Pokolenie lat 80-tych i 90-tych, do którego zresztą należę, zawsze uważało się za szczególnie tolerancyjne, oświecone i często wręcz patrzyło z tego względu nieco z góry na pokolenie własnych rodziców czy dziadków. I nagle przyszły lata 20-te XXI wieku, i wszystko się zmieniło – mówi Jakub B. Bączek, mentor, wykładowca i pisarz.
Kto słyszał za PRL-u o jakichkolwiek odstępstwach od reguły? Pamiętacie, aby na ulicach widać było osoby niepełnosprawne, umysłowo chore albo otwarcie przyznające się do innej niż dominująca w społeczeństwie orientacja seksualna? Te tematy nie istniały nawet w kinie czy książkach. A niechlubne wyjątki były bojkotowane jeszcze zanim zdążyły dotrzeć do szerokiego odbiorcy. Trafiały na nieoficjalne listy książek, filmów i obrazów wyklętych – po prostu sztuki zakazanej. Rzadkością również było spotkanie na ulicy człowieka innej narodowości – o osobach o innym kolorze skóry już nie wspominając. Nic dziwnego zatem, że nasi rodzice i dziadkowie w większości przypadków ciężko znieśli pierwsze „objawy” pojawiających się w naszym kraju zachodnich wartości – lub zachodniego zepsucia, jak lubili je nazywać co bardziej konserwatywni. Boimy się w końcu i bronimy przed tym, co nieznane – i jakkolwiek może być to zjawisko oburzające, jest jednocześnie pod względem ewolucyjnym całkowicie naturalne.
Za PRL-u osoby niepełnosprawne trzymano w domu, geje brali śluby z nieświadomymi niczego kobietami lub wstępowali w szeregi kleru, aby skutecznie ukryć swoją orientację, a osoby cierpiące na zaburzenia psychiczne były przez społeczeństwo poddawane ostracyzmowi. Wraz z upadkiem komunizmu zaczęły się intensywne i bardzo dynamiczne przemiany społeczne, które w Polsce były oczywiście pokłosiem zmian wcześniejszych w krajach zachodnich. Z kultu społeczeństwa jako całości nastąpiło przejście do kultu jednostki. Zarówno w sztuce jak i naukach społecznych zaczęły pojawiać się coraz częściej pytania o samotność i indywidualność, prawo do szczęścia i samorealizacji. I były to rozważania, które realnie wpływały na życie społeczne, a nie wyłącznie zapełniały tematykę saloników dyskusyjnych w sferach wyższych.
Mi tam oni nie przeszkadzają…
Ile razy podczas rodzinnych spotkań czy dyskusji wśród znajomych słyszeliście podobne stwierdzenie? Zawsze ktoś z nas w końcu powie: „Homosie mi właściwie nie przeszkadzają – niech sobie będą, ale niech przestaną się zachowywać tak ostentacyjnie.” Taką „otwartą” postawę jeszcze kilka lat temu nazywaliśmy tolerancyjną. W końcu łaskawie zezwalaliśmy osobom homoseksualnym żyć w społeczeństwie, ale pod warunkiem, że nie będą otwarcie wyrażać siebie. Pasywno-agresywny ton takiej wypowiedzi był natomiast przyjmowany jako szczyt możliwości w obliczu tak trudnej sytuacji jak tolerowanie kogoś o odmiennej orientacji. I byliśmy z siebie w gruncie rzeczy zadowoleni.
Do momentu, gdy na arenie pojawiło się Pokolenie Z – dzieci świata zglobalizowanego, dostępnego i przyjaznego Innemu... Obserwując dorastające pokolenie ludzi, dla których bycie INNYM jest standardem i zaakceptowaną od najwcześniejszych lat codziennością, zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nasze własne horyzonty wcale nie były tak szerokie, jak nam się wydawało. Okazało się, że tolerancja nawet nie jest już minimum do osiągniecia, ale wręcz inną formą opresji… – komentuje z przekonaniem Jakub B. Bączek, mentor.
Tolerancja, akceptacja, życzliwość
Środowiska LGBTQ+ zaczęły kilka lat temu już podnosić temat konieczności stosowania języka inkluzywnego, czyli uwzględniającego emocjonalność i faktyczne znaczenie używanych przez nas słów i zwrotów. Pojawiły się głosy, że słowa, tak samo jak pięść czy ton naszych wypowiedzi, mogą stanowić formę opresji stosowanej na drugim człowieku. I tak zaczęła się dyskusja na temat odpowiedniego doboru słów, formy wypowiedzi, stosowanych przez nas zaimków czy też feminatywów, które wielu z nas traktuje z pobłażaniem – zwłaszcza gdy słyszy się o takich dziwactwach jak: „gościni”, „pilotka” czy „waginet”, a zagraniczne media zmieniają słowo „historia” na „herstoria”.
Wówczas to zdano sobie również sprawę z negatywnych konotacji słowa „tolerancja”, które bezsprzecznie zawiera w sobie jakąś formę łaski. Nie ma wątpliwości, że nikt z nas nie chce być po prostu TOLEROWANY. Chcemy być akceptowani, szanowani i traktowani z życzliwością – oceniani za nasze czyny, to co mamy w głowach i w sercach, a nie z perspektywy etykietek takich jak płeć biologiczna czy kulturowa albo nasze choroby, zaburzenia czy problemy. Tolerancja zatem w roku 2023 nie jest już odpowiedzią ani środkiem. Obecnie minimum to już krok dalej od tego, co jeszcze 30 lat temu było szczytem wysiłku – dodaje Jakub B. Bączek.
