Często wychodzę sobie na spacer by popatrzeć jak moja była okolica się zmienia. Krajobraz wielkiej budowy, czy używając nowoczesnej nomenklatury, modernizacji przy ulicy Browarnej, coraz bardziej uświadamia, że postęp z dużą przewagą wygrywa z historią i sentymentalizmem. Zapraszam zatem na opowieść o zburzonej już dzielnicy, która w gąszczu miejskich blokowisk była swoistą enklawą.
Budynki, o których mowa, znajdowały się w tej części ulicy Browarnej za mostem Unii Europejskiej, w sąsiedztwie elbląskiego browaru. Było to osiem budynków, których powstanie datuje się na 1924 rok. Prawdopodobnie przed wojną zostały wybudowane dla robotników elbląskiej stoczni. Ich standard od tamtej pory praktycznie nie ulegał zmianie. Można sobie zatem wyobrazić w jakim stanie były lokale zajmowane przez niedawnych mieszkańców.
Miejskie gospodarstwa
Odnosząc się jeszcze do wątków historycznych to niewątpliwie należy zaznaczyć, że ta ulica nie zawsze była nazywana Browarną. Otóż wcześniej nazywała się ulicą Feliksa Dzierżyńskiego, czyli człowieka, który był jednym z bliskich współpracowników Lenina. Potem oczywiście z racji zakładu produkującego piwo powstała obecna nazwa.
Budynki zaczęły pełnić funkcję mieszkalną po wojnie. Prezentowały jednak niski standard mieszkaniowy. W zdecydowanej większości pokoje były tzw. przejściowe, czyli ich rozstaw był szeregowy. Oczywiście ich metraż również nie był znaczący. By ogrzać je mieszkańcy musieli palić w piecach. Żeby skorzystać z toalety, niektórzy musieli wychodzić na dwór, ponieważ ubikacje znajdowały się w pobliżu tzw. komórek. Gdy na dworze było ciepło to jeszcze nie było tak źle, ale co mieli powiedzieć ludzie przy warunkach zimowych? Tego typu budownictwo charakteryzuje się tym, że obecna jest w nim wilgoć i grzyb. Ale takowe można zaobserwować nawet w nowoczesnych zabudowaniach.
Warunki zatem nie do pozazdroszczenia. Sprowadzający się tam ludzie mogli jednak, w odróżnieniu od większości w mieście, mieć dostęp do własnego podwórka. Nie było widać nic z zewnątrz, mogli bezpiecznie trzymać tam swoje rzeczy w schowkach czy chlewikach. Nazwa „chlewik” pochodzi od pierwotnego przeznaczenia tych pomieszczeń. Według relacji starych mieszkańców tamtych okolic miejscowi hodowali tam konie, krowy i trzodę. Były to swego rodzaju miejskie gospodarstwa. Znajdowała się tam dawniej kuźnia, trzymano opał.
Plac zabaw
Niektórzy lokatorzy przebywali tam od 50 lat, więc nie trudno sobie wyobrazić jak bardzo związani byli z tym miejscem. Co czuli gdy kazano im się wyprowadzić? Starych drzew nie powinno się przesadzać.
Może gdy patrzy się teraz na te budynki to trudno uwierzyć, ale było tam wszystko czego dziecko potrzebowało do zabawy. Na bezpiecznych, oddalonych od ulicy podwórkach maluchy mogły bawić się swobodnie.
Rodziny wykorzystywały ogródki by organizować spotkania, także z sąsiadami, pikniki, grille, czy inne podobne imprezy. Jednak kultowym miejscem była polana naprzeciwko osiedla. To tam dzieci spędzały większość czasu, a nawet całe dnie. Grały tam w piłkę, mogły kopać „futbolówkę”. Grali tam wszyscy od najmłodszych po najstarszych. Mieli nad inną młodzieżą przewagę, dlatego że nikt inny w okolicy nie miał takiego dużego placu zabaw. To jeszcze nie była era orlików, więc dzieci wolały spędzać czas tam, niż na asfaltowych boiskach pobliskich szkół. To była, jak ją ochrzcili mieszkańcy, „Browar Arena”.
Miejscowy biznes
Jak wyglądała codzienność? Różniła się od tej miastowej. Tutaj jakby wszystko było wolniejsze. Niektórzy spędzali sporo czasu na majsterkowaniu, pielęgnowali ogródki czy chodzili na ryby z racji pobliskiej rzeki. Mieszkańcy znali się wzajemnie. Jeden wiedział o drugim niemal wszystko.
Na dzielnicy było kilka sklepów i jeden zakład. Od strony ulicy Brzeskiej stał bar. „Traffo”, bo tak się nazywał powstał w niewielkim budynku, który wcześniej pełnił funkcję stacji transformatorowej, stąd nazwa. Pasjonaci piwa korzystali z niego przez około 15 lat.
