Za nami XIX edycja Festiwalu Elbląskie Noce, które od dziewiętnastu lat przenoszą elblążan w świat piosenki wartościowej. W tegorocznym programie znalazł się m .in. spektakl Teatru Capitol z Warszawy pt. „Przekręt (nie)doskonały, czyli kto widział Pannę Flint”. Aktor, Rafał Cieszyński, zgodził się udzielić nam wywiadu.
Jak ocena Pan Elbląskie Noce?
Jesteśmy bardzo zadowoleni, że mogliśmy być częścią tego elbląskiego święta, ponieważ jest to święto, które nie tylko jest związane z teatrem, ale przede wszystkim z promocją młodych talentów. To bardzo ważne, by pomagać młodym ludziom, którzy przejawiają talent w kierunku artystycznym. Sami kiedyś też tak zaczynaliśmy. Ja brałem udział w konkursach recytatorskich. Bardzo ważna jest pomoc w tym pierwszym etapie kariery.
Poza koncertem „Najlepsi z najlepszych”, o którym Pan wspomniał, w programie znalazł się też spektakl „Przekręt (nie)doskonały” który opowiada o sprawach związanych z Urzędem Skarbowym. To nie jest popularny temat.
Teraz głównie oglądamy spektakle o miłości. Miłość też gości w naszej historii, ale przede wszystkim główny problem w sztuce osadza się na temacie związanym w Urzędem Skarbowym i ze sposobem „kreatywnej” księgowości, omijaniem płacenia podatków. Jednak nie radziłbym, żeby nasz spektakl traktować jako sztukę instruktażową.
Oszustwo nie popłaca?
Ci, którzy jeszcze na sztuce nie byli, jak na nią przyjdą dowiedzą się, że bywa niebezpiecznie i czasami może być duże spiętrzenie emocji związane z omijaniem prawa podatkowego.
Ten spektakl nie miał jeszcze swojej premiery.
Tak. Są to spektakle przedpremierowe i mile zaskakuje nas to, że grając w Warszawie bilety są wyprzedane do tego stopnia, że chcąc zaprosić rodzinę muszę kupować miejsca w ostatnim rzędzie. Na dwóch ostatnich spektaklach nawet na schodach brakowało miejsca, więc my jesteśmy przeszczęśliwi, że spotykamy się z tak życzliwym odbiorem i taką chęcią u widzów przyjścia na nasz spektakl.
To świadczy o tym, że temat jest bliki ludziom?
To fakt. Poza tym muszę przyznać, że od dawna nie czytałem tak dobrej sztuki, tak dobrze napisanego tekstu. Kiedy dostałem sztukę to od razu dzieliłem się wrażeniami z moją żona, bo na każdej stronie było mase bardzo zabawnych tekstów, zbitek kontrastowych, które tworzą moc tej komedii. Siła tkwi w tym tekście. Staraliśmy się z kolegami i koleżankami aktorami oraz świetnym reżyserem, Andrzejem Rozhinem, zrobić z tego kawał dobrej komedii i jak widać po frekwencji chyba nam to wyszło.
Podczas tego spektaklu jest wiele zwrotów akcji. Każdy znajdzie w nim coś dla siebie?
Myślę, że tak. To jest tematyka, która jest bliska wielu osobom. Spektakl opowiada o problemach o podatkowych, ale także o związkach, o miłości, o wzajemnych relacjach z przyjacielem, który jest również pomocą domową. Opowiada jednym słowem o całym spektrum życiowym i o zabawnych sytuacjach, które z tego wynikają.
Trudniej jest grać w komedii czy tragedii?
Komedię trzeba grać jak tragedię, a w tragedii aktor i reżyser powinni odnajdywać wentyl bezpieczeństwa, który daje poczucie humoru. Powinny być znalezione te zabawne elementy. Wtedy obserwujemy kontrast w sztuce. Czasami bardzo trudno jest mi grać naszą komedię poważnie, ponieważ teksty są tak zabawne, a koledzy są tak śmieszni. Spektakl, mimo że grany jest tak samo, bo mówimy te same teksty, to każdy jest zupełnie inny. Mamy zupełnie innego widza, zupełnie inny dzień, z czymś innym przychodzimy z naszych domów, więc wszystko jest zawsze świeże.
Zdarza się, że emocję na scenie biorą górę?
Na dzień przed przyjazdem do Elbląga, wraz z koleżanką, która gra Lucy, nie wytrzymaliśmy. Ona zaczęła się „gotować”, czyli tak strasznie śmiać, że mnie tym zaraziła. W pewnym momencie, przy 500 osobach na widowni, zaczęliśmy się śmiać tak bardzo, że ciężko było przestać. Zebraliśmy się w ryzy, ale łatwo nie było.
Podczas elbląskiego spektaklu było jedno rozproszenie - bardzo głośne kichnięcie dobiegające z widowni. Postanowił Pan wtedy życzyć zdrowia elblążaninowi, ale nie wybiło to Pana z roli.
Jesteśmy w teatrze. Tworzymy tzw. czwartą ścianę, czyli widzowie obserwują świat, który dzieje się na scenie, ale jest to komedia i czasami warto wyjść z tej formy i spojrzeć w stronę widza, ”puścić oko”, by chwilę później wrócić. Jest to komedia, więc sądzę, że w takim wypadku jest to dozwolone.
Na koniec chciałabym zapytać o nasze miasto.
Jestem w Elblągu najczęściej przejazdem, kiedy jadę nad morze. Mam w Elblągu kolegę Mirka - skoczka spadochronowego, więc to miasto kojarzy mi się bardzo pozytywnie.
Czyli jak słyszy Pan słowo „Elbląg” co pierwsze przychodzi Panu na myśl?
Dużo świeżego powietrza. Nie wiem, czy jest ono błędne czy trafne, ale tak mi się kojarzy. Po tym spektaklu będzie też mi się kojarzyć z pięknymi kobietami.
Dziękuję za rozmowę.
Z Rafałem Cieszyńskim rozmawiała