Elbląga. W swojej pracy dziennikarskiej mógłbym jeszcze liczyć na jakieś wyróżnienie ogólnopolskie, ale jako człowiek pracujący w terenie mam małe szanse na osiągnięcie takich nagród. Toteż nigdy nie składałem nigdy swoich materiałów do licznych konkursów, a powinienem. Człowiek jednak na to nie patrzy, bo czuje to co robi. To jest ogólnie dla mnie wielkie wyróżnienie i spory prestiż.
Nie wiem skąd to wynikło, że dostałem nagrodę jako radiowiec. Nie jestem szczególnie rozpoznawalny. Czasem widoczny jestem na konferencji w telewizji, ale nic ponadto. Zdarzyło się, że zupełnie obcy ludzie znają mnie skądś i to jest dla mnie trochę krępujące. Idę ze znajomymi gdzieś od lokalu na lampkę wina, czy siądę z kuflem piwa i wówczas ludzie mogą wiedzieć, kto tu siedzi i pije. W ogóle to mam problem z tymi lokalami na Starówce, bo gdzie nie wejdę, to słyszę „dzień dobry”, od byłych albo obecnych uczniów. To jest zupełnie żenująca historia, aby znaleźć miejsce, gdzie można usiąść spokojnie i prywatnie porozmawiać. Niestety dziennikarze, jak i również nauczyciele jesteśmy osobami publicznymi i to jest krępujące. Sam fakt przyznania mi nagrody, jest czymś dla mnie szczególnym. Sam Prezydent Słonina, mówił mi, że nie miał żadnych wątpliwości, aby przyznać mi tę nagrodę, mówiąc ze zasłużyłem na nią.
Zastanowiło mnie to, że na waszym portalu czy innych, gdzie pojawiły się informacje o nagrodach Prezydenta są komentarze - często, że tak ujmę nieeleganckie. Na swój temat nie przeczytałem ani jednego negatywnego komentarza i to mnie dziwi. Chyba jestem zbyt wzorowym człowiekiem, a tak nie może być. Muszę to zmienić (śmiech).
Chcialam zauważyć, że wszędzie Pana tak pozytywnie postrzegają:) w zeszłym roku szkolnym otrzymał Pan nagrodę "Najlepszego Belfra" w III LO:)
Dlaczego stawia Pan Olsztyn na równi z Gdańskiem?.