Są pierwszymi osobami, które uczniowie spotykają po wejściu do szkoły i ostatnimi, z którymi się żegnają wychodząc. O sobie mówią, że są od tego, żeby służyć dzieciom pomocą. O blaskach i cieniach pracy woźnego i sprzątaczki rozmawialiśmy w elbląskich szkołach.
Pani Ania od sześciu lat pracuje jako szatniarka w jednej z elbląskich szkół podstawowych. W tym roku szkołę skończyli uczniowie, których znała odkąd pierwszy raz przekroczyli szkolne progi. – To były moje dzieci – podkreśla pani Anna. - W naszej szkole jest ponad 600 dzieci, większość z nich znam z imienia. Czasami mylą mi się Wiktorie z Weronikami, mam też problem z pierwszakami i zerówką, ale to tylko kwestia czasu, kiedy i je będę znała – zapewnia.
„Dzień dobry pani Aniu, pani jest najlepsza!”
Pani Anna jest z dziećmi osiem godzin dziennie. Jest pierwszą osobą, którą spotykają po wejściu do szkoły i ostatnią, z którą się żegnają. Gdy komuś z nich zginie worek na buty, czy kurtka to wie od razu, do kogo należy. - Mówią o mnie, że jestem na odpowiednim miejscu. Dzieciaki mnie lubią, ja tę pracę uwielbiam – przyznaje pani Anna. - Urlop w sumie jest mi niepotrzebny. Przez dwa tygodnie zdążę się zregenerować i już tęsknię za dziećmi. Na osiedlu często mnie witają: „Dzień dobry pani Aniu, pani jest najlepsza!”. Na zakończenie roku wracam jak nauczyciel, nie mogę się zabrać z kwiatami – śmieje się pani Anna.
Przyznaje jednak, że zdarzają się dzieci, które prowokują do krzyku. A z tym trzeba uważać, bo dzisiaj uczniowie są szczególnie wyczuleni na punkcie przysługujących im praw. - Mieliśmy w tamtym roku takiego ancymona w III klasie – przypomina sobie pani Anna. - Kiedyś go pospieszałam, żeby szybciej opuścił szatnię. Dotknęłam lekko jego ramienia, a on na to: "Niech pani mnie nie rusza, bo podam panią o molestowanie!" - opowiada. - Trzeba mieć cierpliwość i lubić dzieci, inaczej bym tutaj nie pracowała – dodaje po chwili.
Jednak na pytanie, czy chciałaby mieć kontakt ze starszymi uczniami w szkole gimnazjalnej, pani Anna odpowiada przecząco. - Tutaj są dzieciaki, które mogę jeszcze ogarnąć, ale w gimnazjum mogłabym sobie nie poradzić. Tam są dzieci, które wychowuje się bezstresowo i nic nie można im powiedzieć – stwierdza.
Na co woźnemu psychologia dziecięca
W gimnazjum, w którym pracują panie Basia, Gosia i Iza jest 600 uczniów. To niedużo, jeśli przypomnimy sobie, że w czasie kiedy w tym samym budynku działała również szkoła podstawowa, było ich ponad 1000. Od tamtego czasu wiele się zmieniło, a przede wszystkim zmieniły się dzieci.
- Te roczniki kiedy zaczynało się gimnazjum, były inaczej wychowane, grzeczniejsze i bardziej chętne do pomocy – wspomina pani Iza, która w szkole pracuje od 10 lat. - W tej chwili gimnazjum jest już trudną szkołą. Nawet jak widzimy, że jakieś dziecko rzuciło papier i zwróci się mu uwagę, żeby go podniosło, to potrafi odpowiedzieć: „A od czego pani jest? Za co pani pieniądze bierze?”. To jedne z delikatniejszych odzywek, jakie słyszałam – zaznacza.
- Młodsi przede wszystkim słuchają co się do nich mówi – potwierdza pani Basia, woźna z 19-letnim stażem. - Dla tych, którzy idą do gimnazjum, jesteśmy niewidzialni, nie ma czegoś takiego jak posłuszeństwo i szacunek dla starszych osób – ocenia. - Są grzeczne dzieci, takie, które zawsze powiedzą „Dzień dobry”, „Przepraszam”. Ale to powinno być normą, a nie wyjątkiem z którego my się cieszymy – zauważa Pani Basia.
Pani Gosia z kolei pracuje w szkole od pięciu lat: - Były trzecie klasy, które pomimo tego, że nie miały zapisanego dyżuru w szatni, i tak przychodziły mi pomóc. Po prostu dlatego, że chciały. Za nimi jest największy żal, gdy odchodzą, bo są chętni do rozmów i był czas, żeby ich poznać.
O czym można porozmawiać ze szkolnym woźnym? - Ci uczniowie z trzecich klas potrafią przyjść do nas, kiedy są źli na jakiegoś nauczyciela, żeby się wygadać, zapytać o radę - opowiada pani Iza. - A my jesteśmy od tego, żeby wysłuchać, podtrzymać na duchu, czasami rozbawić. Staramy się nigdy nie ingerować w to, co robi nauczyciel - zaznacza. - Zawsze im mówię: jesteście od tego, żeby się uczyć, a nauczyciel ma zawsze rację.
- W naszej pracy ważne jest to, żeby umieć z nimi rozmawiać - dodaje pani Basia. - Trzeba znać psychologię dziecka. To tak jak bycie matką. Też mamy dzieci i wiemy, jak to jest – dodaje pani Basia.
