W związku z mającymi się odbyć zajęciami: warsztatami, kursami, szkoleniami oraz giełdą pracy postanowiłam zasięgnąć więcej informacji na temat pomocy jaką mogą udzielić osobom niepracującym partnerzy akcji, mam tu na myśli: Centrum Pracy i Pomocy mający swoją siedzibę na ulicy Bema 54 (Z8).
Chciałam podkreślić, że nie interweniowałam oficjalnie jako dziennikarz. Ponad to jedna z osób bezrobotnych, która właśnie w tym miejscu starała się uzyskać potrzebne dla siebie informacje na temat rozpoczęcia działalności gospodarczej, zgodziła się uczestniczyć w moim małym śledztwie. Nazwiska jej nie mogę podać, bowiem postanowiła ona pozostać anonimowa.
Tematem przewodnim rozmów z urzędnikami, jak już zdążyłam wspomnieć wyżej, stał się problem założeniem działalności gospodarczej na terenie Elbląga przez bezrobotnego.
Pierwszym przystankiem naszej wycieczki stał się pokój sekretarki Centrum Pracy i Pomocy w Elblągu znajdujący się na najwyższym piętrze budynku.
Nie zdziwiliśmy się kiedy na pracowniczkę biura musieliśmy czekać parę minut - to polski standard prawda? Po chwili zostaliśmy wprowadzeni do sekretariatu. Mój towarzysz spragniony wiedzy natychmiast zaczął zadawać pytania dotyczące ustalonego wcześniej przez nas tematu. Sekretarka niestety nie była w stanie udzielić nam konkretnych odpowiedzi można powiedzieć, że nie zapoznała się artykułami, które omawiałyby temat działalności gospodarczej.
– Może mógłbym porozmawiać z dyrektorem? - Usłyszałam nie poddającego się bezrobotnego, któremu bardzo zależało na uzyskaniu potrzebnych informacji. – Dyrektora niestety nie ma. Wyjechał dwie godziny temu. Do tej pory jeszcze nie wrócił, choć zapowiadał, że pojawi się po godzinnej nieobecności. Nie ukrywam, że zdziwiło nas to, wręcz oburzyło, bowiem przed wejściem do biura widnieje tabliczka z wypisanymi godzinami przyjęć, a my przyszliśmy w wyznaczonym przez sekretariat czasie!
W ramach przeprosin pracowniczka CPIP-u zaproponowała nam – Mogą państwo zadzwonić i telefonicznie umówić się z dyrektorem. Szef zazwyczaj przyjmuje interesantów od godz. 8.00 do 9.00. Zdegustowani opuściliśmy biuro nie uzyskawszy żadnych niezbędnych informacji… c.d.n.
a moze tak mniej haosu?
chaosu?? chciałam zauważyć "To, że każdemu wolno posiąść umiejętność czytania szkodzi z czasem nie tylko pisaniu, ale i myśleniu"
A może by tak zrobić czystke w Urzędzie Pracy ? pozbyć się niekompetentnych pracowników i przyjąć osoby bezrobotne mające większe predyspozycje niż przyjaciele dyrektora?????
