Lesław Żurek, aktor znany zarówno ze sceny, dużego ekranu i telewizji, jest gwiazdą, którą najczęściej możemy spotkać przechadzającą się ulicami Elbląga. Odwiedza nasze miasto przy okazji występów na teatralnych deskach - widzieliśmy go już w "Się kochamy", czy "Singlach po japońsku". Odwiedza również po to, aby spotkać się z rodziną. Stąd pochodzi jego żona, aktorka Katarzyna Misiewicz-Żurek. Tym razem powody były trzy: żona, scena i... Judy Garland.
Do Elbląga zawitałeś za sprawą "Judy". To spektakl inspirowany życiem znanej amerykańskiej aktorki i wokalistki Judy Garland. Główną rolę w nim twoja żona, która dosłownie błyszczy jako Judy. Ciebie, choć towarzyszysz jej na scenie, jest w tym spektaklu zdecydowanie mniej. Nie przeszkadza ci to?
Lubię ten spektakl, bo rzeczywiście mam mało do grania, pojawiam się na scenie kilka razy, przez resztę czasu odpoczywam sobie na zapleczu (śmiech). Nie. To nie jest tak do końca. To rzeczywiście niewielka rola, ale też mam trochę do zagrania. W pewnych momentach wyskakuję ni stąd, ni zowąd, to jest zabawne dla widza. O Kasię się nie martwię. Wiem, że na pewno sobie poradzi i tak się rzeczywiście dzieje. "Judy" gramy już po raz kolejny. Ten spektakl z przedstawienia na przedstawienie jest coraz lepszy. Myślę, że on ma fajną klasę. No tak są w nim przekleństwa, ale chodzi o zapis historii, dramatu ludzkiego. Konstrukcyjnie to wszystko składa się na taki fajny, smaczny spektakl.
Z "Judy" podróżujecie po różnych miastach. Czy takie występy, w często obcym miejscu, przed obcą publicznością, nie są trudniejsze, niż granie dla swoich widzów?
Ja w żadnym teatrze nie jestem na etacie. Kiedyś byłem, ale to było dawno i odwykłem od tego. Tak naprawdę teraz za każdym razem, z różnymi spektaklami, występuję na innej scenie. Ta scena czasami mnie zaskakuję, różne są wejścia, zejścia, kulisy, inaczej się roznosi głos, do tego trzeba się dostosować, wyczuć to. To jest jednak ciekawe. Chyba bym się zanudził, gdybym miał cały czas grać na tej samej scenie.
W Elblągu często gościsz przy okazji występów teatralnych. Jednak twoim żywiołem jest również telewizja i film. Widzowie mogą się kojarzy z "Małej Moskwy", "Los numeros", czy licznych seriali. Czy w którejś z tych form czujesz się najlepiej?
Od początku funkcjonuję w takiej wielotorowości. Podobnie zresztą jak większość aktorów. Tak wygląda w Polsce ten zawód. Nie ma tak, że ktoś jest tylko aktorem teatralny. System, w którym funkcjonujemy, nie sprzyja takim specjalizacjom. Zresztą teatrów państwowych nie stać na to, żeby aktor mógł się ograniczyć tylko do pracy w jednym z nich, więc pracujemy też na innych polach.
Telewizja to jednak chyba najkrótsza droga do tego, aby zaistnieć w świadomości widza. Jesteś znany z wielu seriali. Gdzie możemy teraz Cię oglądać?
Gram w kilku serialach, między innymi „O mnie się nie martw” i „Barwy szczęścia”.
Dużo grasz w serialach. Jednocześnie możemy Lesława Żurka zobaczyć nawet w kilku produkcjach. Nie mylą Ci się te role?
Mylą się (śmiech).
Nie widać tego na ekranie telewizora.
Ja widzę. Czasami sam się zastanawiam, kim w tym momencie byłem (śmiech).
Można się przyzwyczaić do takich bohaterów serialowych.
