W lipcu zakończyła się litewska część projektu In-Theatre, którego liderem jest elbląski Teatr im. Aleksandra Sewruka. Polsko-szwedzko-litewska obsada w dniach od 13-17 lipca występowała w pięciu miejscowościach. Ostatni plenerowy występ w Palandze obejrzało około 1500 osób.
O wrażeniach aktorów, trudnościach scenicznych, jakie spotykają podczas występów i reakcjach litewskiej publiczności rozmawiamy z Mirosławem Siedlerem, dyrektorem elbląskiego teatru, pomysłodawcą i rezyserem projektu In-Theatre.
Czy na Litwę pojechała ta sama obsada, którą poznała polska publiczność?
Skład jest dokładnie ten sam we wszystkich programach edukacyjnych, które są prezentowane w Polsce, na Litwie i w Szwecji. Tyle tylko, że w Polsce program prowadzili polscy aktorzy (Marcin Tomasik i Lesław Ostaszkiewicz – przyp. red.), a na Litwie treści były przekazywane przez litewskich aktorów - Virginijusa Pupsysa i Artura Kozlovskisa. W Szwecji będą prowadzili program aktorzy szwedzcy: Maria Arnadottir i Jerker Fahlstrom.
Drobnym zmianom ulega również scenariusz. Na przykład piosenkę finałową „Wielka woda”, którą w Polsce wszyscy śpiewali po polsku, na Litwie wykonaliśmy w języku litewskim. W Szwecji zaśpiewamy w języku szwedzkim.
Jak wyglądają próby prowadzone na miejscu występu?
Przed każdą prezentacją musimy dostosować program do warunków, w których się znajdujemy. Nie zawsze jest to ta sama scena, zmieniają się wejścia dla aktorów, przeprowadzamy próby akustyczne w tych przestrzeniach. Próby robimy też dla prowadzących, ponieważ zmienia się cała warstwa konferansjerska. Niektóre teksty, które są prezentowane w Polsce nie mają racji bytu na Litwie. Tak samo będzie w czasie realizacji w Szwecji. Inne wartości chcemy przekazać na Litwie, inne w Szwecji, ale główny zarys pozostaje niezmienny.
Jaka była wobec tego najważniejsza treść przekazu na Litwie?
Głównie chodziło nam o przekazanie tego, co jest istotne w kulturze polskiej i szwedzkiej. W tym celu zmieniły się relacje na scenie. Część informacji dotyczących polskiego bloku przekazywała polska aktorka mówiąca po litewsku, Teresa Suchodolska. Nie było aktora mówiącego po polsku.
Skoro już mówimy o aktorach, to powiedzmy, czy dzielili się swoimi wrażeniami z tych występów? Jak czuli się z jednej strony będący u siebie Litwini, a z drugiej strony polscy i szwedzcy aktorzy, którzy grali w nowym miejscu?
Nowe miejsce grania dla aktora zawsze jest fascynujące. Stykamy się z nowymi okolicznościami scenowymi, ale przede wszystkim z nową publicznością. Opinie są jednoznaczne – aktorzy ze wszystkich zespołów mówią, że fantastycznie im się pracuje i z łezką w oku myślą już o tym, że został jedynie szwedzki blok i podsumowanie w Polsce. Powstał niesamowity zespół artystyczny, umiejscowiony jakby na Wieży Babel, a wszyscy współpracują ze sobą w sposób, którego do tej pory nie widziałem. Starają się sobie pomóc i wspierają w trudnych sytuacjach.
Z jakimi trudnościami się stykają?
Chodzi o trudności sceniczne. Jeśli komuś coś nie wyjdzie, to pozostali starają się mu pomóc i rozwiązują takie sytuacje na bieżąco. Jeżeli na przykład coś dzieje się inaczej, niż w scenariuszu, to wszyscy w tym uczestniczą. To żywa materia, która cały czas ewoluuje i ewoluuje w bardzo dobrym kierunku. To jest coraz lepsze.
Jak zmieniają się prezentacje?
Niewiele zmienia się w utworach muzycznych, bo sama muzyka to poniekąd matematyka i żelazna dyscyplina - trzeba trzymać się precyzyjnie melodii i rytmu. Zmienia się za to wiele w częściach edukacyjno-narracyjnych i w relacjach na scenie. Aktorzy umawiają się na drobne korekty, pytając czy mogą to zrobić i wprowadzają je na scenie.
