Nagrody za teatralne role roku są przyznawane w Elblągu od 2001 roku. Początkowo były to nagrody pieniężne, ale po trzech latach laureaci zaczęli otrzymywać również statuetki "Aleksandra". Nawiązują one do postaci Aleksandra Sewruka. To z jego inicjatywy usamodzielniła się elbląska scena teatralna. Od pięciu lat jest patronem naszego teatru.
Najważniejszą dla aktorów statuetkę przyznają widzowie. 2 marca na info.elblag.pl rozpocznie się głosowanie, za pośrednictwem którego elblążanie będą mogli typować najpopularniejszego aktora lub aktorkę. Aby ułatwić wybór, przedstawimy wszystkich aktorów naszego teatru, którzy brali udział w spektaklach podlegających ocenie.
Ona - związana z elbląskim teatrem od początku jego istnienia, On - na dobre zasilił elbląski zespół dopiero w zeszłym roku. Przedstawiamy – Marię Makowską – Franceson i Krzysztofa Kolbę.
Maria Makowska – Franceson – matka, babcia i absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Pracowała w Teatrze Dolnośląskim w Jeleniej Górze, Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu, Teatrze im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku, a od 1976 roku w Teatrze im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. W swoim dorobku ma m.in. role Amandy w "Szklanej menażerii" Tennessee Williams, w reżyserii Andrzeja Chichłowskiego i Babci Cajtla w "Skrzypeku na dachu" Josepha Steina, w reżyserii Artura Hofmana. Specjalnie dla czytelników info.elblag.pl zdradziła, jak to się stało, że trafiła do Elbląga i która z dotychczasowych ról była dla niej największym wyzwaniem.
Jak zaczęła się Pani przygoda z aktorstwem?
Zaczęło się w liceum od konkursów recytatorskich, gdzie zdobyłam najpierw w swoim regionie pierwsze miejsce, potem jeździłam po Polsce. Studiowałam zupełnie cos innego. Na studiach pedagogicznych zaczęłam się interesować radiowęzłem studenckim, prowadziłam audycje. Założyłam kabaret studencki i zrezygnowałam z tym studiów na rzecz Szkoły Filmowej, do której szczęśliwie zdałam. Tak się zaczęła ta droga.
Od 1976 roku jest Pani związana z Teatrem im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. Co skłoniło Panią, że wybrała Pani akurat Elbląg?
To był zupełny przypadek. Byłam w Teatrze w Płocku i jadąc ze swoim przyszłym mężem na spektakl miałam bardzo ciężki wypadek samochodowy. Samochód niestety poszedł do kasacji. Wtedy mój brat dał mi klucze od swojego jachtu. Pływałam po Zalewie Wiślanym. Przypłynęłam na keję do Elbląga Zdrój. Pierwszego człowieka, którego spotkałam zapytałam czy tu jest teatr. Powiedział mi, że właśnie powstał. To był 1976 rok. Poszłam do teatru i rozmawiałam z portierem. Tak się musiałam mu spodobać, że napomknął o mnie dyrektorowi Teatru- Jackowi Grucy i tak to się zaczęło. Z Płocka, w środku sezonu, wylądowałam w Elblągu
A wcześniej była Pani w naszym mieście?
Nie.
Jakie były Pani pierwsze wrażenia?
Troszeczkę pływałam po tym Zalewie. Krynica Morska, Kąty Rybackie, Frombork itd. bardzo mi się podobały. W 1976 roku Elbląg był bardzo biedny, ale teatr mi się spodobał. Pracowali w nim bardzo profesjonalni ludzie. Pierwszy dyrektor tego teatru sprowadził fachowców do niego. Nastąpiło oddzielenie teatru elbląskiego od olsztyńskiego i powstała samodzielna scena elbląska.
Czy jest w Pani dorobku taka rola, która była dla Pani największym wyzwaniem?
Wiele było takich ról, które zapadły mi w pamięci. Na pewno była to „Ballada Łomżyńska” Ernesta Brylla z muzyką Czesława Niemena w reżyserii Jacka Grucy. To wspominam najmilej. Był też „Złoty chłopak’ Cliforda Odetsa , „Antygona w Nowym Jorku” Głowackiego, „Dama z walizką” Agnieszki Osieckiej. Bardzo lubiłam grać Babcię Eugienie w „Tangu” Mrożka. I oczywiście moja ostatnio rola, do której mam niesamowity sentyment – Amanda Wiengfield w „Szklanej Menażerii” Tennessie Williams. Szczególny stosunek mam do roli Pani Tod w "Mein Kampf". Miałam to szczęście, że w elbląskim teatrze obchodziłam 35-lecie swojej pracy artystycznej. Dzięki dyrektorowi Mirosławowi Siedlerowi zagrałam rolę Amandy, z czego jestem bardzo zadowolona, bo chciałam to zagrać i mi się udało.
