22-letni Kamil zmarł porażony prądem podczas próby rozbiórki stacji transformatorowej. Przed sądem stanął jego ojciec, a jednocześnie pracodawca, oskarżony o przyczynienie się do śmierci syna. Dziś, 2 marca, Sąd Okręgowy w Elblągu, rozpatrujący apelację w tej sprawie, wydał wyrok.
Ten wyrok, gdy powiedziano, że to spowodowanie śmierci jest nieumyślne, można uznać za ulgę. Nadal jednak mamy poczucie krzywdy. Na pewno będziemy składać sprawę cywilną w stosunku do zakładu energetycznego. Chcemy żeby osoby, które faktycznie doprowadziły do śmierci naszego syna, poniosły za to odpowiedzialność
- skomentowała wyrok elbląskiego sądu pani Anna, mama zmarłego Kamila.
Do tragicznego zdarzenia doszło 19 października 2018 roku w Morągu. Pan Jarosław postanowił rozebrać stację transformatorową znajdującą się na działce, którą kilka miesięcy wcześniej zakupił z rodziną od syndyka. Zlecił to synowi. Nowi właściciele, jak przekonują, byli pewni, że transformator od dawna jest nieczynny. Okazało się, że tak nie jest. Młody mężczyzna został porażony prądem i zmarł.
Sprawą zajęła się prokuratura. Ostatecznie na ławę oskarżonych trafił ojciec zmarłego mężczyzny, który jednocześnie był jego pracodawcą. Postawiono mu zarzut z art. 220 kodeksu karnego, mówiący o narażeniu pracownika na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Śledczy uznali, że pan Jarosław zlecił synowi, zatrudnionemu w jego firmie na stanowisku magazyniera, przeprowadzenie rozbiórki transformatora, nie upewniwszy się wcześniej, czy znajduje się on pod napięciem. To doprowadziło do porażenia prądem 22-lata i jego śmierci.
Sąd Rejonowy w Ostródzie w październiku 2020 r. warunkowo umorzył (próbne, warunkowe zwolnienie sprawcy od ponoszenia kary) to postępowanie. Oskarżony odwołał się od tej decyzji. Sprawa trafiła do sądu odwoławczego w Elblągu. Dziś, 2 marca, zapadł wyrok.
Zaskarżony wyrok elbląski sąd zmienił tylko w jednym punkcie - uznano, że oskarżony pan Jarosław dopuścił się zarzucanego mu czynu nieumyślnie. Sędzia przypomniała, że zgodnie z wyrokiem ostródzkiego sądu nie został on uznany za winnego popełnienia zarzucanego mu przestępstwa.
Nie doszło do skazania Jarosława P. tylko do przypisania mu czynu z art. 220 § 2 kodeksu karnego i warunkowego umorzenia postępowania na okres 1 roku próby. Sąd (w Ostródzie - przyp. red.) dodatkowo nałożył na niego obowiązek dotyczący zapłaty na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonych i Pomocy Postpenitencjarnej 500 zł. Sąd odwoławczy uznał ten wyrok za prawidłowy. Doszedł do wniosku, że zarzuty, które znalazły się w apelacji, nie podlegają uwzględnieniu. Tutaj kwestią najważniejszą jest ustalenie, czy pracodawca wydał polecenie pracownikowi, nie upewniając się, że pracownik może bezpiecznie wykonać pracę. W tej sprawie na pewno miało to miejsce. Ostatecznie sąd odwoławczy doszedł do wniosku, że czyn oskarżonego miał charakter nieumyślny. Dokonał więc korekty kwalifikacji prawnej przypisanego czynu, w pozostałym zakresie zaskarżony wyrok utrzymał w mocy
- mówiła Elżbieta Kosecka-Sobczak, SSO w Elblągu.
Wyrok jest prawomocny. Strony mogą wnieść o jego kasację.
Zostaliśmy wmanewrowani przez system, tutaj pokazuje się tylko jedną stronę prawdy. Inspektor pracy, który był jednym ze świadków, powiedział: państwa syn mógł dokonać rozbiórki urządzenia, które było nieczynne. Sąd o tym nie mówi. Winnego szuka się tylko w jedną stronę. Czulibyśmy się w korzystniejszej sytuacji, gdyby sąd wznowił rozprawę przeciwko zakładowi energetycznemu, ale tutaj pomija się jakąkolwiek odpowiedzialność zakładu energetycznego i to jest bardzo krzywdzące
- dodała pani Anna.
Rodzice zmarłego 22-latka nie mogą się pogodzić z tym, że nikt z firmy doprowadzającej prąd do stacji, która miała być nieczynna, nie został pociągnięty za to do odpowiedzialności. Sprawa tragicznej śmierci Kamila została poruszona w jednym z odcinków magazynu Polsatu "Państwo w Państwie". Wskazywano w nim na to, że zakład energetyczny nie odpowiedział za bezprawne podłączenie napięcia do urządzenia, które nie było jego własnością. Prokuratura bowiem umorzyła postępowanie w tej sprawie, mimo opinii biegłego, która dla dostawcy prądu była druzgocąca. - Energia była wysyłana do stacji nielegalnie, nikt od lat nie przeprowadzał niezbędnych prac modernizacyjnych i przeglądów, stacja nie była też w należyty sposób zabezpieczona. Zdaniem biegłego, taki obiekt nigdy nie powinien zostać przekazany w prywatne ręce - podkreśla dziennikarka Polsatu w artykule na ten temat.
Niech ojciec się trzyma. Nic gorszego nie mogło go spotkać....
Niech ojciec się trzyma. Nic gorszego nie mogło go spotkać....
Nie podano istotnych informacji czy syn miał uprawnienia elektryczne, dlaczego jako magazynier był zatrudniony przy rozbiórce ? I szereg innych pytań.
bo tak ciężko się skontaktować ze służbami energetycznymi i zamówić sprawdzenie specjalistyczne - ale to parę zł kosztuje no nie. MYŚLEĆ PRZED A NIE PO ! ! !
Kto zleca ,, zabicie kury odnoszącej złote jajka" . Było było ciagnac - darowanemu koniu w zęby się nie zagląda.! A Tatuś jak taki pewniak to sam mógł ta ,, zlotodajna kurę " ( załatwić) .