Czytając powyższy artykuł sygnowany przez dziennikarkę o słodko brzmiącym pseudonimie "martini" nasunęły mi się następujące wnioski, które spróbuję ująć w następujących po sobie punktach. Może ktoś (mam nadzieję, że autorka artykułu) podejmie w tej materii konstruktywną polemikę. 1. Anonimowość różnych "donosicieli" (nie mówiąc już o dziennikarzach) czyli ludzi lubiących wkładać kij w mrowisko robiąć przy tym "z igły widły" czy jak kto woli "wieki deszcz z małej chmury" nie dziwi chyba już nikogo. W tym miejscu jednak nasuwa mi się pewna refleksja, którą nie sposób się nie podzielić. Jeżeli mamy na tyle siły, chęci i odwagi by wszczynać polemikę na temat czyichś potknięć - odwagi tej starczyć powinno także na podpisanie się imieniem i nazwiskiem pod swymi słowami. "Wacławem Jarząbkiem" znanym z lektury filmu "Miś" zostać może każdy. Anonimowe obrzucanie kogoś błotem, (bez względu na to czy to słusznie czy niesłusznie) ze schowaną głową w piach potrafi chyba każdy. Nie każdy zaś potrafi podpisać się z imienia i nazwiska pod swym osądem. DLACZEGO??? Zachowanie podpatrzone od strusia powoduje, iż część ciała która podczas takiej ekwilibrystyki najbardziej jest wypięta aż prosi się by ją po prostu kopnąć (tu ominę definicję części ciała, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę, gdyż słowo na "D" może nie spodobać się moderatorowi strony i ma skromna notatka może zostać usunięta). Głowa w piachu grozi też zasypaniem małżowin usznych piaskiem, co z kolei skutkować może upośledzeniu narządu słuchu, ten zaś z pewnością przyda się potencjalnemu bezrobotnemu w celu wysłuchania informacji jakich jest rzekomo głodny, Na pewno przyda się jednak dziennikarzowi, który winien słyszeć DOBRZE i DOKŁADNIE, nie zaś SELEKTYWNIE jak to często w zawodzie tym bywa. Wrócę jednak na chwilę do głównego wątku punktu pierwszego. Załóżmy, że "bezrobotny" boi się o swą przyszłą karierę zawodową stąd też głowa jego utknęła w piachu. Jak jednak w aspekcie kilku powyższych zdań ocenić anonimowy podpis dziennikarki, która nosi przydomek smacznego bądź co bądź włoskiego trunku...??? Mym (skromnym oczywiście) zdaniem to właśnie głoszący rzetelną i obiektywną (ha ha ha) ocenę sytuacji nas otaczających dziennikarz winien mieć odwagę podpisać się z imienia i nazwiska pod swymi ciężko zdobytymi informacjami, nie zaś ukrywać się pod ksywkami, nickami czy też pseudonimami (nawet tak uwodząco brzmiącymi). Tu zapytam dziennikarkę Martini: Gallu Anonimie - jak Ci na imię? 2. Usytuowanie sekretariatu na innym niż dostępnym bezpośrednio z chodnika piętrze (stało się to przedmiotem dziennikarskiej polemiki) wydaje się istotnie uciążliwe. Tu muszę przyznać (połowiczną jednak) rację. Zwrócić uwagę należy na fakt, iż bezrobotny (jak wnoszę) chcąc podjąć pracę jest w pełni sprawny i wycieczka po kilkudziesięciu nawet schodach nie powinna sprawić mu trudu, wręcz przeciwnie - stać się może gimnastyką dla ciała (oczywiście z pominięciem głowy bo tak jak pisałem wyżej – ta pozostała w piachu). Kolejna konkluzja: przechadzając się w swym nie tak krótkim już życiu po niejednym urzędzie, w niejednym mieście stwierdzić muszę iż usytuowanie sekretariatów na innej niż parter kondygnacji, nie jest przypadkiem odosobnionym, w szczególności zaś, gdy w jednym budynku znajdują się różne instytucje (CPiP nie jest jedyną instytucją mieszczącą się w budynku przy ulicy Bema). Gdyby