„Wszyscy chcą do nieba, ale nikt nie chce umrzeć” – recenzja spektaklu realizowanego w ramach projektu „In – Theatre” przez Teatr im. Aleksandra Sewruka w Elblągu, Teatr Muzyczny w Kłajpedzie, Fundację Morskiego Centrum Foteviken.
Na ten fragment szwedzkiej piosenki większość zebranych na Dziedzińcu elbląskiego Muzeum uśmiechnęła się pod nosem. Poetycki prztyczek w nos naszym pragnieniom, rozczarowaniom, realiom opakowany w międzynarodowy papier piosenki był niesamowitym prezentem na początek wakacji. Po raz kolejny zespół elbląskiego Teatru zdecydował się na realizację projektu we współpracy z aktorami z innych krajów. Po zeszłorocznej „Burzy” Szekspira w tym roku przyszedł czas na spektakl muzyczny, a trzeba przyznać, że tego rodzaju przedstawienia podobają się widzom szczególnie.
Pozyskując do współpracy zespoły teatralne z Litwy i Szwecji, elbląscy realizatorzy doskonale ukazali to, co nas łączy, albo czasem tylko pozornie dzieli. Założeniem projektu „International Theatre – Joint Cultural – Workshops in the South Baltic Region” była przede wszystkim edukacja, poznawanie kultur innych krajów. Poprzez warsztaty aktorzy mieli kontakt nie tylko z muzyką, ale także tradycją, kuchnią, zwyczajami (tymi teatralnymi też) swoich scenicznych partnerów. I tak narodził się spektakl oparty na najważniejszych dla danego kraju piosenkach z różnych epok. Każda z nacji prezentuje sześć piosenek, w tym po jednej z repertuaru swoich partnerów. I tak tworzy się przeplatająca się językowo i muzycznie mieszanka, która tylko z początku wydaje się nam chaotyczna. Ten bałagan i tłok na scenie dość sprawnie rozładowuje dwóch prowadzących spektakl. W polskiej wersji to Lesław Ostaszkiewicz i Marcin Tomasik. Nie do końca rozumiałam celowość wszystkich komentarzy, które padały ze sceny i organizację interakcji z publicznością. Ale jeżeli w zamyśle realizatorskim spektakl miał mieć bardzo luźną strukturę, to może te zabiegi się obroniły. Piosenki były na tyle piękne i ważne, że momenty narracyjne, jeżeli nie było w nich faktycznie ciekawostek, mogły widzów nudzić.
Aktorzy elbląskiego Teatru z reżyserem Mirosławem Siedlerem zmierzyli się z realizatorami z Litwy – Teatr Muzyczny w Kłajpedzie oraz ze Szwedami z Fundacji Morskiego Centrum Foteviken, spośród których troje jest aktorami musicalowymi. Nie ukrywajmy, że polski zespół obronił się najsłabiej. Warsztat wokalny i muzyczny kolegów z zagranicy był dużo lepszy. Jednakże elbląskiej publiczności grały w duszy piosenki Grechuty, Osieckiej czy Młynarskiego. To one otwierają nasze serca, powodują, że kręci się łza w oku, że nucimy, albo głośno śpiewamy wraz z aktorami. Zabrakło w aranżacjach świeżości, bo piosenki wykonane niemalże w ten sam sposób już widzieliśmy. I to, że nieodmiennie nas urzekają, to jest zasługa przede wszystkim utworu, a nie wykonania. Polscy realizatorzy wybrali te, które za duszę chwytają nas najbardziej, ale to właśnie szwedzkie wykonanie „Serca” Marka Grechuty czy litewska „Małgośka” ujęły świeżością i odmiennością spojrzenia.
