Ludwik Stomma nie chciał odpowiadać na pytania redaktora Mirosława Pęczaka. - Nie lubię spotkań reżyserowanych, wolę pytania od publiczności – stwierdził. Spotkanie trwało półtorej godziny i było ciekawym wstępem, a także przygotowaniem (szczególnie dla osób, które jeszcze nie czytały książki Dmitrja Strelnikoffa) do spektaklu pt. „Ruski miesiąc”, którego premiera dzisiaj u Sewruka. Nieczęsto się zdarza, żeby oferta różnych instytucji kulturalnych w Elblągu się uzupełniała. Biblioteka Elbląska im. C.K. Norwida oraz Teatr zrobiły wyjątek. Oby więcej takich wyjątków.
Wczoraj w Bibliotece Elbląskiej odbyło się kolejne spotkanie w „Salonie Polityki”. Tematem spotkania był „Inny – obcy, czyli bliski”, a gośćmi Mirosława Pęczaka byli profesor Ludwik Stomma oraz Dimitrij Strelnikoff. Obu gości łączy fakt, że na własnej skórze poznali smak bycia obcym. Profesor Stomma we Francji, gdzie mieszka od lat, a Strelnikoff w Polsce. Nie było zapowiadanego Giovanniego Castellanosa, reżysera adaptacji teatralnej „Ruskiego miesiąca”.
Jak pokazało wczorajsze spotkanie, temat stosunków polsko- rosyjskich oraz temat obcości w kulturze wciąż jest tematem gorącym, co pokazywały różnice zdań w opiniach gości, którzy, wydawałoby się, mają podobne doświadczenie.
Zebrani, stali bywalcy „Salonów Polityki”, usłyszeli jak w praktyce działa stereotyp narodowy, jakie problemy na swojej drodze spotyka cudzoziemiec (nie tylko w obcym kraju, ale również w tym, z którego się pochodzi), a także gdzie są granice tolerancji.
Jest to temat aktualny i dotyczy chyba każdego. Bo czy po wejściu Polski do Unii Europejskiej, jest w Polsce ktoś, kto nie ma kogoś bliskiego, z rodziny, przyjaciół lub znajomych, którzy wyemigrowali za granicę? Zagłębienie się w temat obcości w kulturze, chociażby poprzez przeczytanie książki Dmitrija Strelnikoffa, uczestniczenie w takich spotkaniach jak wczorajsze, czy obejrzenie spektaklu, nie tylko poszerza horyzonty, ale również pozwala na lepsze zrozumienie tych, którzy kiedyś byli obok nas, a teraz mieszkają za granica.
Spektakl „Ruski miesiąc” zapowiada się bardzo interesująco. Dzisiaj premiera, na której będziemy. W poniedziałek napiszemy Państwu, czy rzeczywiście warto się wybrać na te sztukę.
Fot. Rafał Kadłubowski
Kolumbijski reżyser "Ruskiego miesiąca" nazywa się Castellanos. Taka uwaga do redakcji. Właściwie i tak dobrze, że nie cannelloni. ;-)
Rzeczywiście warto się wybrać. Jak wczoraj powiedział Stomma, dzisiaj mogę powiedzieć "byłem tam". Gorąco polecam.
warto iść aby na własne oczy zobaczyć ruski prymitywizm pojmowania świata, ruskie kompleksy i zniedołężnienie umysłowe, lata komunizmu wycisnęły straszne piętno na umysłach tych biednych ludzi, w sztuce wspaniale pokazano jak strasznie wypaczony, wręcz chory z nienawiści obraz Polski noszą w sobie Rosjanie, jak nie pojmują co jest białe co jest czarne, moment w którym autor wkłada w usta przyszłej teściowej głównego bohatera słowa: my was nie lubimy za wojnę, za to,że ruski czołg przejechał po naszej porcelanie, pokazują, że Rosjanie nie wiedzą nic o : 17 września, mordzie Katyńskim,o eksterminacji Polaków na Syberii, o zdradzie Powstania Warszawskiego, procesie 16 i okupacji 45 letniej, dla nich to jest NIC, to nic nie znaczące sprawy, o takie sobie histeryczne wywody głupiej teściowej ( wspaniałe zagrana rola aktorska), szkoda,że spektakl jest aż tak wulgarny ( symulacje stosunków seksualnych i prymitywne antyklerykalne dowcipy), inaczej poleciłbym go każdemu.
"jak to jest być ... skażonym CCCP" , to jest właściwy tytuł, ... nigdzie taki ktoś nie znajdzie miejsca, nigdzie nie będzie sie dobrze czuł, wszędzie będzie widział antyrosyjskie spiski, no kalectwo umysłowe w całej krasie, itd, itd, itd, do tego zwykłe nieuctwo, skoro autor czyta to polsku to mógłby przeczytać kilka książek o historii Polski, niestety autor wie o Polsce mniej niż mój kot