Ostatnie dwa etapy rejsu z Elbląga do Kłajpedy prowadziły rzeką Dejma do Polesska oraz Zalewem Kurońskim. Szczególnie interesowała nas rzeka Dejma, po której po wojnie nie pływały żadne zagraniczne jednostki...
Dejma jest 37 kilometrową odnogą Pregoły, łączącą dwa miasta: 14 tysięczny Gwardiejsk oraz 18 tysięczny Polessk nad Zalewem Kurońskim. Z naszych informacji wynika, że jesteśmy pierwszą ekipą nierosyjską, która uzyskała zgodę na pływanie po wewnętrznych wodach Obwodu Kaliningradzkiego. O pozwolenie zabiegaliśmy od 2009 roku, czyli od zrealizowania pierwszego etepu rejsu po MDW E 70: z Berlina do Elbląga.
Gwardiejska, choć położony nad Pregołą i Dejmą, tylko na krótkim kilkusetmetrowym odcinku zbliża się do rzeki. W zasadzie bezpośrednio z rzeką styka się tylko... więzienie. Zaraz przy nim ma powstać marina. Na razie jest tam tylko basen portowy beż żadnej infrastruktury. Rzeka Dejma, podobnie jak Pregoła urzeka... dziewiczością i pływalnością. Praktycznie głębokości nie spadają poniżej 2,0-2,5 m. To w zupełności wystarczy nie tylko dla uprawiania turystyki wodnej, ale także transportu. Tym bardziej, że Dejma jest mniej kręta od Pregoły. Między Gwardiejskiem a Polesskiem nie ma żadnej zabudowy nad rzeką. Nie wiem, czym to można wytłumaczyć, ale być może ma to związek z zakazem pływania po tych rzekach obcym jednostkom, czyli np. z zadaniami wojskowymi.
Po drodze mijamy cztery mosty. Pierwszy za Gwardiejskiem i ostatni w Polessku to budowle zwodzone o dobrych parametrach (5,60 i 4,85 m prześwitu). Najtrudniejszy do przebycia jest most drogowy w Gwardiejsku, a przede wszystkim most kolejowy koło miejscowości Sholohovo. Wysokość 2,95 m może być przeszkodą nie do pokonania nawet dla łodzi turystycznych. „Baccarat” Tadeusza i Teresy Nowak, którymi pokonywałem tą trasę z trudem przepchnęliśmy pod tym mostem. Gdyby poziom wody był o 10 cm wyższy, bez rozbiórki nadbudówki byśmy nie przepłynęli! Formalnie most jest zwodzony, ale przy żadnej z 20 łodzi nie pojawiła się obsługa obiektu. Trudno zresztą się dziwić: po tych rzekach turystycznie się nikt nie pływa.
A szkoda, bo turystycznie są to piękne drogi wodne. Po drodze mijaliśmy jedną przystań – powiązaną z obiektem wypoczynkowym. Polessk zaskoczył nas ładnym nabrzeżem (należącym do Marynarki Wojennej – ale żadnych militarnych nie spotkaliśmy), zadbanym parkiem, klimatycznym hotelem i pieknie odbudowanym zabytkowym mostem zwodzonym. Mimo iż w Bałtijsku trwały Dni Floty Bałtijskiej, spotkał się z nami szef rejonu polesskiego.
Pusty i spokojny Zalew Kuroński
Nastepnego dnia wypłynęliśmy na Zalew Kuroński. Przed startem Grzegorz Borowiec i Stanisław Nowak spotkali się z kapitanami jednostek, ustalając zasady żeglugi po Zalewie. Trzy jednostki zrezygnowały z płynięcia dalej. Zalew Kuroński jest dwa razy większy i dwa razy szerszy od Wiślanego. – Jeśli powieje słabsze jednoski mogą nie dać sobie rady z falami – mówiono. Rozwaga była uzasadniona niedawnymi regatami na Zalewie Wiślanym, w których jeden jacht zatonął, a trzy uszkodziły maszty. Tu mogło być jeszcze trudniej – tym bardzej, że prognozy były niepewne.
Na szczęście pogoda była dla nas łaskawa. Zalew jest głęboki. Od 4 do prawie 6 metrów na trasie, ktorą myśmy płynęli. Brakuje jakiegokolwiek oznakowania – nie ma wyznaczonych torów wodnych. By wiedzieć, gdzie płynąć musieliśmy utrzymywać kontakt wzrokowy. Prowadzili nas motorowodniacy z Kaliningradu. Na Zalewie nic nie pływa – ani jednej jednostki turystycznej czy statku!
Mieliśmy świadomość, że nie uda nam się wpłynąć na wody litewskie. Na Zalewie po prostu nie ma morskiego przejścia granicznego, a innej formuły przekroczenia granicy nie udało nam się uzgodnić. Dopłynęlismy do miejscowości Rybaczij, w której ma takie przejście powstać – a według niektórych dokumentów już istnieje. Faktem jest, że w 2009 roku podpisano w tej sprawie porozumienie, ale w porcie nie widać żadnych prac inwestycyjnych.
Ribaczij to niewielki port rybacki, osłonięty wysuniętym molem od strony północnej. Do samego portu nie zostaliśmy wpuszczeni przez podejrzliwą dozorczynię. Na Zalewie Kurońskim zakończyła się część „misyjna” rejsu. Relacja tworzona niemal w całości na wodzie, poddana zostanie teraz weryfikacji z posiadanymi oraz dostępnymi materiałami i udostępniona czytelnikom. Powstanie też film o jedynej zagranicznej wyprawie na rosyjskie rzeki w Obwodzie Kaliningradzkim.
Jerzy Wcisła
czemu musimy o tym czytać na takim portalu?
no normalnie 50 letni Hack Finn
Czas rozliczeń pańskiej swawoli się zbliża nie ubłagalnie .