Aktorzy polscy poszli jednym torem interpretacyjnym. Pokazali piosenki bardów narodowych z tekstami i muzyką po prostu wartościowymi. Tu brzmią słowiańskie rozterki, porywy serca, rozpacz porażek. Tu słychać tęsknotę i cierpienie. A przecież odważnych piosenek w naszej dyskografii nie brakuje. Litwini ten klimat rozszerzyli już o utwory bardziej współczesne, piękne, ocierające się o inne nurty muzyczne. Litewski „Karas”, który „gdyby chodzić mógł, byłby jak pan nad pany”, brzmi w uszach do dziś. Aż szkoda, że nie przedstawiono tej piosenki w języku oryginalnym. Koledzy zza wschodniej granicy pokusili się o ważne teksty i różnorodność muzyczną. W tej części usłyszeliśmy fragmenty rock-opery z popisem Thomasa Pavilionisa i Virginijusa Pupsysa.
Szwedzi przedstawili piosenki, które pokazały, jak urozmaicona jest mentalność i codzienność życia w kraju, który przecież jest zupełnie inny od naszego. Ta odmienność języka, muzyki i zachowania urzekła najbardziej. Różnorodność zaprezentowanych utworów była w tej części spektaklu najciekawsza. Zastanawiam się jedynie, jak będzie wyglądać litewska wersja spektaklu w reżyserii Kariny Novikowej oraz szwedzka Jerkera Fahlstroma.
W muzyczną podróż wybrzeżem Bałtyku zabrali nas aktorzy polscy, litewscy i szwedzcy. Ta wędrówka, której wspólnym motywem był pojawiający się szum fal i śpiew mew, miała na celu ukazanie różnorodności kultur, sposobów życia, tradycji. Jakże mocno było widać ją szczególnie w zespole szwedzkim Odcinała się ich część spektaklu przede wszystkim doborem materiału. Tu nie było już smutnych rzewnych słowiańskich nut, lecz folkowe, rockowe, czy nawet hip-hipowe brzmienia. To one tak naprawdę porwały publiczność, mimo że język sam w sobie jest nie do zrozumienia czy nawet powtórzenia.
Współpraca aktorów na scenie zacierała te różnice kulturowe. Po nich było widać, że po prostu znakomicie bawią się piosenką i muzyką. Język sam w sobie jest niepotrzebny, bo jesteśmy w stanie porozumieć się ponad nim.
Terminarz spektakli w Polsce:
05.07.2012 Elbląg – Dziedziniec Muzeum Archeologiczno-Historycznego - godz. 20:00 /premiera/
06.07.2012 Pasłęk – Pasłęcki Ośrodek Kultury - godz. 20:00
07.07.2012 Tolkmicko – Plaża - godz. 20:00
08.07.2012 Braniewo – Amfiteatr - godz. 20:00
10.07.2012 Frombork – Wzgórze Katedralne - godz. 20:00
15.09.2012 Elbląg – Teatr im. Aleksandra Sewruka - godz. 20:00 /zakończenie projektu/
Realizatorzy:
Scenariusz: Andrzej Ozga
Reżyseria; Mirosław Siedler
Reżyseria: Karina Novikova
Reżyseria: Jerker Fahlstrom
Aranżacje muzyczne: Vladimir Konstantinov
Scenografia: Robert Maksinen
Choreografia: Tomasz Tworkowski
Obsada polska:
Beata Przewłocka
Marta Masłowska
Teresa Suchodolska
Lesław Ostaszkiewicz
Marcin Tomasik
Obsada litewska:
Regina Bagdanaviciute
Dalia Kuzmarskyte
Artur Kozlovskis
Thomas Pavilionis
Virgilius Pupsys
Obsada szwedzka:
Maria Arnadottir
Annelie Vikberg
Jerker Fahlstrom
Filip Williams
Thomas Wennsten
Dominika Lewicka-Klucznik
Byłam, widziałam i stwierdzam, że odbiór piosenek litewskich czy szwedzkich był znacznie łatwiejszy niż zrozumienie tej recenzji. Jest w niej zbyt dużo chaosu, a brakuje wyraźnej puenty. Warto zobaczyć czy też nie? Mnie się wydaje, że publiczność bawiła się świetnie.
nic dziwnego ze recenzja jest niezrozumiala pani polonistka ja napisala :) szefc bez bótuf hodźi :)