We wtorek, 12 czerwca, w Sali Audiowizualnej Biblioteki Elbląskiej, odbyło się spotkanie z Jackiem Pałkiewiczem – dziennikarzem, reporterem, jednym z najbardziej aktywnych podróżników-eksploratorów naszych czasów. Tematem spotkania była zagadka źródła Amazonki.
Jacek Pałkiewicz jest globtroterem, powszechnie uznawanym za autorytet w dziedzinie przetrwania. To niestrudzony organizator wypraw na wszystkich szerokościach geograficznych globu, z zapałem dokumentujący pradawne kultury małych grup etnicznych, które pod niszczącymi wpływami naszej cywilizacji na zawsze znikają z powierzchni ziemi.
Przez 1,5 roku Jacek Pałkiewicz przygotowywał się do wyprawy, która miała zaprowadzić go w wysokie, peruwiańskie Andy, po to, by wraz z międzynarodową ekipą w 1996 r. zlokalizował on źródło Amazonki. Wprawdzie odkrycie to, przez kilka lat wzbudzało niezdrowe emocje, kontrowersje i polemiki, ale w maju 2008 r. autorytatywne peruwiańskie Towarzystwo Geograficzne rozstrzygnęło definitywnie spory, ostatecznie uznając niepozorne źródło „królowej rzek” wybijające w wysokich Andach, u którego w 2011 r. władze peruwiańskie wzniosły pomnik z tablicą upamiętniającą odkrycie.
Spotkanie elblążan z globtroterem dostarczyło spragnionym opowieści o wrażeniach z podróży i odkrywania świata, mocnych wrażeń. Jacek Pałkiewicz przeniósł nas w podróż po najpiękniejszych i najniebezpieczniejszych zakątkach globu, które mogliśmy podziwiać na przepięknie i profesjonalnie wykonanych przez samego podróżnika zdjęciach. - Wbrew pozorom, to nie dzikie zwierzęta są najbardziej niebezpieczne w dżungli. - mówił Jacek Pałkiewicz, pokazując m.in. slajdy z amazońskiej dżungli, przedstawiające kajmany, piranie, tarantule i wielką, prawie 7-metrową anakondę w „miłosnym” uścisku z jednym z członków wyprawy Pałkiewicza. - Dzikie zwierzę zaatakuje w ostateczności, kiedy jest głodne lub broni młodych. - wyjaśniał podróżnik. - Wbrew pozorom najniebezpieczniejsze są... insekty. Stanowią one istną plagę, z którą rzadko można skutecznie sobie poradzić. - mówił Pałkiewicz.
Nieodłącznymi towarzyszami wielkiej przygody, na równi z ekscytacją i radością z odkrywania nowych ścieżek świata i odwagą do podjęcia się takiej ekspedycji, są też strach i samotność. - Zmagałem się z nimi w czasie rejsu łodzią ratunkową przez Atlantyk, na pustyni Taklamakan czy na Syberii, kiedy na rzece lód pod konwojem złożonym z ludzi i reniferów załamał się i wszyscy wpadli po kolana do wody. Przy temperaturze dochodzącej do -50º C modliłem się w duchu, żeby wszyscy wyszli z tego bez szwanku. - wspomina Pałkiewicz. - Ale strach, na który nie można się uodpornić, to hamulec wyznaczający granice ryzyka, klucz do rezerw energii. Można go pokonać zachowaniem zimnej krwi i opanowaniem, wiarą we własne siły czy trafną oceną sytuacji. - twierdzi podróżnik. - Pomaga wtedy zaradność, wcześniejsze doświadczenie, a nieraz i instynkt. Samotność zaś to największy wróg w sytuacji krytycznej, bo wtedy trzeba liczyć tylko na siebie. Rozbitka na morzu „zabija” raczej samotność niż pragnienie czy głód. Pokonać ją można tylko silną wolą i determinacją. Jednak takie mądre rady jest łatwo dawać, dużo trudniej jednak wprowadzać w życie.
A szokujące tradycje plemienne, których Jacek Pałkiewicz był był świadkiem? - W Wietnamie plemię Jarai ugościło mnie pieczonymi myszami, a Huaorani w Ekwadorze – mózgiem małpy. - opowiadał podróżnik. - Trudno wtedy odmówić poczęstunku, bo może być to uznane za obrazę gospodarzy. Ale przy myszach, podziękowałem, udając, że boli mnie żołądek. - śmiał się Pałkiewicz.
Jacek Pałkiewicz zwiedził już chyba cały świat. Czy zostały więc jeszcze na jego mapie jakieś białe plamy i nieodkryte cywilizacje? - Na pewno dużo do odkrycia ma jeszcze nauka w głębinach morskich i kosmosie. - mówił podróżnik. - Istnieją jeszcze cywilizacje, jak np. Korowajowe w Papui, lud żyjący na drzewach, na wysokości 20 metrów, do którego kiedyś doszedłem. I myślałem, że odkryłem niezbadane. Okazało się, że gdybym szedł jeszcze 5 dni przez papuaską dżunglę doszedłbym do tych, którzy jeszcze nie widzieli na oczy białego człowieka. Czy więc wszystko zostało do końca odkryte? - pytał z uśmiechem Pałkiewicz.
Naukowcy od jakiegoś czasu apelują, aby zostawić te plemiona w spokoju, dając im wybór tego, czy chcą zachować swoją tradycję, - Ale ja ze swoich obserwacji wnioskuję, że część z tych plemion jest już i tak „jedną nogą” w naszym świecie. - mówił Jacek Pałkiewicz. - Plemiona takie jak Korowajowe w Papui Zachodniej,czy Yanomami w Wenezueli, to już plemiona nieliczne, liczone w setkach osób, dla naszych wnuków i prawnuków będą one już nieosiągalne. - skończy swą wypowiedź podróżnik.
Nasza cywilizacja jest zbyt agresywna i zbyt szybko postępuje, więc nie ma dla tych nieucywilizowanych plemion żadnych szans. Wcześniej czy później, niestety, i tak sami zbliżą się do nas.
Dlaczego jest tylko jedno zdjęcie? Na innym portalu jest zawsze ich więcej.