jednak wszystkie pomieszczenia w instytucjach, do których docierają różni petenci miały znajdować się na parterach budynków, wtedy wszelkie urzędy powinny być parterowe. Jakież wielkie mielibyśmy wtedy ratusze, urzędy miasta, urzędy skarbowe, ZUS-y itd. Tu zapytam: na którym piętrze mieści się pokój dziennikarki Martini??? Jako jej nowy wielbiciel gotowy jestem umówić się na wymianę naszych odmiennych (jak wnoszę) poglądów. Jeśli pomieszczenie to nie jest na parterze - będę miał utrudnione (podobnie jak rzeczony bezrobotny) dostęp do celu mej wizyty. :) 3. Urzędnicy (w tym i sekretarki) często opuszczają swe miejsca pracy. A to papierosek, a to ploteczki w pokoju obok. To nieodosobniony proceder wiec po co go roztrząsać !!! Tak po prostu niejednokrotnie jest. Należy z tym niechybnie walczyć, ale żeby pisać o tym artykuły… Czy nie ma już innych, godnych uwagi tematów ? Może jednak tym razem pracownica sekretariatu wyszła akurat do toalety, do pokoju obok zanieść korespondencję lub w jakimkolwiek innym celu, niekoniecznie prywatnym. Gdyby rzeczony bezrobotny okazał się bardziej bystry - mógłby chociażby zapukać do pokoju obok - może tam znalazłby sekretarkę, a może nawet inną osobę mogącą udzielić kompetentnej odpowiedzi na nurtujące jego pytania. Poza tym kilkuminutowa (dwu? trzy? pięciominutowa? ) nieobecność nie jest chyba na tyle naganna by stała się przedmiotem tej dziennikarskiej nagonki. Cierpliwość jest kolejną cnotą, której często nam niedostaje!!! 4. Nie jest chyba dziwne, że sekretarka nie jest osobą kompetentną do szczegółowego udzielania informacji. Sądzę, iż zakres obowiązków sekretarki w CPiP nie przewiduje tego typu obowiązków. Rolą sekretariatu jest skierowanie osoby zainteresowanej do tej, która upoważniona jest, a przede wszystkim kompetentna do udzielenia stosowych informacji. Tu doszliśmy do osoby Dyrektora. 5. Fakt nieobecności szefa firmy w godzinach przyjmowania interesantów budzi pewne wątpliwości. Nie znam przyczyny, dla której w czasie, w którym odbywało się "dziennikarskie śledztwo" Dyrektor CPiP nie był obecny, nie jest też mą rolą usprawiedliwiać Jego nieobecność. Być może zatrzymały go w mieście zakupy dla córki, wnuczki czy kogo tam bądź. Może też był na randce. Gdyby tak było - jego nieobecność mogłaby być jak to określiła dziennikarka Martini "oburzająca". Może jednak przedłużyła się narada u Prezydenta? Może sam zmuszony był czekać przed sekretariatem innej instytucji dłużej aniżeli kila minut (sic!)? Postawa sekretarki, która zaproponowała umówienie się telefonicznie na konkretny termin wydaje się być optymalnym w zaistniałej sytuacji rozwiązaniem. A może ktoś ma inne zdanie? Reasumując me wypociny dochodzę do wniosku, którym chętnie podzielę się czytelnikom tego forum. Nie odżegnuję się od krytyki błędów codziennych – niech będzie to jednak krytyka konstruktywna. Z dwojga złego – zamiast pisać kiepskie artykuły w zasadzie z czymś co spotykamy codziennie – poszukajmy naprawdę czegoś ciekawego. Jeśli zaś dziennikarzowi brakuje tematu proponuje starą sprawdzoną metodę (ktoś kto wie jak w Wordzie używać skrótów klawiaturowych z pewnością zrozumie kolejne zdanie). „Control” „C” „Control” „V” i artykuł będziesz miał (zawsze można podpatrywać lepszych). Dziennikarce Martini proponuje zaś mniej Martini więcej dziennikarskiego sprytu. Ostrzegam też – od nadmiaru Martini czasem boli głowa.
