Za odrzuceniem było aż 478 europosłów, przeciw odrzuceniu zaledwie 39. Europosłowie nie zgodzili się też, by poczekać ze swym rozstrzygnięciem na orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, który bada teraz zgodność ACTA z unijnym prawem.
Głosowanie, wbrew intencjom przeciwników ACTA, nie oznacza końca tematu w Parlamencie Europejskim. Komisarz UE ds. handlu Karel De Gucht zapowiedział bowiem, że nie zamierza wycofać z Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości - skierowanego tam w maju - zapytania o zgodność ACTA z prawem unijnym. I jeśli Trybunał nie zgłosi zastrzeżeń, to Komisja Europejska ponownie poprosi europosłów o głosowanie w sprawie zgody na ratyfikację ACTA.
To możliwe, jeśli większość europosłów zgodzi się w głosowaniu na ponowne rozpatrywanie sprawy. De Gucht zapowiada, że wcześniej chciałby "wyjaśnić" pewnie kwestie związane z ACTA (np. "skali handlowej" w nadużyciach internetowych, która pociągałaby obowiązek ściągania pirata) - ale chodzi o ewentualne zmiany w przepisach unijnych lub/i unijną notę interpretacyjną dołączoną do ACTA, a nie o zmiany w jej treści.
Polscy europosłowie głosowali za odrzuceniem ACTA, choć kluby centroprawicy (do którego należy PO i PSL) oraz konserwatystów (PiS, PJN) zalecały głosowanie za poprawką, która kazałaby czekać Parlamentowi Europejskiemu z rozstrzygnięciem na orzeczenie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. To perspektywa co najmniej kilku miesięcy.
Umowę ACTA w każdym momencie może na dobre zablokować polski Sejm lub którykolwiek z parlamentów 27 krajów UE. Dlaczego? UE nie stanie się stroną umowy ACTA bez ratyfikacji we wszystkich krajach członkowskich.
ACTA wyprowadziła na ulice setki tysięcy osób, miliony apelowało, by jej nie podpisywać.
O poparcie dla ACTA w liście do europosłów zaapelowało 130 organizacji zrzeszających twórców i firmy z całej Europy - w tym z Polski Związek Kompozytorów Polskich, Izba Wydawców Prasy, Stowarzyszenie Wydawców REPROPOL i Związek Producentów Audio-Video. Chciały, by z decyzją parlamentarzyści poczekali, aż wypowie się unijny Trybunał Sprawiedliwości. Po drugiej stronie organizacje pozarządowe namawiały, by nie czekać, i już teraz głosować przeciw.
Co to jest ACTA
To umowa międzynarodowa z nazwy sugerująca porozumienie przeciw handlowi podrobionymi towarami (dżinsami, lekami, zegarkami, winami, elektroniką itp.), ale dotyczy szeroko pojętej ochrony własności intelektualnej - także w "środowisku cyfrowym", czyli w internecie.
W założeniu ta umowa ma ustalić minimalne międzynarodowe standardy w dochodzeniu prawa i jego egzekucji. Upraszczając, by np. skarga producenta oryginalnych włoskich win Chianti, greckiej fety czy polskiego oscypka na podróbki była w podobny sposób rozpatrywana w różnych krajach.
Kto popiera?
Przemysł żyjący z własności intelektualnej - to zarówno koncerny fonograficzne, organizacje zrzeszające twórców, ale też producenci markowych torebek, odzieży czy butów.
Np. Piotr Kabaj, wiceszef Związku Producentów Audio-Video i zarazem szef polskiego oddziału wytwórni EMI, tłumaczył to tak: - Obecnie, jeżeli wiemy, że ktoś w Polsce korzysta z serwera w Hongkongu, na którym znajdują się nieuprawnione treści naruszające nasze prawa autorskie, nie mamy możliwości, żeby przeciwdziałać temu procederowi. Dzięki ACTA takie działania mogą być możliwe.
Kto jest przeciw ACTA
Wiele organizacji pozarządowych i bardzo wielu internautów (petycję przeciw podpisało ok. 2,5 mln osób). Dlaczego protestują?
Jednym z podstawowych grzechów był tryb, w jakim negocjowano porozumienie. Treść umowy długo trzymano w tajemnicy, nawet przed Parlamentem Europejskim czy Europejskim Rzecznikiem Ochrony Danych Osobowych. Wielokrotnie odmawiano organizacjom interesującym się sprawą dostępu do treści umowy.
Po drugie, niejasne, nieprecyzyjne zapisy i szeroki zasięg ACTA. Czyli o to, że przepisy nie dotyczą tylko handlu, lecz dotykają też spraw związanych z prawem autorskim, prawem własności przemysłowej, prawem do prywatności, a więc także mówią o kodeksie cywilnym i karnym.
Po trzecie, niektóre przepisy, które wcześniej w ACTA uznano za zbyt restrykcyjne, nie zostały usunięte, tylko je złagodzono, wprowadzając jako fakultatywne, co zdaniem wielu prawników jest "świadomą zachętą", by kraje członkowskie te przepisy wdrożyły.
Jeden z przepisów mówi, że dane państwo "może (...) przewidzieć możliwość wydania (...) dostawcy usług internetowych nakazu niezwłocznego ujawnienia posiadaczowi praw informacji wystarczających do zidentyfikowania abonenta, co do którego istnieje podejrzenie, że jego konto zostało użyte do naruszenia". W innym punkcie zapisano też możliwość pozyskiwania informacji na temat "dowolnej osoby zaangażowanej w jakikolwiek aspekt naruszenia lub podejrzewanego naruszenia".
Te zapisy niepokoją choćby Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, bo mogą doprowadzić do tego, że dane osobowe będą udostępniane instytucjom prywatnym lub organizacjom zwalczającym naruszenia praw autorskich. A dziś takich uprawnień nie mają. Np. ktoś, kto kupił podróbkę torebki Louisa Vuittona na aukcji internetowej, może się stać świadkiem w jakimś postępowaniu i jego dane będzie przetwarzała nie policja czy administracja państwowa, ale prywatne podmioty.
„W tym sporze nie chodzi o » promowanie piractwa «. Chodzi o powstrzymanie nowej fali nadzoru nad społeczeństwem; o wolny i otwarty internet; o zachowanie proporcji między ochroną interesów milionów użytkowników i wartości, dzięki którym rozwija się sieć, a zabezpieczaniem komercyjnych interesów jednej branży przemysłu” - pisze w liście Panoptykon, jedna z organizacji od początku (i w Polsce, i na forum unijnym) zaangażowana w walkę przeciw ACTA. Pojawiły się głosy, że ACTA - choć w polskim prawie teoretycznie nie zmienia nic - uniemożliwi debatę o tym, jak prawo zmieniać, by bardziej przystawało do nowych technologii i tego, jak ludzie z nich korzystają. Chodzi np. o naturalne w sieci dzielenie się zdjęciami, muzyką, a także remiksy. Dziś to wszystko jest w worku „piractwo”.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Karel De Gucht - to chyba jakiś krewny lub kumpel Tusków oni też sa za ACTA
Sprawa jest dość mocno skomplikowana. Nie dziwi mnie fakt, że firmy walczą z podróbkami. Potem mamy efekt na rynku zamiast znanej marki widzimy napis ADADIS, ADIBAS, NIKES, czy też BOS. Walczą o swoje i to akurat mogę zrozumieć. JEdnak niezbędna jest transparentność dialogu społecznego. Tego własnie tu zabrakło.