Robimy to dla nich
- Dzieciaki są różne – podkreślają wielokrotnie pracownicy szkół, z którymi rozmawiamy. Panie Mariola, Jadwiga i Bogusia pracują w szkole, w której działa połączone liceum i gimnazjum, dlatego dodatkowo mają okazję porównać zachowania nastolatków i praktycznie dorosłych już uczniów.
- Wystarczy posłuchać, jak ta młodzież rozmawia ze sobą, jakim językiem się posługuje, zupełnie bez skrępowania tym, że na przykład ja też jestem i słyszę – opowiada pani Jadwiga, szatniarka, w szkole pracuje od 14 lat.- Głównie dotyczy to uczniów gimnazjów, bo na licealistów nie mogę powiedzieć złego słowa, można liczyć na ich pomoc w szatni, czy w sprzątaniu– dodaje.
Pani Mariola jest sprzątaczką w szkole od 30 lat. Przyznaje, że rzadko spotyka się z nieprzyjemnościami ze strony uczniów, ale jeden przypadek szczególnie utkwił jej w pamięci. - Zamiotłam korytarz i jedna z uczennic specjalnie rozgniatała paluszki. Pytam ją, dlaczego to zrobiłaś, ze złości? Weź teraz miotłę i zamieć. A ona na to: "Proszę Panią, ja mam służącą w domu i nie będę zamiatać". Niby nic wielkiego, żadnego niegrzecznego słowa, a jednak dało mi to do myślenia.
Praca woźnego, czy sprzątaczki przez licealistów jest z reguły odbierana z szacunkiem. Są to często już dorośli ludzie, z ukształtowanym światopoglądem i poprawnymi nawykami. - Dochodzi do tego, że sami zaczynają narzekać na zachowania młodszych kolegów z gimnazjum, których spotykają na korytarzu – zauważa pani Bogusia, która jako woźna pracuje od 5 lat. - Oni wiedzą, że my tutaj robimy dobrą robotę i robimy to dla nich. Dbamy przecież o ich otoczenie, o to, żeby mieli dobre warunki do nauki – dodaje.
Dobrze przeczytać taki artykuł - o ludziach wykonujących pracę często niedocenianą i nieszanowaną. Rzeczywiście, jak sięgam pamięcią wstecz zauważam, że mogę nie pamiętać nauczycielki jakiegoś przedmiotu, ale szatniarkę wspominam z uśmiechem. Na początku roku warto zauważyć te - najczęściej - panie. Ja kojarzę z mojej podstawówki też pana woźnego, ale to było dawno... :)
Brawa dla redakcji za taki artykuł !!!
zgadza się- szatniarki i woźne to cudowne kobiety czesto niedoceniane za swoja wielka prace , zarabiajace nieadekwatnie do wykonywanych obowiazkow. Też pamietam woźne jeszcze z podstawowki, z gimnazjum ikonserwatora daniela z 4 lo... to yly czasy kiedy chodzilo sie na herbatki do kanciapy. Ale ten czas leci, brawa dla Pań i Panów , którzy wykonuja w.w. zawody!
ale pic !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!1 szczególnie dzieci z podstawówek szanują woźne!!!!!!!!!!!!!! a ich rodzice jeszcze bardziej,!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
DZIĘKUJĘ REDAKCJI ZA ARTYKUŁ I, ŻE KTOŚ O NAS POMYŚLAŁ. SZKODA ,ŻE JESTEŚMY TAK SŁABO DOCENIANI PRZY ZAROBKACH A PRACY JEST NAPRAWDĘ WIELE,ALE TRZEBA SIĘ CIESZYĆ TYM CO JEST (PRACUJĘ W GIMNAZJUM) I POWIEM SZCZERZE ŻE TE NAJGORSZE ŁOBUZY ZAWSZE POWIEDZĄ "DZIEŃ DOBRY"I TO JEST MIŁE. NAM SPRZĄTACZKOM UCZNIOWIE ZWIERZAJĄ SIĘ Z RÓZNYCH PROBLEMÓW , POTRAFIĄ SŁUCHAĆ JAK IM SIĘ COŚ RADZI, CO PRZERWĘ PRZYLATUJĄ I ROZMAWIAMY O MINIONEJ LEKCJI O STOPNIACH. CZASAMI MAM WRAŻENIE ŻE RODZICE WIEDZĄ MNIEJ NIŻ MY.PRZEŻYWAMY Z NIMI PIERWSZE MIŁOŚCI I ROZSTANIA I TO JEST MIŁE ŻE MAJĄ DO NAS TAKIE ZAUFANIE. BARDZO TĘSKNIĘ ZA MŁODZIEŻĄ KTÓRA JUŻ OPUŚCIŁA NASZĄ SZKOŁĘ, ALE MIŁO POZNAĆ NOWO PRZYBYŁYCH I IM SZCZEGÓLNIE ŻYCZĘ UDANEGO ROKU SZKOLNEGO:)
Pani Władziu od pijarów! Pani i tak jest najlepsza! Pozdrawiamy!!!
A ja je źle kojarzę, zawsze czuły władzę nad uczniem - jedyną osobą w szkole i pokazywały różki, bo do nauczycieli czy dyrektora przeciez nie fikną
ja pamiętam to najcudowniejsza pani woźna ze sp nr 2 by;a tam chyba cale swoje życie a gdy ja chodzilam to lata chyba gdzie 1980, cudowna kobieta i mieszaka w szkole
Pani Fioletowa z III LO to była groźna woźna ale wspominamy z sentymentem
Wspaniałą woźna jest SP 18. Super babka !