Z każdym kolejnym artykułem, książką, filmem czy upublicznionymi wynikami badań naukowych dociera do nas coraz wyraźniej prawda o wielokulturowym, wielowymiarowym i wieloznaczeniowym świecie. Jak bardzo byśmy z tym nie walczyli, nie damy radę tych zmian pokonać. W efekcie po prostu zostaniemy w tyle i staniemy się swego rodzaju kuriozum – tymi, którzy przestaną być TOLEROWANI przez społeczeństwo, ze względu właśnie na nasz brak – jednak nie tolerancji, ale opartej o szacunek życzliwej akceptacji.
*Tekst powstał z okazji Dnia Tolerancji obchodzonego na całym świecie 16 listopada.
Jakub B. Bączek
A jak jest teraz z tolerancją dla katolików? Jestem urodzony w latach 50-tych i nie pamiętam prześladowań gejów , osób niepełnosprawnych czy umysłowo chorych. Pamiętam za to że ludzie mieli do siebie więcej miłości i zrozumienia.
Cytuje "....mówi Jakub B. Bączek, mentor, wykładowca i pisarz...." Pytanie zupełnie poważnie czyj mentor? Gdzie wykładowca i czego? Pisarz....? Chciałbym wiedzieć więcej czytając tekst napisany przez autora.
Niepełnosprawni. Głupie żarty z czyjejś nieporadności intelektualnej czy fizycznej, były zawsze. Są i teraz, ale ludzie dorośli. Uogólniają, pokolenia nie młodsze od Generacji X nie widzą już nic śmiesznego w tym, że ktoś jest niewidomy (ślepy), jąka się, albo ma niepełnosprawność intelektualną. Z Maciusia w wannie też śmiała się młodzież i dzieci. Dorośli byli zażenowani, że to kogoś może bawić. A to było wiele lat temu! Homoseksualizm. Tu wzrost tolerancji na przestrzeni swojego dorosłego życia obserwuję do momentu kiedy zaczęły się "piczkomaryje", lesbijski w stroju zakonnic na Paradzie Równości, itp. Jednocześnie znając kilka osób o innej orientacji, wiem że oni wtedy zdystansowali się do tego całego ruchu. Oczywiście w obu kontekstach można udowadniać, że jest jakiś procent patologii
chyba nieźle pan mentor zapłacił za publikację tej opinii, którą, swoją drogą, uważam za słuszną, dlatego szokujące, że pojawia się na łamach info - od pewnego czasu dziennika skrajnie prawicowego, nastawionego na szerzenie propagandy i promowanie postaci szczujących na innych, a może raczej "innych".
Tolerancja to wyrozumiałość . Nie akceptacja wchodzenia kogokolwiek w moją sferę wartości . Każdemu należy się szacunek i poprawne traktowanie zgodnie z kulturą społeczną i osobistą. Jednak każdy ma prawo obrony swoich wartości gdy są one zagrożone, bo komuś "się należy". Każdy ma prawo, nikomu się nie należy. Bądź kim chcesz, ale publikuj to w swoich 4 ścianach, bo na ulicy i w parku wchodzisz w moją przestrzeń i mogę nie chcieć być tolerancyjnym. Trzymaj za rękę kogo chcesz ale bez transparentów i wołania "mnie się należy". Intymność to też jest wartość.
Mentor? Widzę, że info wraca do lewackich swoich korzeni lgbt. Ta dewiacja chce zawsze coraz więcej i więcej i zawsze im mało. Chcieli tolerancji dla swojej choroby, to teraz tolerancja to za mało, mamy ich jeszcze szanować, a potem naśladować, bo jak nie to "sami przestaniemy być tolerowani" - ot i zapowiedź, jak to z nienormalnego zrobią "normalnego", a z normalnego zrobią "nienormalnego". Mam szacunek do gościa co myśli, że jest Napoleonem ale ten gościu nie chce aby wszyscy też tak uważali - a lgbt chcą abyśmy uważali to za normalne. Już daliśmy tym chorym umysłowo dewiantom za wiele i trzeba powiedzieć stanowcze STOP, a nawet zrobić stanowczy krok wstecz, bo wejdą nam całkowicie ze swoimi wynaturzeniami na głowy! Już dzieci od przedszkoli chcą deprawować! POLSKA WOLNA OD LGBT
Autor, niestety, przesadził. Nie pamiętam faktów, by dawniej prześladowano i ukrywano w domach niepełnosprawnych. Wprost przeciwnie: we wszystkich sklepach czy aptekach, niepełnosprawni, szczególnie inwalidzi wojenni, mieli pierwszeństwo w zakupach. Także przy wizytach u lekarza. Wielokrotnie to lekarz przychodził do pacjenta niepełnosprawnego. Odnośnie gejów, czy lesbijek, też nie było problemu większego. Na ogół byli znani w środowisku, a ostracyzmu żadnego nie było. czy tekst swój autor utworzył po rozmowie ze swymi rodzicami, czy dziadkami? Wątpię.