Przywrócenie do pracy w sytuacji, gdy zakład jest w likwidacji, jest bezcelowe - uznała przewodnicząca składu sędziowskiego. - Szwaczkom należą się jednak odszkodowania za niezgodne z prawem zwolnienie z pracy.
Wczoraj przed elbląskim Sądem Pracy zakończyła się powtórna sprawa o przywrócenie do pracy dziewięciu kobiet, zwolnionych w grudniu 2002 r. ze spółki Hetman. Panie ubiegały się również o odszkodowanie za nieprawne zwolnienie, w wysokości trzymiesięcznych poborów. Były prezes spółki Hetman był na sali podczas ogłaszania wyroku, ale jako świadek. Ponieważ jego firma jest w likwidacji, obecnie stroną sporu był syndyk masy upadłościowej spółki. Na wyrok sądu były prezes zareagował oklaskami.
Do pracy już nie wrócą
- Z doświadczenia życiowego i orzecznictwa sądowego wynika, że gdy spółka jest w upadłości, zasadą jest nie przywracanie do pracy - mówił podczas mowy końcowej pełnomocnik szwaczek. - Syndyk ma na koncie zaledwie 30 tys. zł, które nie pokryją roszczeń zwolnionych. Na majątek spółki składa się również nieruchomość, ale jest na niej hipoteka i po jej sprzedaży będą pokryte tylko wierzytelności hipoteczne. Sąd nie może więc wydać wyroku, który z założenia jest niewykonalny, bo to godzi w autorytet sądu - przekonywał. - Należy przywrócić szwaczki do pracy.
Sąd był jednak innego zdania. Zdecydował, że kobiety otrzymają tylko odszkodowania, wraz z należnymi odsetkami, od 18 grudnia 2002 roku. Są to kwoty od ok. 2 tys. zł do blisko 4 tys. - przy czym, po średnio 1 tys. zł mają otrzymać z klauzulą natychmiastowej wykonalności.
- Majątek spółki został sprzedany, pozostały tyko maszyny, które będą zezłomowane - uzasadniała wyrok sędzia Agnieszka Walkowiak-Rost. - W tej sytuacji, przywrócenie do pracy jest bezcelowe, bo zakład nie funkcjonuje. A wyrok nie godzi w autorytet sądu, bo powódki nie są pozbawione możliwości otrzymania roszczeń.
Obie strony winne
Jedną z kwestii spornych, które starał się rozwiązać sąd podczas przewodu sądowego było, od kiedy w firmie istniały związki zawodowe.
- Komisja zakładowa związku zawodowego może powstać w sposób nieformalny, poprzez wyrażenie woli i tak stało się Hetmanie - uznał sąd. - W tej sytuacji zwolnienia muszą być konsultowane ze związkiem, a prezes spółki otrzymał listę związkowców. Dokonując zwolnień bez konsultacji, naruszył prawa pracownicze. Dlatego powódkom należą się odszkodowania.
Właściciel spółki miał prawo zwolnić szwaczki, ponieważ zdaniem sądu, przestój w pracy 18 grudnia 2002 r. oraz opuszczenie zakładu pracy przez część kobiet było ciężkim naruszeniem kodeksu pracy. Ale zwolnienie powinno być uzgodnione ze związkiem zawodowym.
Sędzia uznała jednocześnie, że zwolnione szwaczki nie obejmowała szczególna ochrona członków, zakładających związek zawodowy.
- Według obowiązujących wówczas przepisów, ochronie podlega od 3 do 7 członków założycieli, a w Hetmanie związek zakładało 9 kobiet - wyjaśniała.
Zawiedzione szwaczki
- Ten wyrok pokazuje, że pracodawca względem pracownika może wszystko. Może wykorzystywać, nie płacić pensji i nadgodzin, a pracownik nie ma jak się bronić - mówi Barbara Chmielewska, jedna z założycielek związku zawodowego w Hetmanie. - Liczyłyśmy na przywrócenie do pracy.
Z wyroku zadowolony był były prezes spółki, który pozwolił sobie na oklaski po odczytaniu wyroku.
- Nie traktuję tego orzeczenia sądu jako zwycięstwa - zapewnia Jan Przezpolewski. - Ale to, co panie teraz wywalczyły, proponowałem już przed dwoma laty. Przewodniczący Kozłowski wciągnął je w niepotrzebny i długotrwały proces.
Mirosław Kozłowski, szef elbląskiej "S" twierdzi jednak, że były prezes Hetmana nie proponował żadnych kompromisów.
W tej sprawie już raz zapadł wyrok. W listopadzie 2003 r. sąd nakazał właścicielowi Hetmana przywrócić 9 szwaczek do pracy i wypłacić im zaległe pensje. Jan Przezpolewski odwołał się od wyroku do Sadu Najwyższego, który nakazał jeszcze raz zbadać tę sprawę.
Wczorajszy wyrok nie jest prawomocny. Szwaczki nie zdecydowały jeszcze, czy będą apelować.
Cały artykuł w Dzienniku Elbląskim