Dziennik Elbląski napisał:
Pracowaliśmy po 20 godzin, ludzie spoza Elbląga spali na gołej posadzce, a niektórzy dostawali krwotoków z przepracowania. Jak ktoś się poskarżył, to wylatywał z roboty - opowiadają byli pracownicy elbląskiej firmy.
Kontrole inspektorów Państwowej Inspekcji Pracy ujawniają zazwyczaj jedną - dwie osoby zatrudnione na czarno w sklepach, lub na budowach. Ale jeszcze nigdy inspektorzy nie spotkali się z przypadkiem, żeby cały zakład pracował na czarno - od szeregowego pracownika, poprzez brygadzistów do kierownika włącznie.
Wczoraj przed Sądem Rejonowym w Elblągu miał się rozpocząć proces karny przeciwko małżeństwu O., oskarżonym o uporczywe łamanie praw pracowniczych. Grozi im za to do 3 lat pozbawienia wolności. Jak często bywa w sprawach tego typu, proces się nie rozpoczął. Główna oskarżona Małgorzata O. przedstawiła zwolnienie lekarskie, a sprawę odroczono do 26 września.
Harówka jak za karę
Według szacunków pracowników, w ciągu kilku miesięcy funkcjonowania, przez firmę przy ul. Niskiej przewinęło się ponad 200 osób.
- Do pracy był przyjmowany każdy, bez względu na wykształcenie - informuje Eugeniusz Dąbrowski, kierownik Państwowej Inspekcji Pracy w Elblągu. - Jak się nie sprawdził, to po trzech dniach wylatywał za bramę nie dostając ani grosza.
Odchodzili również sami, ponieważ praca przekraczała ich siły, a zarobki były marne.
- Początkowo obiecywali nam złote góry - opowiadali byli pracownicy, którzy przyszli na wczorajszą rozprawę. - Mieliśmy zarabiać po 2-3 tysiące na rękę, ale dostawaliśmy po 600 zł, góra 700 zł. Tłumaczono nam, że to okres próbny, przyuczenie, później będą i lepsze pieniądze, i umowy o pracę. tymczasem złożyliśmy 6 wiatraków i nic z tych obiecanek nie wyszło.
Wśród załogi pracującej w przedsiębiorstwie były również osoby, które dojeżdżały do pracy aż z Ostródy.
- Żal ich było, bo spali na gołej posadzce w firmie - opowiadają. - Nie raz zdarzało się, że ludzie dostawali krwotoków z nosa z przemęczenia i przepracowania. Żerowali na nas, bo nie ma roboty i ludzie się na to godzili.
W przedsiębiorstwie nie przestrzegano elementarnych zasad bhp. Zatrudnieni pracowali w szkodliwych warunkach, ale nie mieli żadnych zabezpieczeń.
- Pełno było oparów z acetonu i żywicy, mnóstwo pyłu, ale nie było żadnych wyciągów, które oczyszczałyby powietrze - mówią pracownicy. - Nie dostawaliśmy żadnych ubrań ochronny, ani masek. Nie można było również narzekać. Jak komuś nie pasowało to wylatywał z pracy i tyle.
Łamali prawo i kręcili
Firma z Ostródy w połowie 2004 roku rozpoczęła produkcję obudów do elektrowni wiatrowych przy ul. Niskiej w Elblągu. Kontrola inspektorów pracy wykazała, że w firmie w sposób wyjątkowo rażący łamano prawa pracownicze.
- Ludzie nie mieli umów o pracę i pracowali przez 6-7 dni w tygodniu do 20 godzin na dobę - wymienia zarzuty Eugeniusz Dąbrowski, szef elbląskiego oddziału PIP. - Nie przestrzegane były również przepisy bhp, co groziło ciężkim uszczerbkiem zdrowia.
Ponadto pracownicy otrzymywali nieterminowo wypłaty, a za pracę w październiku 2004 roku nie dostali ani złotówki do dziś. Małgorzata i Waldemar O. utrudniali również działalność inspektorom kontrolującym ich firmę ignorując wezwania do oddziału PIP.
Po kontroli PIP właściciele firmy chcieli podpisać z pracownikami fikcyjne umowy o dzieło.
- Wychodziłoby na to, że my nie jesteśmy ich pracownikami, tylko tak sami z siebie przychodzimy pracować po 20 godzin - mówią byli pracownicy.
Elbląska PIP złożyła do Sądu Rejonowego wniosek o ukaranie małżeństwa O. za rażące łamanie praw pracowniczych, za co grozi im do 3 lat pozbawienia wolności. Druga sprawa toczy się przed elbląskim Sądem Pracy, o ustalenie stosunek pracy między zatrudnionymi a przedsiębiorstwem Małgorzaty O.W tej sprawie biznesmeni z Ostródy chcieli iść na ugodę i dać zatrudnić pracowników na umowę o pracę, ale nie przez firmę z Ostródy, ale przez spółkę z Warszawy, której prezesem był Waldemar O., mąż ostródzkiej bizneswomen.
- Warszawska spółka nie ma żadnego majątku - wyjaśnia Eugeniusz Dąbrowski. - Zasądzone na jej rzecz odszkodowania byłyby tylko na papierze, a ludzie nie dostaliby żadnych pieniędzy. Ponieważ jednak działalność gospodarcza w Elblągu była prowadzona przez osobę fizyczną, korzystny dla pracowników wyrok, pozwoli na dochodzenie roszczeń przez komornika z prywatnego majątku właściciela.
Pod koniec maja przed Sądem Pracy zapadł wyrok korzystny dla pracowników, ale małżeństwo O. odwołało się od niego.
Cały artykuł w Dzienniku Elbląskim
gdzie i w jaki sposob zalatwic taka kontrole?
Jeżeli stwierdzono tak jerdnoznaczny przypadek niewolniczegoi wykorzystywania ludzi dlaczego PIP ani SANEPID nie wystąpiły do prokuratury o natychmiasdtowe aresztownie pracodawców. Teraz to możecie ich prosić bardzo ładsnie, a jak będą chcieli i będą " zdrowi " to pofatygują się na rozprawę. Mamy takie przy[adki bo pracodawcy są pod ochroną a nie pracownicy
heh wszędzie takie rzeczy sie dzieją w firmach dorobkiewiczów w Elblągu Podajcie nazwe firmy !!!! niech ich napiętnują