Rozpoczął się proces Kamila D. oskarżonego o zamordowanie bezdomnej kobiety. "Chyba kogoś zabiłem" miał powiedzieć mężczyzna, gdy w ubiegłym roku zgłosił się na policję. Dziś nie przyznaje się do winy. - Do tej pory nie wiem, czy to zrobiłem - przekonywał na sali sądowej, dodając, że nie pamięta wszystkich wydarzeń z tragicznej nocy.
W Sądzie Okręgowym w Elblągu ruszył wczoraj, 21 czerwca, proces Kamila D., 28-latka oskarżonego o zabicie bezdomnej kobiety. Do zdarzenia miało dojść w nocy 1 lipca 2020 roku przy ul. Janowskiej (na terenie zielonym przy skrzyżowaniu al. Tysiąclecia i ul. Rycerskiej). Pijany 27-latek miał tam przypadkowo spotkać dwoje bezdomnych. Nawiązał z nimi rozmowę, ta przerodziła się w kłótnię, która skończyła się brutalnym pobiciem, przyduszeniem i śmiercią starszej kobiety.
Mężczyzna nie przyznaje się do zarzucanego mu czynu.
Nie wiem, czy zabiłem. Do tej pory nie wiem, czy to zrobiłem. Wiem tylko, że tam była kobieta i jakiś starszy facet. Ja tej kobiety nie znałem, więc nie miałem powodu zabijać. Przez ostatnie dziesięć miesięcy przypomniałem sobie, że wracając ze stacji benzynowej, wszedłem za żywopłot zrobić siku. Tam leżało dwoje bezdomnych. Powiedziałem do nich i powiedziałem, że może poszliby do noclegowni. Wtedy mężczyzna wstał i zaczął do mnie przeklinać. Ja go pierwszy uderzyłem. Pięścią w twarz. Ta kobieta złapała mnie z tyłu, więc uderzyłem ją z łokcia w brzuch lub w żebra, nie pamiętam. Może jeszcze ją kopnąłem. Dalej już nie pamiętam. Dostałem białej gorączki. (...) Po alkoholu łatwiej mnie wyprowadzić z równowagi
- mówił dziś w sądzie 28-latek.
Kamil D., choć sam zgłosił się na policję, od początku przekonywał, że nie pamięta dokładnie wydarzeń z tragicznej nocy. Jak zeznawał, w lipcu ubiegłego roku, podczas przesłuchania przez funkcjonariuszy rano nie był pewny, co dokładnie się stało, ale wydawało mu się, że chyba kogoś zabił.
1 lipca 2020 obudziłem się rano w łóżku z żoną. Miałem kaca. Zaczęło mi świtać, że w nocy coś się stało. Przypomniałem sobie bezdomnych i to, że biłem kogoś. Skojarzyłem, gdzie to miało miejsce. Powiedziałem o żonie, że chyba zabiłem bezdomnego, ona powiedziałam, że ściemniam. Nikt mi w domu w to nie uwierzył. Ja też do końca nie byłem pewny, czy to stało się naprawdę. Poprzedniego wieczora wypiłem dużo alkoholu i urwał mi się film. (...) Wziąłem rower i pojechałem na ul. Tysiąclecia. Gdy jechałem tam, zobaczyłem leżącą na trawie kobietę, widziałem ją z daleka. Pomyślałem, że skoro tak długo tam leżała to chyba nie żyje. Przeraziłem się i wróciłem do domu. Opowiedziałem żonie, że ta kobieta tam leży. Ona znów mi nie uwierzyła. Ja się z nią pokłóciłem i poszedłem na komendę policji i powiedziałem, że chyba kogoś zabiłem
- zeznawał Kamil D. w lipcu ubiegłego roku na policji, dziś mężczyzna nie przyznaje się do popełnienia zabójstwa. Oskarżony, podczas wcześniejszych przesłuchiwań mówił również o swoich próbach samobójczych, które miały się zakończyć wizytami w szpitalach psychiatrycznych i "głosach, które go wyzywają".
Podczas pierwszej rozprawy sąd planował przesłuchanie pierwszych świadków. Większość z nich nie stawiła się w sądzie. Pojawiła się żona oskarżonego, ale odmówiła składania zeznań. Termin kolejnej rozprawy wyznaczono na wrzesień.
Mężczyźnie grozi kara 25 lat pozbawienia wolności lub nawet dożywocie. Ostatecznie wyrok w tej sprawie wyda sąd.
O winie mężczyzny przekonana jest elbląska prokuratura, która zarzuca mu działanie z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia. - Wielokrotnie uderzał kobietę po całym ciele, po głowie i szyi, klatce piersiowej, kończynach, tułowiu w wyniku czego pokrzywdzona doznała wielu uszkodzeń ciała, a nadto ciężarem swojego ciała przyparł do twardego podłoża ciężarem swojego ciała klatkę piersiową pokrzywdzonej (...) pokrzywdzona zmarła śmiercią gwałtowną, nagłą, której bezpośrednią przyczyną było uduszenie się - mówiła na sali sądowej prokurator.
Polecam zatyczki do uszu oraz pogonić konika - pomaga na sen i zmiany ciśnienia.
Kto wie gdzie kupię dobrą kaszankę?
@Hoko w Stokrotce na Zawadzie jest dobra