Zaraz obok była piekarnia. Nazywała się „Puchatek”. Również można było kupić tam wyroby cukiernicze. Sklepik spożywczy przy niej cieszył się sporą popularnością, podobnie jak „Va Bank”, który pełnił rolę miejscowego monopolowego. - Nazywaliśmy go pieszczotliwie „Po schodkach”, bo trzeba było wspiąć się po kilku stopniach by coś kupić – wyjaśniał jeden z byłych mieszkańców ul. Browarnej. - Jeżeli chodzi o zakład to była tam lakiernia. Prosperowała całkiem nieźle, jednak właściciel zwinął interes, gdy przeszedł na emeryturę. W tym samym budynku powierzchnię zagospodarowała inna firma, ale z racji rozbiórki przeniosła lokalizację.
Stan budynków był różny i zależał w dużym stopniu od jego mieszkańców. Niektórzy próbowali nadać im przyzwoity wygląd, pomalować. Jednak w większości klatek schodowych dominowały odrapane ściany, pękający tynk. Były to zabudowania, które opierały się na drewnianych konstrukcjach wraz z cegłami i słomą. Podczas wyburzania widać było te elementy, ale uwagę przyciągały cegły. Były one bowiem nienaruszone w idealnym stanie. Można by było z nich coś zbudować.
Przeprowadzka
Wiosną 2008 roku przyszło zawiadomienie od miasta, że budynki będą wyburzane. Ale mieszkańcy zbytnio się tym nie przejęli. Nawet niektórzy byli wręcz zadowoleni, że przeprowadzą się do mieszkania o lepszym standardzie. Wszyscy myśleli, że rozbiórka domów będzie niebawem, jednak od momentu wysłania tego pisma do wyprowadzenia się ostatniego lokatora minęło 4,5 roku.
Miasto mogło zaoferować mieszkania komunalne z odzysku, ponieważ nie stać go było na wybudowanie specjalnego budynku dla mieszkańców ulicy Browarnej. - Niekiedy oferowane były lokale, które były po prostu w fatalnym stanie technicznym – opowiada były lokator budynku przy ul. Browarnej. - Ich poprzedni właściciele w ogóle nie dbali o te mieszkania albo znajdowały się w nich tzw. meliny alkoholowe. Dlatego też na koszt miejscowych władz remontowano je. Ale te remonty były tylko pobieżne. Nawet w niektórych przypadkach wysiedleńcy z Browarnej musieli dodatkowo remontować i poprawiać te nowe lokale.
W związku z małą ilością mieszkań ludzie nawet dostawali propozycję przeprowadzenia się do budynków przeznaczonych do… rozbiórki. Jednak mimo takich przypadków miasto chciało dać swoim obywatelom jak najlepsze warunki mieszkaniowe. Taki obowiązek nakłada na nich prawo, które mówi, że w takiej sytuacji przymusowego wysiedlenia należą się tym ludziom mieszkania w podobnym albo lepszym standardzie. W sumie więcej było chyba jednak zadowolonych z ofert miasta.
Zatem Browarna była coraz bardziej opustoszała. Ludzie zaczęli się wyprowadzać. To powodowało, że zaczęły znikać wszelkie metalowe przedmioty, a podwórka stawały się okolicznym wysypiskiem śmieci. Miejscowi brali co tylko się dało. Ale przyczyną takiego stanu rzeczy była bieda. Również co u niektórych łatwy zarobek na inne potrzeby. Ale fakty były takie, że gdy nikt nie pilnował dzielnicy to ludzie bez najmniejszych oporów robili swoje. Browarna zaczęła wyglądać jak plan filmowy produkcji o tematyce wojennej. Okna powyrywane, razem z parapetami, słupy na których suszyło się pranie rozwalone i sprzedane na pobliskim złomowisku. Słychać było głosy, że wysiedleńcy nie chcieli po prostu nic zostawić miastu. Skala degradacji dzielnicy była ogromna. Za duży był odzysk złomu i miedzi.
Dzielnica historii
Również zniszczeniu mógł ulec zabytkowy, poniemiecki magiel, który stał w komórce na jednym z podwórek. Magiel ten został ocalony dzięki staraniom jednego z mieszkańców i dostarczony do Elbląskiego Muzeum Archeologiczno-Historycznego. Ma już ponad 100 lat i nadal można na nim maglować odzież. Jakby archeolodzy zaczęli przeszukiwać dokładnie ten teren to prawdopodobnie natrafiliby na np. butelki z niemieckimi napisami czy inne najróżniejsze przedmioty z tamtych czasów.
