Koniec świata zawsze przychodzi nagle. Nie pomyślisz nigdy, że nieszczęście dotknie Ciebie, Twoich bliskich… Ale wtedy przychodzi śmierć, śmieje Ci się w twarz i wyciąga ręce po tych, których najbardziej kochasz. Teraz chce zabrać moją mamę… Rak trzustki - najgorszy, najbardziej podstępny, śmiertelnie niebezpieczny... Jest naszym wrogiem, którego musimy pokonać. To nic, że nie dają nam szans. My się nie poddamy. Będziemy walczyć o mamę do ostatniego tchu i właśnie teraz, gdy pojawił się cień szansy, musimy ją wykorzystać. Inaczej nie wybaczymy sobie do końca życia… Błagamy o pomoc. Mama powinna już 14 listopada być w niemieckim szpitalu. Szczepionka musi być podana jak najszybciej, nim będzie za późno na jakikolwiek ratunek…
Nikt nie spodziewał się raka. Właśnie wróciliśmy z rodzinnych wakacji. Nigdy byśmy nie pomyśleli, że to mogą być nasze ostatnie szczęśliwe chwile… Mama już wtedy źle się czuła, nie mogła jeść. Po powrocie wyczuła powiększone węzły chłonne. Martwiliśmy się, że może jakiś wirus, osłabienie. Przecież w takich chwilach nikt nie myśli o najgorszym! Nawet jeśli taka myśl wdziera się do głowy, przegania się ją, by nie zakiełkowała. Przecież nie my, nie nasza rodzina! Los jednak chciał inaczej…
Już pierwsze badanie wykazało guzy na węzłach chłonnych. Kolejne przyniosło diagnozę, której nie życzy się najgorszemu wrogowi - rak trzustki, IV ostatnie stadium. Nasza mamusia ma dopiero 46 lat i walczy z ostatnim stadium jednego z najgorszych nowotworów. Niestety ten rodzaj raka jest prawie nie do wykrycia we wczesnej diagnostyce. Nie daje objawów, nie widać go. Gdy zaczyna się coś dziać, zwykle jest już za późno. I tak było w przypadku mamy - rak zdążył się rozrosnąć do IV, ostatniego stadium w trakcie rozpoznania, a na tym nie poprzestaje. Okazało się, że dał przerzuty, wiele przerzutów na węzły chłonne...
Nic już nie było tak, jak dawniej. W pewnym momencie zabrakło nawet łez… Nie istnieją słowa, które są w stanie wyrazić rozpacz, gdy lekarze mówią: nie ma szans, góra 6 miesięcy życia. Podamy chemię paliatywną, więcej nie da się zrobić. Mieliśmy szczęśliwą rodzinę, mamę, która była przy nas w każdej sytuacji. Teraz mieliśmy ją stracić… Nie mieliśmy już nad niczym kontroli, świat po prostu pędził ku zagładzie.
Na domiar złego lekarze pobrali wycinek tylko z węzłów chłonnych. Guzy na trzustce zignorowali twierdząc, że to na pewno ten sam rak. A gdy mama trafiła do szpitala, na biopsję było za późno… Konieczne było szybkie wdrożenie chemioterapii, mamusia ginęła w oczach. Jest jeszcze jedna rzecz, której lekarze nie potrafią dokładnie wytłumaczyć. To prawdopodobnie drugi nowotwór…
Przy tego typu przerzutach operacja nie jest możliwa. Jedyna nadzieja to redukcja guzów przerzutowych poprzez chemię. Od 25 września mama zaczęła przyjmować najmocniejszą, ostrą chemię czteroskładnikową, która jest jedyną opcją w medycynie konwencjonalnej do walce z tym rakiem w tym stadium. Ale nie tracimy nadziei: jeżeli przerzuty zmniejszą się wystarczająco, istnieje możliwość, że jeden z warszawskich chirurgów podejmie się niezwykle trudnego zabiegu - wycięcia przerzutów i samego guza.
Ale sama chemia to za mało, nie jest wystarczająco skuteczna… Do tego mama jest coraz słabsza. Właśnie bierze trzecią chemię, a rokowania nie są optymistyczne… Szukaliśmy ratunku wszędzie, szansa przyszła z Niemiec. To właśnie tam można przyjąć spersonalizowaną szczepionkę dendryczną! Może ona cofnąć chorobę, a co za tym idzie - zredukować guzy. A gdy będą mniejsze, będzie można leczyć i mieć nadzieję na pokonanie raka! Jednak taka szczepionka jest bardzo droga - blisko 9 tysięcy euro za jedną dawkę. Nasza mama powinna jak najszybciej przyjąć pierwsze szczepienie, póki stan jest jeszcze stabilny. Widzieliśmy badania kliniczne, jest duży procent szans na zatrzymanie raka, a nawet na cofnięcie choroby!
14 listopada powinniśmy stawić się w klinice na badaniach i pobraniu krwi. Wtedy lekarze przygotują specjalną, spersonalizowaną szczepionkę. Wtedy też okaże się, czy kolejne podania będą konieczne i jak będzie wyglądało dalsze leczenie. Czas ucieka, a my nie mamy już pieniędzy. Nasze oszczędności i pieniądze z kredytów zainwestowaliśmy w zahamowanie rozwoju raka. Próbujemy uratować mamę, rozpaczliwie walczymy o każdy cień nadziei… Ale na drodze stoją pieniądze, a raczej ich brak. Mama zdaje sobie sprawę, że umiera. Cierpimy, ale nie poddajemy się. Błagamy, pomóż nam w tej walce…
WIĘCEJ INFORMACJI NA SIEPOMAGA.PL
Tomasz i Martyna,
dzieci najlepszej mamy na świecie
To jest straszne😣 Wspolczuje. Juz przelałem. Powodzenia
też przelałem. Powodzenia.!!!!