Nie miałem czegoś takiego. Może kiedyś mnie to dopadnie, choć to już chyba jest jakaś forma choroby (śmiech), więc sobie tego nie życzę.
Nie tylko serialami aktor żyje. Grasz również w spektaklach, i to nie tylko w "Judy". W grudniu elblążanie mogli zobaczyć Lesława Żurka, u boku Katarzyny Maciąg, Anny Muchy i Wojtka Medyńskiego w "Singlach po japońsku".
Rzeczywiście. Gram również w spektaklach. Oprócz "Judy" i "Singli po japońsku", w „Wariatce” czy „Między łóżkami”. To wszystko też są spektakle impresaryjne. Jeździmy z nimi po Polsce. Tego podróżowania jest całkiem sporo. Teraz może trochę mniej, bo na wiosnę i latem ludzie idą na plażę, ale jesień, zima jest naprawdę gęsta od występów.
Uf... Strasznie musisz być zapracowany. Jest czas na myślenie o innych, autorskich przedsięwzięciach?
Jest pomiędzy w drodze (śmiech). Ten zawód wygląda tak, że raz jest bardzo dużo działań, a później są dłuższe okresy nieprzewidzianego urlopu. Trzeba się dostosować do kalendarza produkcji, w których występuje, czy to serialowych, czy filmowych...
O te produkcje filmowe chciałabym się podpytać. W czym niebawem będziemy mogli cię oglądać, może są jakieś plany?
O planach nie będę mówił, bo nie lubię, ale to, co powstaje i to, czego nie mogę się doczekać, to jest „Aurora Borealis” w reżyserii Marty Meszaros [węgierska reżyser i scenarzystka - przyp.red.]. Czekam na niego cały czas z utęsknieniem, bo nie wiem co się z nim dzieje. Mam nadzieję, że w tym roku się pojawi. Gram tam rosyjskiego oficera po niemiecku i to była dosyć fajna zabawa, jestem ciekaw efektów.
To proszę trochę więcej powiedzieć o tym filmie?
… właśnie sobie przypomniałem, że mam w kontrakcie i do premiery nie mogę o tym mówić.
Rozumiem, że chce pan, abyśmy czekali tak samo niecierpliwie na ten film, jak ty (śmiech). W takim razie może zapytam o Elbląg. Często u nas bywasz.
Lubię przyjeżdżać do Elbląga. Tutaj mam rodzinę żony, więc bywam często i znam Elbląg. Mam już nawet swoje ulubione miejsca. Cieszę się, że mogliśmy zagrać przed elbląską publicznością.
Dziękuję za rozmowę.
Lesław Żurek, (ur. 30 czerwca 1979, Wrocław) polski aktor filmowy. Zagrał w wielu filmach i serialach telewizyjnych, między innymi: "Los numeros", "Randce w ciemno", "Małej Moskwie", "Londyńczykach", "Przyjaciółkach", "O mnie się nie martw" i "Helu". Nie od zawsze chciał być aktorem. Ukończył IV Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Żeromskiego we Wrocławiu i wyjechał do Krakowa, aby tam rozpocząć studia ekonomiczne. Dzięki programowi "Work and Travel" przez pół roku mieszkał i pracował w Stanach: w Palm Springs i San Diego. Aktorstwem zainteresował się przez przypadek. Zdecydował się na egzamin do Akademii Teatralnej, żeby pokazać jej, że wcale nie tak trudno być aktorem. Krakowską PWST ukończył w 2005 roku. Lesław Żurek jest uznawany za jednego z najlepszych aktorów młodego pokolenia, co potwierdzają nagrody, m.in. wyróżnienie za rolę Merkucja w "Romeo i Julii" na XXIII Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi. Zródło: www.filmweb.pl.
"Chciałabym się podpytać" ?!? Serio? Poprawcie bo siara totalna.
Ta scena czasami mnie zaskakuję...
Rozumiem, że chce pan, abyśmy czekali tak samo niecierpliwie na ten film, jak ty (śmiech). W takim razie może zapytam o Elbląg. Często u nas bywasz.