26 stycznia 2012 roku, Polska ambasador w Tokio - Jadwiga Maria Rodowicz-Czechowska ok. godz. 3.30 polskiego czasu (11.30 czasu japońskiego) podpisała w imieniu polskiego rządu umowę ACTA. Podpis pod umową złożyli też przedstawiciele Unii Europejskiej. Jeszcze przed podpisaniem dokumentu, w kraju demonstrowali przeciwnicy newralgicznej umowy. Niedługo minie rok od próby ratyfikowania w Polsce kontrowersyjnej umowy ACTA, której proces wdrażania zawiesił jednak w lutym br. premier Donald Tusk. Echa ACTA nadal jednak są słyszalne. Bo czy możemy powiedzieć, że całkowitego majstrowania przy sieci, nie ma już wcale?
„Umowa nie jest groźna” – zapewniały najwyższe władze w kraju, podczas próby ratyfikowania umowy ACTA. Na nic zdały się te zapewnienia. Z powodu ACTA przez ponad tydzień, w styczniu br. protesty odbywały się zarówno w sieci, jak i na ulicach. Największy - w Krakowie - zgromadził 15 tys. osób, ale tam obyło się bez incydentów. Do zamieszek doszło za to w Kielcach, gdzie chuligani obrzucili butelkami i kamieniami policję. Zatrzymano wtedy 24 osoby.
Demonstracja odbyła się również w Elblągu. 25 stycznia, po południu, pod Bramą Targową zebrało się kilkaset osób w różnym wieku, by wspólnie wyrazić swoje poparcie dla wolności w internecie. Zdaniem wszystkich protestujących dokument mógł prowadzić do blokowania treści i cenzury w imię walki z piractwem. Demonstranci uważali, że ACTA będzie chronić prawa autorskie bez kontroli sądu i gwarancji uczciwego procesu. Umowa miałaby też zezwalać na monitorowanie i rejestrowanie działań podejmowanych w sieci przez użytkowników. Zdaniem protestujących dokument naruszałby w ten sposób prawo do prywatności.
Echa ACTA w kraju
I mimo tego, że umowa ACTA poszła w przeszłość to jednak są w Polsce ludzie, którzy muszą odpowiadać za organizowane w styczniu protesty. W Jastrzębiu Zdroju dwóch nastolatków wyraziło chęć zgłoszenia w tamtejszym Urzędzie Miejskim zawiązania demonstracji pod hasłem „Nie dla ACTA”. Urzędnik druku jednak od nich nie przyjął, ze względu na błędy, które się w nim pojawiły, ale tez błędów tych nie wskazał nie podając również chłopakom możliwości pozostawienia go w biurze podawczym. Ci poszli na posterunek policji i powiadomili tamtejszych funkcjonariuszy o tym, ze manifestacja przejdzie wieczorem ulicami Jastrzębia Zdroju. – Wykazali się w tej kwestii pełną odpowiedzialnością i profesjonalizmem – mówi Aleksander Zioło, radca prawny, innowator społeczny i analityk, który przedstawił nam tę historię. – I mimo, ze policja była na miejscu, a demonstracja odbyła się bez ekscesów, po pewnym czasie jeden z chłopców został oskarżony o zorganizowanie nielegalnej demonstracji.
Zaczęły się rozprawy, sądy i adwokaci. Sąd I Instancji wydał wyrok skazujący chłopaka. Sędzia uznał, iż to, że nie doszło do złożenia pisma tj. przyjęcia go przez urzędnika lub przyjęcia na biuro podawcze obciąża w całości młodego człowieka.
Odwołanie od wyroku w tej sprawie odbyło się przedwczoraj. Sędzia uznała, że chłopak nadal odpowiada za zwołanie styczniowej demonstracji, jest winny, ale w związku z jego nieposzlakowaną opinią… odstąpiła od wymierzenia kary - W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia powoływała się też na wymogi dotyczące zgromadzeń według nowej ustawy, która wtedy, podczas demonstracji w styczniu 2012 roku… nie obowiązywała – mówi Aleksander Zioło – Zachodzi więc istotne pytanie, czy obywatele mają prawo do zgromadzeń i to jest ich prawo nadrzędne, czy muszą się stosować do litery prawa i nie mają prawa do spontanicznych demonstracji? Obecnie funkcjonujące prawo do organizacji spontanicznych zgromadzeń – mimo całej sympatii do prezydenta Komorowskiego - cofa nas w zamierzchłe czasy dawnego PRL-u, bo ogranicza się nimi nasze swobody obywatelskie – podkreśla Aleksander Zioło.
