Wraz z Magdaleną Fennig do zespołu Teatru im. Aleksandra Sewruka w Elblągu dołączył Sławomir Banaś. Po premierze spektaklu „Kaczmarski 4 pory niepokoju”, w którym elblążanie mogli po raz pierwszy zobaczyć aktora, dyrektor Teatru Mirosław Siedler zaproponował Sławomirowi Banasiowi, aby został na stałe.
Jak nawiązał Pan współpracę z elbląskim teatrem?
Moja droga była dość jasno wytyczona. Od zawsze wiedziałem, że chcę być aktorem. Już w szkole podstawowej powiedziałem mojej mamie, że będę aktorem. Jestem tuż po szkole aktorskiej i bardzo się cieszę, że trafiłem do miejsca, gdzie są tak wspaniali ludzie, gdzie mogę się rozwijać.
Pan znalazł elbląski teatr czy dyrektor Mirosław Siedler znalazł Pana?
Można powiedzieć, że wspólnie się znaleźliśmy. Ja wysłałem CV. Dyrektor zaprosił mnie na casting. Sprawdził moją znajomość tekstów Kaczmarskiego, wokal. A później do mnie zadzwonił i zaproponował udział w spektaklu „Kaczmarski 4 pory niepokoju”.
To spektakl, który wymaga od aktora zdolności wokalnych, ale nie tylko. Jest również wiele ruchu scenicznego, silnych emocji. Jak wyglądały próby do tego „Kaczkarskiego”?
Były bardzo, bardzo przyjemne i wymagające. To się wcale ze sobą nie kłóci. Po prostu skład, w jakim pracowaliśmy na to pozwalał. Reżyser, choreograf, aktorzy to wspaniali ludzie, którzy dawali morze pozytywnej energii. I mimo że spektakl wymagał wiele pracy, to w takim zespole chciało się ciężko pracować, chciało się tworzyć.
Jak długo trwały próby?
Próby trwały ponad 1,5 miesiąca. Spotykaliśmy się codziennie poza świętami i Majówką.
Przed rozpoczęciem się prób Kaczmarski był obecny w Pana życiu? Znał Pan jego twórczość?
To śmieszna historia. W dzieciństwie moja mama puszczała mi Kaczmarskiego do snu. Ja zasypiałem przy „Obławie”. Do Kaczmarskiego mam ogromny sentyment, dlatego praca nad spektaklem sprawiała mi jeszcze większą przyjemność. Wszystkie utwory Kaczmarskiego znałem już wcześniej, ale przygotowując się do castingu, a potem spektaklu oczywiście bardziej się w nie zagłębiłem, by móc je zrozumieć.
W spektaklu „Kaczmarski 4 pory niepokoju” oprócz Pana i wówczas gościnnie występującej Magdalenie Fennig, możemy zobaczyć znanych elbląskiej publiczności Marcina Tomasika i Mikołaja Ostrowskiego. Jak pracowało się Panu w takim zespole?
To są niesamowicie życzliwi ludzie. Od początku byli otwarci, skłonni do pomocy. Życzę każdemu młodemu, początkującemu aktorowi, żeby znalazł się w takim zespole, aby trafił na tak serdecznym ludzi.
Jak ocenia Pan sam Teatr?
Rewelacja! Bardzo, bardzo mi się tu podoba. Warunki są bardzo dobre. Dyrektor zadbał o wszystko.
Po premierze spektaklu „Kaczmarski 4 pory niepokoju” z ust dyrektora Mirosława Siedlera padła propozycja, aby dołączył Pan do zespołu aktorskiego. Jak brzmi odpowiedź?
Oczywiście, że tak. Produkcja, przy której pracowałem przekonała mnie do tego, żeby tutaj zostać. Ludzie, atmosfera sprawia, że chce się tutaj pracować, dlatego przeprowadzę się z Gdańska do Elbląga. Aby w pełni oddać się pracy nie mogę dojeżdżać. Zdecydowałem, że na przeprowadzę.
Dziękuję za rozmowę.
Z Sławomirem Banasiem rozmawiała
I to jest słuszna koncepcja cytując "Misia". Wszak z Elbląga wyszedł Pan Bończak, Pan Tym także. To kuźnia talentów
Byłem widziałem i oczarowany jestem tym spektaklem - ciarki po plecach. Na takie spotkania z twórczością mistrzów zawsze się idzie z lekkim niepokojem czy nie będzie jakiegoś niewypału ale tu wielki szacun. Smuci tylko to że większość publiki nie jest wgłębiona w twórczość. Więcej proszę więcej . Może teraz Grechuta albo Gintrowski lub Osiecka wybór jest spory a przy tych utalentowanych aktorach kto wie co może powstać za perełka