Problem emigracji młodych osób boleśnie dotyka nasze miasto. Trud tamtejszego życia znają tylko ci co wyjechali oraz ich rodziny. O tęsknocie za krajem i rodzinnym domem opowiada dwójka naszych czytelników.
Wiele młodych osób nie widzi przyszłości w naszym mieście. Decydują się na wyjazd, by spróbować tamtejszego życia i odłożyć pieniądze na budowanie lepszej przyszłości. Niektórym się wydaje, że emigranci mają świetne warunki. Ich zarobki niemal 5-krotnie przewyższają nasze. Ludzie mogą tam spokojnie żyć, opłacić mieszkanie, wyżywić się i jeszcze zaoszczędzić.
Pomimo wspaniałej wizji jaką kreują Polacy, za granicą nie jest tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać. Ze znalezieniem pracy jest coraz trudniej, a ból i tęsknota za domem rodzinnym jest nie do zniesienia.
Osoby, które zdecydowały się na wyjazd nie mają łatwo. Coraz częściej sprawdza się tzw."czarny scenariusz" : młodzi zapożyczają się u rodzin, wyjeżdżają nie znając języka i przez długi okres czasu nie mogą znaleźć pracy. W takich przypadkach ciężko jest wrócić do domu, więc najczęściej zostaje się tam na dłuższy okres łapiąc się byle jakiej pracy, żeby tylko odrobić to co się pożyczyło i "wyjść na czysto".
Co skłania ludzi do porzucenia rodziny i wyjazdu? Najczęstszą odpowiedzią jest "brak przyszłości", czyli wysokie bezrobocie, niskie pensje czy też trudności z odłożeniem pieniędzy chociażby na mieszkanie.
Po ukończeniu liceum wyjechałam do Anglii, do mojego kuzyna, który podjął taką samą decyzję, gdy był w moim wieku. Nie widziałam tutaj perspektyw dla siebie, nie wiedziałam co mam dalej w życiu robić, jaki kierunek studiów wybrać. Zresztą, nawet gdybym się czegoś podjęła zdawałam sobie sprawę, jak ciężko tu się żyje
- mówi 20-letnia Joanna.
Jak opowiedziała w rozmowie z nami, wyjazd i rozstanie z rodziną był najtrudniejszy. - Ten kto tego nie przeżył, nie będzie wiedział jak wielki ból i strach siedzi w człowieku, gdy się oczekuje na start samolotu, gdy zostawia się się zapłakaną rodzinę na lotnisku - dodaje.
Większość uważa, że w dobie internetu wszystko jest dużo prostsze. Użytkownicy mogą korzystać z portali społecznościowych oraz programów, przez które całkiem za darmo można porozmawiać z drugą osobą, jednocześnie widząc ją przez kamerkę. Czy jest to wystarczające ułatwienie komunikacyjne? - Zdecydowanie nie. Tęsknota jaką się odczuwa na co dzień jest nie do opisania. Na Skypie widzę rodzinę, która się do mnie uśmiecha, a ja się czuję okropnie. Bo chciałbym wrócić, a wiem że nie mogę - zdradza nam 22-letni Szymon.
W międzynarodowych połączeniach internetowych występuje mnóstwo problemów i błędów. Zdarza się, że nie słychać drugiej osoby, rozmowy się zawieszają, a obraz pojawia się z opóźnieniem. - To jest naprawdę frustrujące. Człowiek denerwuje sie jeszcze bardziej. Niby jest ta możliwość rozmowy, ale nic się z niej nie rozumie - dodaje.
Bezradność jest najgorsza. W natłoku problemów, gdy rodzina nie może pomóc warto mieć na miejscu kogoś bliskiego. Kogoś komu można by się po prostu zwierzyć, porozmawiać. Jednak zawieranie znajomości na emigracji jest bardzo trudne.
Tutaj nie ma się przyjaciół. Chyba, że się wyjedzie do kogoś znajomego. Polak Polakowi wyrządzi największą szkodę. Jak się nie zna języka, to się nawet z cudzoziemcem nie pogada. Tak naprawdę człowiek nie ma nawet komu się zwierzyć z własnych problemów
- twierdzi Joanna.
Każdy, kto wyjechał "za chlebem" wie, że taki wyjazd to prawdziwa szkoła życia. Trzeba poradzić sobie z barierą językową, stawić czoła zagranicznym pracodawcom i tłumić w sobie wszystkie emocje.
