Po wejściu na szczyt, ze wzruszenia poleciały mu łzy. – Tam, na górze, rozklejali się najprawdziwsi twardziele – mówi Bogusław Tołwiński, nauczyciel z Elbląga, który jest jednym z pięciu zwycięzców programu „Zdobywcy”, emitowanego w TVP 1. Główną nagrodą był wyjazd do Tybetu oraz wejście na sześciotysięcznik Lobuche East, razem z podróżniczką, Beatą Pawlikowską oraz słynnym himalaistą, Krzysztofem Wielickim – pisze Dziennik Elbląski.
To nagroda z opóźnionym zapłonem – zaczyna swoją opowieść Bogusław Tołwiński. – Na szczycie nie było sił na radość. Dopiero po dwóch tygodniach, jak porządnie odpocząłem, mogłem zacząć wszystko przeżywać. (...)
Wyprawa do Nepalu i na szęściotysięcznik trwała od 20 września do 15 października. – To mój najdłuższy wyjazd w życiu. Nigdy nie spędziłem tyle czasu poza domem – opowiada Tołwiński. – Dwa dni zajął nam dojazd do Nepalu, cztery dni spędziliśmy w dżungli, rywalizując o zwycięstwo z białymi, a pozostałe dwa tygodnie przeznaczone były na zdobycie góry. (...)
Tylko nieliczni w miarę dobrze znosili aklimatyzację. – Z 40 osób, jakie liczyła nasza wyprawa, tylko trzy nie miały bólu głowy – wspomina elbląski nauczyciel. – Zdarza się tak, że niektórzy dobrze znoszą aklimatyzację. Ja zjadłem tam tyle prochów przeciwbólowych, ile chyba w całym swoim życiu. Ale nie miałem innego wyjścia, bo inaczej bym tylko siedział i cierpiał. (...)
Tołwiński ciężko wspomina, zwłaszcza noce, spędzone w górach. – Żeby neutralizować problemy z aklimatyzacją trzeba dużo pić, a jak się wypije trzy, cztery litry, to wieczorem czy w nocy trzeba często wychodzić za potrzebą – mówi. – Tempo marszu jest żółwie. 10-15 kroków i trzeba trochę odpocząć, żeby złapać tlen. (...)
Na szczycie Zdobywcy spędzili pół godziny. – Na górze trochę się rozkleiłem. Wydawać się mogło, że ludzie, którzy chodzą po górach, muszą być super twardzi. Tak nie jest, po górach chodzą ludzie, którzy są delikatni, wrażliwi. Krzysiek, mechanik, z natury twardy facet rozklejał się, kiedy tylko padło hasło „rodzina” – mówi nauczyciel z elbląskiej „szesnastki”. Zdobycie szczytu to nie był jednak koniec wysiłku jaki czekał Zdobywców. – W górach jest tak, że najpierw trzeba na nią wejść, ale to jeszcze nic. Później trzeba zejść i dopiero wtedy można powiedzieć, że się tę górę zaliczyło. Bo najwięcej tragedii, niestety, przydarza się w trakcie zejścia – komentuje Tołwiński. (...)
Zdobywca z Elbląga podkreśla, że wyprawa dla niego okazała się bardzo pożyteczna. – Sprawdziło się wiele rzeczy, o których mówię uczniom. Chociażby to, jak ważna jest współpraca, szacunek dla innych ludzi i wiem już, że nie jestem gołosłowny – podkreśla. – Poza tym wiem, że marzenia z lat młodzieńczych mogą się spełnić i jestem na to dowodem. Mogę namawiać ludzi, żeby postawili sobie jakieś cele, nawet takie, które dzisiaj wydają mi się nierealne, bo przecież tak było w moim przypadku. Gdy założyłem sobie, że pojadę w Himalaje, miałem 17-18 lat i wydawało mi się to niemożliwe. Przez silną wiarę, motywację i ileś różnych zabiegów po drodze, udało mi się to marzenie zrealizować. (...)
- Gdy wróciłem do domu, usiadłem w fotelu, z herbatą. Pomyślałem, że jestem w siódmym niebie. Po takiej podróży wszystko smakuje inaczej – mówi Tołwiński. – Teraz chodzi mi po głowie, że chciałbym... polecieć w kosmos – dodaje po chwili.
Więcej przeczytają Państwo w dzisiejszym wydaniu Dziennika Elbląskiego w artykule Arkadiusza Kolperta pt. "Zdobywca sześciotysięcznika".
Gratulacje dla Pana Bogusława Tołwińskiego , który jako jedyny z Elblążan miał szczęście i wytrwałość zdobyć jeden z sześciotysięczników. Można pozazdrościć szczęścia wygrania Głównej nagrody czyli wyjazdu do Tybetu. Brawo, brawo , brawo