Można powiedzieć, że coraz śmielej poczynają sobie z materią scenariusza.
Tak, ponieważ jest ona niezwykle trudna i kłopotliwa. Spotkali się aktorzy z trzech krajów, których języki narodowe nie są podobne do siebie. W takim składzie i z takim scenariuszem praca jest trudna dla wszystkich. Wszyscy po raz pierwszy przeżywają tego typu spotkanie sceniczne i odnajdują się w sposób dla mnie rewelacyjny. Marcin Tomasik chciał koniecznie wprowadzić jakiś dowcip po litewsku w dialogu Litwinów ze Szwedami. Znalazł taki moment komentując hełmy wikingów po litewsku. Każdorazowo otrzymywał brawa za ten litewski tekst. Po ostatnim spektaklu podeszli do niego Litwini i mówią: „Powiedziałeś to jak Litwin”.
To jest program edukacyjny, który nie tylko przekazuje informacje na temat kultury poszczególnych krajów, ale prowadzi również do integracji trzech zespołów, co jest dla mnie niezwykle ważne. Spędzają ze sobą dużo czasu i rozumieją się na scenie.
Polska publiczność szczególnie żywiołowo reagowała na wykonania utworów Marka Grechuty, czy Maryli Rodowicz w językach obcych. Czy podobne były reakcje litewskiej publiczności na narodowe utwory?
Podobne, aczkolwiek Litwini reagowali też na swoje utwory, które dla nich są niezwykle istotne historycznie, bo dotyczą świeżej historii. Stworzył się rodzaj protest-songu, który śpiewali wszyscy na widowni. Żywiołowo reagowali też na wykonania szwedzkie i polskie. Świadczy to chyba o tym, że jesteśmy podobni kulturowo i podobnie reagujemy.
Z czy będą się Panu kojarzyły występy na Litwie?
Z fantastyczną pracą nie tylko zespołów aktorskich, ale również obsługi technicznej, która tym razem była litewska. Z taką przyjacielską, serdeczną współpracą wszystkich. Pełna życzliwość, profesjonalizm i dynamika pracy. Miło na to patrzeć.
To może być największa wartość tego projektu.
Myślę, że jedna z ważniejszych. Jest jeszcze wartość edukacyjna, rozbudzenie zainteresowania kulturą innych krajów. To też drobna rywalizacja wykonawcza, która powstaje między zespołami – kto będzie lepszy. Może nie do końca jest to uzasadnione, ale w zawodach artystycznych zawsze rywalizacja gdzieś podskórnie funkcjonuje. Dla mnie jest to taki motor napędowy rozwoju – uczmy się od lepszych, pokazujmy to, co potrafimy zrobić dobrze i w ten sposób się rozwijajmy.
Szwedzki zespół na przykład bardzo długo i precyzyjnie przygotowuje się do każdego występu. Nie mówię, że polski i litewski zespół tego nie robią, ale Szwedzi tak angażują się w przygotowania, że wyłączają ze wszystkiego, co jest obok. To doświadczenie, które pozwala inaczej myśleć o przyszłych projektach i pracy scenicznej.
Można już w tym momencie pokusić się o podsumowanie projektu In-Theatre?
Czas na podsumowanie przyjdzie 15 września, kiedy będziemy mieli obraz całości i będziemy mogli z dystansu spojrzeć na wszystkie realizacje – polską, litewską i szwedzką.
Przygotowujecie coś szczególnego na finał?
Każdy zespół przygotowuje taki drobny, dodatkowy smaczek, chcemy też przygotować jedną rzecz wspólną. Nie będziemy zdradzać szczegółów, ponieważ jest to na etapie przygotowań i w ciągu prac wszystko jeszcze może się zmienić.
Zespół Teatru im. Aleksandra Sewruka, artyści Teatru Muzycznego z Kłajpedy na Litwie oraz Fundacji Morskiego Centrum z Foteviken wczoraj, 29 sierpnia udali się do Szwecji. Przed nimi pięć występów, z których ostatni odbędzie się 4 września w miejscowości Malmö. Z kolei 15 września w elbląskim teatrze nastąpi podsumowanie i wielki finał międzynarodowego projektu In-Theatre. Wstęp na wszystkie spektakle jest wolny.
Rozmowę przeprowadziła Aleksandra Żyła
A kiedy przebudowa tego budynku zwanego Światowid decydujący lub rządzący w tym gmachu.NO obiecanki czekamy.