Taka próba samodzielności kształtuje osobowość. Człowiek w tak "ekstremalnych" warunkach sprawdza się w każdej dziedzinie życia. - Po powrocie do Polski uświadomiłam sobie jak bardzo się zmieniłam. Pobyt za granicą, w pogoni za zarobkiem, z dala od rodziny jest bardzo trudny. Wydaje mi się, że jestem silniejsza. Każde takie przeżycie wpływa na nas samych. Ale jeśli mam być szczera - nie wróciłabym tam nigdy, przynajmniej w celach zarobkowych. Ci, którzy żyją na emigracji zaczynają doceniać rodzinny dom. Uśmiech na twarzy pojawia się dopiero wtedy, gdy się wraca do kraju i słyszy nasz polski, ojczysty język - podsumowuje Joanna.
Lepiej tesknic i zyc jak czlowiek , niz nie tesknic i zyc jak gowno
Emigracja, jedz i zobacz a wtedy pewnie zmienisz zdanie .Jeszcze dziś stają mi łzy w oczach jak sobie wspomnę Okęcie i zegnanie się z łzami w oczach z rodziną.
Nie trzeba daleko jechać. W Gdańsku znajdziesz pracę w jeden dzień. W Elblągu ludzie szukają miesiącami ;)
Otake Polske walczyli to i take majom. Lepij wyjechać niż brukowcem pognać POPIS PSL i SLD, bo może ruskie abo niemce wejdom.
Jesli ktos jest slaby psychicznie, czuje bliska wiez z rodzinnym domem i, na domiar zlego, nie zna jezyka to po co sie pcha za granice? Mieszkanie na emigracji nie jest dla osob, ktore nie potrafia sobie poradzic w zyciu i licza na lud szczescia. Zyje sie tu latwiej, o ile ma sie glowe na karku. Ta cala "odleglosc" tak naprawde istnieje tylko na mapie. Samoloty sa jak pociagi - wsiadasz, lecisz 2h i jestes na miejscu. Fakt, moze cena biletow jest odrobine wyzsza, ale efekt jest ten sam. Takze jesli masz w sobie odrobine pewnosci siebie, oraz znasz chociaz podstawy jezyka - emigracja jest dla Ciebie. Jesli jedziesz w ciemno nie znajac jezyka i nie majac tu nikogo - licz sie z tym, ze nic nie zalatwisz w urzedach, ani nigdzie Cie nie beda chcieli zatrudnic, bo sie zwyczajnie nie dogadasz.
Tu postawić trzeba odwieczne pytanie "mieć czy być"? Czy na prawdę pieniądze w życiu są najważniejsze? Czy nie lepiej mieć mniej, a być z rodzną i u siebie?
wyjechać i pracować na linii czy magazynie, jak największe bydło to żadna przyjemność. Ilu z was drodzy emigrancji piastuje jakieś prestiżowe stanowisko ? i nie mówie ty o kierowniku zmiany na produkcji.
Wyjeżdżają ludzie bez szkół i umiejętności.U nas takim płaci się głodowe 1200,bo i więcej ich praca razem z kosztami pozapłacowymi warta nie jest.Zachód bogatszy to i normalne,że więcej zapłaci.Jest niezaprzeczalny plus tego trendu,dresiarstwo wywiało z Elbląga na wyspy,teraz tam, wspólnie ze swoimi równie rozwiniętymi partnerkami,drenują budżet Królowej:)
Podpisuję się pod tekstem -opi ! Nie taki diabeł straszny jak , jak się opowiada.Ale są pewne warunki,których nie przeskoczysz. Otóż wyjechać można jeśli się ma punkt zaczepienia ,tzn.gdzie zamieszkać do czasu własnego kąta. Znać język na miarę prostego komunikowania się.Jeśli spełniasz te warunki to można się pokusić na wyjazd. Dalej podjąć jakąkolwiek pracę ! zapisać się do szkoły na naukę języka /są różne możliwości/ .I to jest dopiero początek drogi!! Dalej ,to chęć nauki i wytrwałość,która potem procentuje. Piszę to z autopsjii,bo córka z rodziną mieszka już od wielu lat w Anglii.Pracują, wnuczki kończą studia /w mięzyczasie pracują/.Mają mieszkanie,samochód,mogą wyjechać na wakacje itd. Trzeba tylko chcieć coś z sobą zrobić.
Upadek Elbląga to olsztyn winny i jego rządy.