Internet nadal wolny?
ITR. Skrót ten większości z nas nie mówi zupełnie nic. A jako osoby czynnie i na co dzień korzystające z Internetu, nieświadomie, ale jednak posługujemy się nim na co dzień. ITR są to Międzynarodowe Regulacje Telekomunikacyjne, i zawierają dokumenty regulujące funkcjonowanie Internetu, przyjęte jeszcze w 1988 roku. W związku z tym, wielu światowych polityków uważa, że należy je dostosować do panujących obecnie realiów. W Dubaju trwa właśnie konferencja, które ma wprowadzić zupełnie nowe regulacje. A decyzje, które tam zapadną wcale nie muszą oznaczać świeżych „nowości” jakie mogłyby się znaleźć w nowo przyjętych regulacjach.
Władzę na Internetem może bowiem przejąć ITU - Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny, który niestety może upodobnić internet do kablówki. Miałby się on zajmować m.in. przydzielaniem adresów IP, przydzielaniem domen i peeringiem, czyli wymianą ruchu między dostawcami internetu. Jeśli ITU ma regulować szerzej pojęty internet, będzie to oznaczało większy wpływ na jego funkcjonowanie takich krajów jak Rosja, Chiny czy kraje Bliskiego Wschodu. Te kraje nie cenią sobie anonimowości czy wolności słowa. Chciałyby więcej kontroli nad wszystkim co w sieci się dzieje, a to może stanowić problem w kontekście zachowania nie tylko wolnego, ale również jednolitego internetu. - Jesteśmy na bieżąco w kontakcie z naszymi zagranicznymi kolegami i wszyscy zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że znowu pojawia się problem – mówi Aleksander Zioło. - Kraje takie jak Chińska Republika Ludowa dążą do coraz większego cenzurowania Internetu. Kilka krajów w Europie już wpisało sobie do swoich konstytucji prawo dostępu do Internetu – mówi - Nie w sensie socjalnym, tylko jako prawo do tego by providerzy nie mogli ograniczać treści w sieci – mówi socjolog.
Polska wprawdzie nie będzie popierać przekazania zarządzania internetem w ręce ITU. Oznacza to, że nasi delegaci będą się sprzeciwiali próbom przejęcia kontroli nad zarządzaniem siecią przez ITU, a w konsekwencji - na legitymizację działań państw niedemokratycznych, dążących do kontroli nad środkami łączności swoich obywateli - W tej kwestii prędzej czy później i tak czeka nas jakaś dyskusja w kraju – mówi Aleksander Zioło.
Zadziwiająca w tym wszystkim jest tylko jedna kwestia. Jeszcze niecały rok temu rząd próbował przeforsować kontrowersyjny dokument ACTA, którego wprowadzenie określono jako zamach na niezawisłość i wolność Internetu. Po konsultacjach z politykami swojego rządu – Bogdanem Zdrojewskim i Michałem Boni na czele, premier Donald Tusk uznał je za „niepełne i niedostateczne”, i umowa nie została ratyfikowana. Dzisiaj rząd przemawia ustami Boniego w zupełnie innym tonie - Jesteśmy jednym z niewielu krajów, który publicznie wystawia ten dokument (ITR – przyp. red.) do konsultacji. Wystawia po to, byśmy od razu mogli powiedzieć jako polski rząd, że jesteśmy przeciwni nadmiernym regulacjom internetu, przeciwni blokowaniu stron, śledzeniu użytkowników w sieci – mówi minister Michał Boni w nowym nagraniu opublikowanym na stronie www.mac.gov.pl.
Zaiste, przedziwna to, zmiana frontu.