Czy jest jeszcze jakaś rola o której Pani marzy?
"Chodzi" za mną Matka Courage Bertolta Brechta, ale wiem, że ten spektakl nie miałby w Elblągu powodzenia.
Za nami pierwsza część wywiadu. Teraz poprosiłabym o dokończenie paru zdań. Niech Pani powie pierwsze, co Pani przyjdzie na myśl.
Jestem… jaka jestem.
Marzę o… tym, żeby być zdrowa i sprawna.
Autorytetem jest dla mnie… ludzie mądrzy i wyrozumiali.
Nie mam czasu na… głupoty.
Zawsze uśmiecham się, gdy… robię komuś przyjemność.
Wzrusza mnie… dobroć do ludzi.
W wolnych chwilach… czytam.
„Aleksander” jest dla mnie… uwiecznieniem pracy.
Krzysztof Kolba – mąż, ojciec i absolwent Studium Wokalno-Aktorskiego im. Danuty Baduszkowej przy Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pracował w Teatrze Muzycznym w Gdyni im. Danuty Baduszkowej, Teatrze im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wlkp., a od czerwca 2011 roku jest w zespole Teatru im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. Mieliśmy okazję go poznać m.in. dzięku roli Tewjego w "Skrzypeku na dachu" Josepha Steina, w reżyserii Artura Hofmana. Nam zdradził jak ocenia Elbląg i jaka rola mu się marzy.
Jak zaczęła się Pana przygoda z aktorstwem?
Od zawsze teatr był koło mnie. Bardzo wcześnie zacząłem chadzać do teatru. Najpierw z rodzicami do Teatru Lalkowego, potem już sam do Teatru Wybrzeże. Kiedy byłem w wojsku stworzyłem zespół estradowy. Robiliśmy skecze, pisaliśmy teksty. Po wojsku na imprezie poznałem osobę, która doradziła mi, żebym poszedł do Studia Baduszkowej. Poszedłem i tak to się zaczęło.
W zeszłym roku zasilił Pan zespół Teatru im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. Wcześnie występował Pan w nim gościnnie. Co zadecydowało, że postanowił Pan zostać w nim na stałe?
Znam ten zespół i teatr z poprzednich lat. Od 1996 do 1999 roku pracowałem tutaj gościnnie. Pewnego dnia postanowiłem wrócić bliżej domu (Gdańska- przyp. red.), bo ostatnio pracowałem w Gorzowie Wielkopolskim. Jadąc do domu, po drodze wstąpiłem do tego teatru i tak już zostałem
Nie jest Pan z Elbląga, więc proszę powiedzieć jakie były Pana pierwsze wrażenie, kiedy zobaczył Pan nasze miasto?
Na przykład otoczenie teatru sprzed 10-12 lat, a teraz to bardzo pozytywne zmiany.
Która z dotychczas granych przez Pana ról stanowiła dla Pana największe wyzwanie?
Te są jeszcze ciągle przede mną. Nigdy nie wracam do tego, co było. Zawsze patrzę do przodu i nawet nie potrafiłbym uszeregować tych ról, bo uważam, że każda, nawet najmniejsza rola jest ważna. Jeżeli się ich tak nie potraktuje, to będą to role złe.
A czy jest taka rola o której Pan marzy?
Przyznam się, że nie. Być może są aktorzy, którzy w plecaku noszą pławę Makbeta, Hamleta. Ja już jestem na to za stary (śmiech). Każda propozycja jest dla mnie wyzwaniem i staram się zawsze znaleźć coś co by mnie zafrapowało w danej roli.
Teraz poproszę o dokończenie paru zdań. Proszę powiedzieć pierwsze, co Panu przyjdzie na myśl.
Jestem… bo żyję.
Marzę o… marzeń mam kilka, ale nie wszystkie są na sprzedaż. Mogę zdradzić, że marzę o tym, żeby być zdrowym. To jest najważniejsze.
Autorytetem jest dla mnie… każdy mądry człowiek.
Nie mam czasu na… głupoty.
Zawsze uśmiecham się, gdy… świeci słońce, widzę ładną osobę, człowieka, który jest interesujący.
Wzrusza mnie… świnka, kotem, nieszczęście, niedola, nawet drzewo jeżeli jest połamane.
W wolnych chwilach… czytam.
„Aleksander” jest dla mnie… w sferze marzeń
Pan Kolba bardzo dobrze odnalazł się w roli Tewje Mleczarza. Ode mnie ma już Aleksandra :)
Pani Maria Makowska stworzyła wiele wspaniałych kreacji, ostatnio urzekła mnie rolą nieco diabolicznej babci w "Skrzypku na dachu", to ogromna umiejętność zaśpiewać tak, jakby się nie umiało śpiewać. A jaka sprawność i wygląd, ach te pani nogi w "Mein Kampf", zazdroszczę i gratuluję.