O tym, jak wielki ma dar dowiedział się przez przypadek 16 lat temu i od tego czasu daje z siebie wszystko, by pomóc cierpiącym. Nie lubi robić wokół siebie zamieszania. Cieszy go sprawianie radości innym. Mowa o Marku Galikowskim, 52-letnim bioenergoterapeucie, do którego zjeżdżają chorzy nie tylko z całej Polski, ale i zza granicy. We wtorek przyjedzie do Elbląga, by i tu pomagać.
- Pan Marek jest niezwykłą osobą - stwierdza pan Roman, który leczy się u Marka Galikowskiego. - Choć stosunkowo niedawno do niego trafiłem, to muszę przyznać, że bardzo mi pomógł. Wykryto u mnie guza mózgu. Kiedy usłyszałem, że jest to nowotwór złośliwy, to normalne, że postanowiłem spróbować wszystkiego. Tak trafiłem do pana Marka i bardzo się z tego cieszę. Odkąd do niego chodzę poprawiły mi się wyniki. To bardzo ciepły i dobry człowiek. Ma dar. To trzeba przyznać.
Choć Marek Galikowski mieszka we wsi Płaszczycy koło Człuchowa, to pacjentów ma z całej Polski. - Przyjeżdżają do niego ludzie z różnych stron. Nawet zza granicy. Ostatnio był ktoś z Kanady - mówi pan Roman. - Pan Marek uważa, że najlepszą formą reklamy jest polecenie. Kiedy komuś pomaga, ta osoba z czystym sumieniem może polecić go swojej rodzinie i znajomych. Tak zyskał rzesze pacjentów.
- Cieszę się, gdy mogę komuś pomóc - przyznaje Marek Galikowski. - Uśmiech, a nawet nieraz łzy radości są czymś najwspanialszym. Dla takich chwil warto żyć.
Przypadków, w których zdolności Marka Galikowskiego pomogły można by wymieniać godzinami. - Moja energia pomaga na różne choroby - wyznaje Marek Galikowski. - Poczynając od rwy kulszowej po problemy z tarczycą, wątrobą, kobiecymi dolegliwościami, torbielami, po atrofię mięśni, a nawet nowotwory.
Choć z zawodu pan Marek jest traktorzystą, to od prawie 20 lat zajmuje się usługami bioenergoterapeutycznymi. - Zawsze miałem gorące ręce. Ludzie się dziwili, jak mogę to wytrzymywać. Sam dopiero po latach zrozumiałem, co za tym stoi - przyznaje pan Marek.
W 1994 roku Marek Galikowski pojechał na wypoczynek do Ustki. Tam wybrał się na spotkanie zorganizowane przez bioenergoterapeutę ze Lwowa. - Zapytał, kto chciałby dowiedzieć się, jakie ma biopole. Byłem ciekawy, więc się zgłosiłem. On zwrócił uwagę na moją energię. Stwierdził, że szkoda by było ją zmarnować - wspomina pan Marek. - Od tego czasu zacząłem interesować się bioenergoterapią. Wcześniej nie sądziłem, że mogę mieć takie zdolności. Kiedy wróciłem do domu postanowiłem sprawdzić je na moich znajomych. Kiedy udało mi się za pomocą mojej energii pomóc pierwszej kobiecie wiedziałem, że to będzie moja droga.
Każda wizyta u pana Marka jest inna. - Do każdego podchodzę indywidualnie - podkreśla. - Jednym pacjentem zajmuję się 30 minut, innym 45. To wszystko zależy. Najważniejsze jest dla mnie, żeby pomóc temu, kto do mnie przyjdzie.
Pacjent musi jedynie położyć się na łóżku i oddać się w ręce pana Marka. - Można powiedzieć, że zajmuję się człowiekiem od głowy po stopy - śmieje się bioenergoterapeuta. - Oddaję swoją energię za pomocą dotyku.
Każdy, kto chciałby sprawdzić zdolności Marka Galikowskiego nie będzie musiał jechać daleko, gdyż od wtorku, 3 lipca, będzie on przyjmował w Próchniku, przy ul. Strumykowej 42. Wizyta będzie kosztować 60 zł. - Ci, którzy przyjdą na kilka wizyt będą mogli liczyć na zniżki. Wiadomo, nikomu się w dzisiejszych czasach nie przelewa - mówi Marek Galikowski.
Rejestrować się można pod nr 782-849-470.
Marek Galikowski w Próchniku będzie przyjmować do niedzieli. Jeśli jednak ktoś nie zdąży do niego z wizytą, będzie mógł odwiedzić pana Marka w jego rodzinnych stronach. Przyjmuje on w Przechlewie (woj. pomorskie) przy ul. Płaszczyca 18 m.
................................................ Artykuł sponsorowany ...............................................