Gdy na teren dzielnicy wjechała potężna koparka wiadomo było, że budynki zostaną zburzone. Ten pojazd przypominał groźnego smoka, który swoją paszczą gryzie i rozrywa na strzępy elementy starego budownictwa. Krajobraz robił się nietypowy, dziwny. Budowlańcy, którzy pracowali przy rozbiórce oddzielali gruz od desek, które nadal są składowane na ulicy Browarnej. Właśnie po drewno przyjeżdżają tam ludzie i wybierają co lepsze dla siebie czy to na opał czy do czegoś innego.
To już koniec
Prawie cała dzielnica została już zburzona. Polana to składowisko materiałów budowlanych. Krajobraz już nie przypomina w niczym tamtej Browarnej. Droga, która ma tamtędy przebiegać będzie charakteryzować się szerokimi pasami między którymi przejeżdżać ma tramwaj. Jest to potrzebne, ponieważ ta droga jeszcze przed modernizacją nie była przystosowana do tak dużego ruchu samochodowego, jaki się tam odbywał. Również dojeżdżać będą transporty do nowo wybudowanego bloku energetycznego na terenie elektrowni.
Miasto przesiedliło mieszkańców Browarnej do najróżniejszych części Elbląga, więc tej części ulicy grozi zapomnienie. Browarna, z racji peryferiów, oceniana była negatywnie jako niebezpieczna i zamieszkała przez niezbyt interesujące towarzystwo. Była to więc swoista enklawa w miejskim gąszczu, w której mieszkali przyzwoici ludzie. Również dodała coś do rozbudowanej i pełnej zawirowań historii Elbląga.
M.L.
Coś mi się wydaje, że pisząca to osoba próbuje na siłę zrobić wrażenie jakby stamtąd pochodziła, a tak na prawdę nawet nie jest w stanie prawidłowo umiejscowić choćby baru "Traffo".
Gratuluje info.elblag felietonisty! Idąc tropem myśliciela Mariusza L. zadam pytanie czy nie ma w już w Elblągu ludzi, którzy mogą pisać artykuły? Czy teraz dobór jest według klucza referendalnego? Szanowny internauto.W myśl starego przysłowia nie każdemu psu burek,zostaniesz zawiedziony ale inicjały autora artykułu nia określają osoby o której złośliwie piszesz.Tak właśnie rodzą się plotki.Pozdrawiamy Redakcja
Dla mnie jest to kwestia mniej ważna,czy osoba pochodzi z Browarnej czy innej ulicy,ale artykuł napisała taki, jak powinien być i warto go przeczytać.Życzę powodzenia wszystkim byłym mieszkańcom okolic browaru.
Należy wnieść poprawkę,zanim nadano ulicy nazwę Dzierżyńskiego , a potem Browarna, nosiła ona nazwę 3 Maja. Wiem na pewno, bo t u się urodziłam,akurat nie w tej części ulicy o której mowa ,ale znam ją doskonale.
Ul. Browarna to pierwotnie Lange Niederstraße (Ulica Dolna-Długa) gdyż dużo wcześniej była jeszcze I, II i III Niederstraße, czyli I Dolna (ul. Niska), II Dolna (ul. Pływacka) i III Dolna (ul. Dolna). Dawniej ul. Długa Dolna kończyła się na Mattendorfstraße (ul. Lubraniecka). Jej dalszy odcinek w stronę browaru zwał się "nach Groß Röbern" - na Rubno Wlk. Browarna miała rozgałęzienia zwane niegdyś "Die Gasse nach dem Eichwalde" i "Auf der Schweineburg", Mönchswiesenstr. (Koźla) i "Am Wasserbauhof" - ta ostatnia dzisiaj nazywa się ul. Grażyny i jest przy niej m.in. Urząd Morski w Gdyni. Autor wspomnień zapomniał napisać, że na rogu ul. Browarnej i Brzeskiej zał. w 1811 r. cmentarz żydowski - kirkut. Browarna od ok. 1913 r. nazywała się Aleja Kasztanowa a od 1927 r. - Ziese-Str. A po wojnie?
Stan skrzynek ze zdjecia pierwszego swiadczy o patologii....
Gratuluję redakcji za szybką odpowiedź dla pajaca który podpisał się brawo .Powinniście zablokować mu IP to nie będzie więcej siał fermentu i wprowadzał zamieszanie.Pozdrawiam autora za całkiem niezłe pióro
Drogi Edku, wydaje mi się że Ty poprawnie umieścisz bar Traffo i to chyba koniec nie ? Nie krytykuj, lub tylko konstruktywnie. Bardzo ciekawy art. oby takich więcej. W końcu coś się "samo" czytało, a nie na siłę. Dzięki
Jak stać na remont, to proszę rzucić kaski. Wtedy wszystkie budynki zostaną wyremontowane. Albo social albo kapitalizm w rozkroku stać nie można. Koniec z długiem w ZBK! Kto nie płaci niech idzie zajmować lokal gdzie indziej!
Fajny artykuł, przyjemnnie się go czyta! Szacunek dla autora.