Autorka składa podziękowania p. Aleksandrowi Zioło, za pomoc przy powstaniu artykułu. W materiale wykorzystano również informacje znajdujące się na stronach:
http://di.com.pl/news/46912,0,Dlaczego_rzady_chca_oddania_internetu_w_rece_ITU.html
http://mac.gov.pl/dzialania/zapraszamy-do-konsultacji-spolecznych-projektu-zmiany-miedzynarodowych-regulacji-telekomunikacyjnych-itr/
Wszyscy już wiemy, co pislamscy i polikmiotowscy hejterzy napisaliby gdyby polski Rząd był za ITU, ale jest jednak przeciw i tu problem!;) Teraz poniżej mojego wpisu, zobaczą Państwo, jak płatni hejterzy zrobią z dobrej wiadomości, zrobią krytykę Rządu PO-PSL - na zasadzie "nie ma dobrych wiadomości, jedynie ktoś nie potrafi dowolnej sprawy przedstawić w negatywnym świetle"!;) No dalej hejterzy czas zarobić na chlebek, do roboty obrzucać błotem peło, tfuska i nowaczka!;)
Szanowny Politologu! Zastanawiam się czy rozumiesz treść powyższego artykułu. Czy spór o ACTA nie był inspirowany przez korporacje z krajów USA i Japonii? Wydaje mi się, że tak i nie mam co do tego wątpliwości. Dziś nie miałbym także mieszanych uczuć gdyby rok temu polski rząd nie podpisał dokumentu, który podzielił polaków (a warto przypomnieć, że podpisał w Japonii). Co było przyczyną podziału Polaków? Otóż główną przyczyną był brak konsultacji społecznych oraz z organizacjami NGO. Wiesz dlaczego dziś rząd idzie po rozum do głowy? Ponieważ po podpisaniu dokumentu w styczniu 2012 premier stracił na zaufaniu o blisko 15%. Zdajesz sobie chyba sprawę co to dla niego oznaczało. Powiem więcej - to byli jego wyborcy. Tykająca bomba. Kto nie skacze ten za ACTA - pamiętasz:)
Do przedmówcy,nie jesteśmy dziecmi i dobrze wiemy o co chodziło w ACTA;) To przypominało trochę spór o aborcję gdzie zestawia się "wolność wyboru" z "zabijaniem". W ACTA mieliśmy zestawienie "ograniczanie wolności w sieci" z "ochroną praw autorskich"!;) Reasumując jako użytkownicy chcemy "wolności" w sieci, co z punku widzenia właścicieli praw autorskich jest "nieusankcjonowanym złodziejstwem"!;) Teraz postawcie się w sytuacji rządu, co mają zrobić jak organ państwowy stojący na straży porządku prawnego ? Ma zgadzać się na jawne złodziejstwo w masowej skali?;)
Złodziejami to są ci od praw autorskich. Klienci raz by się zrzucili po 10, 20 groszy na autora i autor jest ustawiony do końca życia. Wy nie praw autorskich bronicie tylko dojnej krowy szukacie kt€ra żarcie ma sobie sama organizować a wam mleko dawać, a wy nawet gwarancji niezawodności działania na wasze zasrane produkty nie dajecie. Przeczytajcie sobie jakąkolwiek umowę licencyjną klient odpowiada za wszystko, autor za nic.
a dla uściślenia autor i "właściciel praw autorskich", pierwszy to człowiek twórczy i kreatywny, ten drugi to na ogół wredny przebiegły s..syn i bezwzględny złodziej. Oczywiście obie te postawy można łączyć, czego liczne dowody mamy w życiu.
Znów się błaźnisz .... Nie każda sprawa jest polityczna a ty chłopie chyba szaleju się nażarłeś. Prawa autorskie są chronione przez prawo Unijne i Polskie i cywilne i karne. ACTA ma zmienić jak rozumie procedury tej ochrony. Co ma do tego Nowaczyk ? Debil jestem ale nie rozumiem... Ale spoko już go poprosiłem o zorganizowanie społecznej konsultacji projektu może ratusz pomieści zainteresowanych ? Ja chętnie posłucham w każdym razie.