Podczas lutowej sesji Rady Miejskiej radna Małgorzata Adamowicz (PiS) złożyła interpelację w sprawie wprowadzenia procedur zabezpieczania rzeczy osobistych pacjentów w Szpitalu Miejskim im. Jana Pawła II. - Szpital to miejsce,w którym pacjent powinien przede wszystkim uzyskać fachową pomoc medyczną, ale również powinien czuć się bezpiecznie i mieć pewność, że jego rzeczy osobiste będą w odpowiedni sposób zabezpieczone -zaznaczyła radna.
Kilka dni przed sesją doszło do zdarzenia, które przykuło uwagę radnej. - Bliska mi osoba została okradziona z pieniędzy, dokumentów i kluczy do mieszkania. Wiem, że nie jest to przypadek odosobniony i podobne historie zdarzały się wielu znajomym osobom. Często również czytamy o tym w prasie - stwierdziła.
Małgorzata Adamowicz zwróciła uwagę na to, iż procedury, mające na celu dbanie o bezpieczeństwo, pod tym względem pacjentów zawodzą. - Lakoniczne stwierdzenia personelu, że to są rzeczy pacjenta i szpital za nie nie odpowiada są co najmniej dziwne - podkreśliła. - Pacjent, który zostanie przywieziony z ulicy w stanie utraty przytomności powinien sam zabezpieczyć sobie mienie zgodnie z tą logiką rozumowania. Ignorancja w tym temacie ukazuje nierzetelność i brak odpowiedzialności personelu
oraz brak wrażliwości na drugiego człowieka.
Rozwiązanie według radnej jest proste. - Jeśli procedury w naszym systemie zawodzą należy je zmienić tak, aby były skuteczne. W Szwecji każdy pacjent ma rzeczy osobiste w szafce zamykanej na kluczyk, a klucz do szafki jest zabezpieczony przez personel. Jeśli natomiast mamy zastrzeżenia co do uczciwości personelu to pomyślmy o monitoringu sal chorych.
Jaka będzie z tego korzyść? - Dwojaka - zapewnia Małgorzata Adamowicz. - Opieka medyczna będzie pod ścisłym nadzorem oraz poczucie, że nasze rzeczy są pod ochroną.
Radną przeraził fakt, że okradzione osoby nie mogą liczyć na pomoc. - Z wiedzy, jaką posiadam wynika, że sprawy wielu okradzionych w szpitalu pacjentów pozostają bez interwencji. Osoba, która nie chce drążyć tematu, nie ma na to siły, a rodzina pacjenta, który umrze w szpitalu nie ma do tego głowy, bo jest pogrążona w rozpaczy. Na takich ludzkich dramatach żerują ci, którzy okradają swoje ofiary - dodaje Małgorzata Adamowicz.
O co wnosiła radna? - Apeluję do jednostek i zarządzających nimi osób do wypracowanie procedur zabezpieczających rzeczy osobiste pacjenta na czas jego pobytu w szpitalu oraz, na wypadek jego śmierci w szpitalu, przekazania jego mienia rodzinie - stwierdziła. - Myślę, że dobre praktyki innych państw, które radzą sobie z tego typu problemem powinny być dla nas motywujące i wpłynąć na podniesienie standardów do poziomu, jaki obowiązuje w krajach wysokorozwiniętych.
Do poruszonego tematu odniósł się Prezydent Elbląga Witold Wróblewski. - Sprawa zabezpieczenia rzeczy osobistych w szpitalu jest to problem w skali kraju. Na ludzkiej krzywdzie próbuje się zrobić interes. Podjąłem się rozmowy z dyrekcją szpitali co do możliwości i sposobów zabezpieczenia pacjentów. Sprawa od kilku lat dopiero nabiera coraz większego rozgłosu - stwierdził.
Minęło kilka miesięcy. Zwróciliśmy się do Urzędu Miasta z zapytaniem o efekty tych rozmów oraz do radnej, by sprawdzić, czy oprócz poruszenia podczas sesji problemu postanowiła działać, by go rozwiązać. Gdy tylko otrzymamy informacje opublikujemy ją na łamach info.elblag.pl.
piguły lub salowe kradną.
Na laryngologii/chirurgii szczękowej sprawa jest załatwiona wzorcowo. Są szafki z kluczykami na rzeczy pacjentów (chociaż nie wiem czy nie jest ich za mało), a jak to personel informuje o możliwości zostawienia wszystkiego w szatni. Poza tym zauważyłem, że biały personel interesuje się ludźmi, którzy spacerują sobie po korytarzu. Brak anonimowości odstrasza najskuteczniej. I o to chodzi aby nie być biernym.
Moja mama która leżała na oddziale psychiatrycznym w szpitalu została okradziona ze wszystkiego .Zginęły jej kolczyki ,obrączka .aparat słuchowy,środki czystości a nawet majtki. Chcę nadmienić że na tym oddziale mają monitoring na każdej sali.I do kogo miałam się zwrócić na skargę .Nikt nic nie widział.
W szpitalu wojskowym plaga kradzieży dotyczy oddziału wewnętrznego. Są podejrzenia pacjentów co do personelu, ale nikt nikogo za rękę nie złapał, więc proceder trwa w najlepsze.
Radna KŁAMIE - opisana sytuacja miała miejsce w byłym Szpitalu Wojskowym.
Moja mama została także okradziona na oddziale psychiatrycznym skradziono jej całą biżuterię złotą i srebrną którą miała wartość około 20 tysięcy prosiłam pielęgniarki aby złożyć to do depozytu nie uczyniono tego wiedząc co moja mama miała, a pan doktor z tego oddziału bezczelnie mówił, że moja mama swoje kosztowności rozdawała. Przykre jest to że nie dość że człowiek jest chory to w tak perfidny sposób się jego traktuje. Uważam, że w szpitalu tym panuje zmowa milczenia wśród samego presonelu, ja i tak tą sprawę nagłośnię go nie można chronić złodzieji zwłaszcza że szpital dla człowieka chorego to drugi dom.