Już jutro Marta Kosakowska, bardziej znana jako Marika, po raz pierwszy wystąpi w naszym mieście. O tym, kiedy poczuła, że scena to jej żywioł oraz jaką rolę w Jej życiu odgrywa wiara opowiedziała w rozmowie dla info.elblag.pl.
O tym, jak wielką ma Pani charyzmę przekonałam się w 2005 r., gdy zobaczyłam Panią w 12 Ławkach. Wiedziałam, że nie da Pani o sobie szybko zapomnieć. Kiedy Pani nabrała poczucia, że scena to Pani żywioł?
W zasadzie dopiero po pierwszej solowej płycie, wcześniej przez kilka lat traktowałam to jak hobby, nic poważnego.
Zadebiutowała Pani wokalnie w 2002 r., ale na śpiewie Pani nie poprzestała. Co skłoniło Panią do tego, by się rozwijać w innych kierunkach?
Apetyt na nowe doświadczenia i ciekawość świata.
Piosenkarka, autorka tekstów, pisarka, dziennikarka radiowa, prezenterka telewizyjna - w której z tych roli czuje się Pani najlepiej?
Zajmuję się zawodowo pisaniem piosenek, to sprawia mi największą radość. Jak dotąd powstało ich około 60. Na potrzeby „Antydepresantów” wybrałam 29 najlepszych moich tekstów. Te wiersze-piosenki uczyniłam osią książki. To właśnie do nich powstały ilustracje Sylwii Wilk – nie do opowiadań. Bo dla mnie najistotniejsze były piosenki, a opowiadania traktowałam jako dodatek. Ale okazuje się, że sporo czytelników sprawę tę odbiera dokładnie odwrotnie. Oczywiście nie muszę nikomu narzucać swojej woli. O ile książka wywoła uśmiech i wzruszenie, niech ją każdy czyta i ogląda, jak chce. Mnie zależało na tym, żeby nie była to tylko kolejna biografia, ale przede wszystkim opowieść o piosenkach, o tym skąd się wzięły i jak powstają. Ładny album, do czytania, oglądania i słuchania, bo przecież książka ożywa dzięki aplikacji i filmom wymyślonym przez Pawła Jana Nowaka, do których wchodzi się prosto z kartek „Antydepresantów”.
Choć wydała Pani kilka płyt nie można oprzeć się wrażeniu, że media bardziej rozpisują się nad zmianą Pani fryzury czy stanu cywilnego. Czy bez tej "prywatnej otoczki" da się zaistnieć w mediach?
Mówi pani o mediach plotkarskich, bo te poważne rozmawiają ze mną o muzyce i literaturze. Zdarza się, że media bulwarowe biorą nas na warsztat, chociaż o to nie zabiegamy. Robią karykaturę z nas i naszego życia prywatnego. Trzeba sobie to jakoś ułożyć w głowie i w sercu, żeby nie dawać temu przystępu do swojej wrażliwości. Kiedyś myślałam, że można zupełnie unikać show biznesu. Dziś wiem, że jeśli chcesz pozostawać w kręgu muzyki popularnej, musisz godzić się na pewne ustępstwa. Obecność w mediach należy do folkloru tego zawodu i trzeba w zgodzie z własnym poczuciem estetyki i dobrego smaku jakoś się w tym poruszać.
Pani debiutancka książka "Antydepresanty" to zbiór osobistych doświadczeń. Można w niej znaleźć nie tylko wiersze, ale również ciekawe historie z życia wzięte. Jaki jest Pani sposób na cięższe dni? Co jest Pani antydepresantem?
„Antydepresanty” to środki zaradcze na smutek, niepokój, pustkę. Ale mnie nie interesują farmaceutyki, lecz naturalne antydepresanty - spotkanie z drugim człowiekiem, modlitwa i medytacja, muzyka, rower, bieganie, pływanie, siedzenie na słońcu, śmiech.
Czym jest dla Pani wiara? Co Pani daje?
Zmieniło się moje postrzeganie siebie, swojego miejsca na świecie, swojej roli i wartości. Zmianie uległo też postrzeganie świata i innych ludzi. Pojawiła się większa zgoda na życie takie, jakim go doświadczam, jednocześnie docenienie wartości relacji międzyludzkich. Teraz chcę szukać w ludziach dobra i piękna. Ambicja przestała być moją „chorą religią”. Wiem, że za każdym pragnieniem, które się zrealizuje, czeka kolejne, że to droga bez końca, nieustanne nienasycenie. Jedyne ukojenie znajduje się w Bogu, który jest Pełnią.
Dużą część w Pani życiu zajmuje sport. Czy dbanie o ciało pomaga Pani w dbaniu o duszę, umysł, samopoczucie?
Sport to znakomita sprawa. Nie musisz się specjalnie głowić, jak go stosować i jak on działa. Po prostu wyjdź i zacznij się ruszać. W trakcie wysiłku fizycznego nasze ciało jest wręcz zalewane różnymi substancjami biochemicznymi, które poprawiają nam nastrój i jednocześnie poprawiają zdrowie. Uprawiając sport zaczynamy mieć mnóstwo energii i po prostu czujemy się bardzo dobrze. Wówczas jakoś tak naturalnie przestajemy się skupiać na sobie i swoich cierpieniach. Dzięki sportowi rośnie w nas poczucie siły. Wtedy nasze zmartwienia, często wyimaginowane, zaczynają nam się wydawać jakąś niedorzeczną koncepcją i nie możemy wręcz uwierzyć, że zajmowały nam kiedyś one tyle czasu. Nasze ciało staje się dla nas przyjacielem, tak jak staje się nim dom, mieszkanie, które się kocha.
Po raz pierwszy wystąpi Pani w naszym mieście. Co pierwsze przyszło Pani do głowy, gdy usłyszała Pani słowo "Elbląg"?
Wreszcie!
Mam nadzieję, że to nie będzie Pani ostatni występ w naszym mieście. Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.