wielceOburzonyPanieJacku ~ bez urazy, ale tzw. gul Panu skoczył i wysmarował Pan tasiemca, składajacego się w przeważającej części z dywagacji wokół niepodpisywania się z imienia i nazwiska początkującej dziennikarki (co znamionuje pańską nieznajomość prawa prasowego), a merytorycznie wyraził Pan przypuszczenia (jakże "jarząbkowe"!), że sekretarka-logistyk mogła być w toalecie, a dyrektor u prezydEla......... Co do jednego ma Pan całkowitą rację - tzw. media_el głównie pracują systemem kopiuj-wklej (nawet nie poprawiając błędów^_^)
W nawiązaniu do znajdującej się poniżej wypowiedzi z radością pragnę wyjaśnić, iż po lekturze powyższego artykułu (jak i drugiej jego części) daleki byłem od wprowadzenia swego umysłu w stan oburzenia. Nie zauważyłem dotąd u siebie objawów typowych dla zaburzeń funkcjonowania tarczycy tak więc tak zwany "GUL" pozostał i pozostaje nadal na swym miejscu. Z matematyki (podobnie jak i z polskiego) nie byłem najlepszy, jednakże "przeważająca część" to jak mi się wydaje (chyba słusznie) co najmniej 50%. Niezaprzeczalnym jest, iż wątek anonimowości dziennikarki stanowi pewną, nie małą zresztą wagę tekstu mego autorstwa, jednak określenie tej ilości jako "przeważająca" mija się chyba z prawdą. Czyżbym miał przyjemność poznać kolejnego czytelnika, który posiadł tą ciekawą bądź co bądź umiejętność czytania selektywnego? Mój tasiemiec traktował przecież nie tylko o przyjętej formie podpisu...... Co do wątku podjętego przez Martini - urzędnicy jacy są - wszyscy wiemy. Ale jacy są petenci tego często nie zauważamy - to wiedzą tylko urzędnicy. Gdyby głupota, upierdliwość i szereg innych specyficznych dla niektórych petentów cech unosiło się w powietrzu niektórzy z nich latali by jak gołebie. Czytając drugą część artykułu autorstwa dziennikarki Martini odniosłem wrażenie, że z bezrobotnym, u którego boku chodziła dziennikarka też coś jest nie tak jak powinno. Odnisłem się do tego spostrzeżenie w komentarzu do II częsci artykułu. Zgodzić się muszę ze swym adwersarzem, że anonimowość dziennikarza jest jego przywilejem (mówi o tym chyba artykuł 15 wspomnianego przez niego prawa prasowego). Przywilej anonimowości dziennikarza to jedno, zaś odwaga zamieszczenia swego nazwiska to druga strona medalu. Tą właśnie kwestię chciałem podkreślić rozwodząc się (być może za długo) w swej poprzedniej wypowiedzi. Pojęcia bladego nie mam czy dziennikarka Martini młodym jest "winem" czy też starym. Tu spostrzegam, że mój adwersarz dobrze zna "smak" rzeczonego "wina". Być może stąd ta obrona jego (jej) smaku! Niewielki staż w branży dziennikarskiej nie usparawiedliwia jednak dziennikarskiej kakofonii i pisania dla samego pisania (co Martini udowodniła pisząc drugą część artykułu w którym to zupełnie nie wiadomo o co jego autorce chodzi). Widać za małe me szkoły by zrozumieć dobre zapewne intencje autorki. :) By nie tworzyć kolejnego tasiemca powinienem chyba w tym miejscu przerwać bo sam zostanę posądzny o okienkową kakofonię. Obiecuję też, że więcej nie będę komentował na tym forum zarówno postępowania urzędników jak i ekipy W-11 w składzie: anonimowa dziennikarka Martini oraz anonimowy bezrobotny. Małe spostrzeżenie na deserek: Widzę , że autor zamieszczonej poniżej notatki (rwel) nie tylko jest znawcą win. Dobrze zorientowany jest także w marszrucie dyrektora, oraz jego sekretarki. Czyżby koejna edycja Wielkiego Brata?
..gdyby głupota, upierdliwość i szereg innych specyficznych dla ważnychUrzędników cech miały skrzydła, niektórzy z nich lataliby jak gołebie ^_^
Gdyby jednak zarówno urzędnicy jak i petenci jednocześnie znaleźli się na nieboskłonie mielibyśmy WIELKI ODLOT. W aspekcie nadchodzącego wielkmi krokami problemu prasiej grypy proponuje jednych i drugich poddać odstrzałowi sanitarnemu.... :) I znów doktor Sowa z zapomnianego być może przez niektórych serialu "Szpital na peryferiach" mówiąc o podniebnych lotach gołebi będzie miał na myśli jedynie..... pielęgniarki. :)