„Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” są kolejną propozycją repertuarową elbląskiego teatru, sięgającą po dramat współczesny. Po „Ruskim miesiącu”, „Celebracjach”, „Testosteronie” przyszedł czas na Czecha Petra Zelenkę, który odnosi spektakularne sukcesy jako dramaturg i filmowiec, nie tylko u sąsiadów zza południowej granicy. „Opowieści…”, choć wielokrotnie wystawiane na teatralnych deskach, części publiczności kojarzą się przede wszystkim z ich filmową ekranizacją, która zdążyła uzyskać miano kultowej pozycji przede wszystkim dla 20-30. latków, odbierających je jako manifest pokoleniowy.
Sztuka Zelenki przenosi w doskonale nam znane postkomunistyczne realia. To podróż do kraju po przełomie, który dotknął nie tylko ustrój i gospodarkę, ale również zmusił do zmian na poziomie mentalnym. Jakkolwiek szybko zmieniają się okoliczności, w których funkcjonują bohaterowie dramatu, tak ich wewnętrzna rewalidacja jest procesem żmudnym i niekompletnym. Młodzi nie mogą odnaleźć swojego właściwego miejsca w teraźniejszości, starsze pokolenie żyje bolesnym sentymentem do tego, co było dawniej, skrzętnie tuszując swój wkład w budowę socrealizmu. Wszyscy zdają się być „wypluci” przez rzeczywistość, oderwani od korzeni, bez podstaw, na których mogli by oprzeć swą egzystencję. Dryfują samotnie, od czasu do czasu podejmując desperackie próby w poszukiwaniu szczęścia oraz miłości, która ciągle pozostaje nieosiągalną idée fixe.
Autor – Petr Zelenka przedstawia całą galerię niebanalnych bohaterów, którzy zaskakują bogactwem przeżyć i z powodzeniem ilustrują ducha współczesności. Przegląd postaci dramatu, skłania do odczytywania „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” jako moralitetu o everymanie. To dzieło, które diagnozuje doświadczenia, jakie są udziałem każdego z nas, w mniejszym lub większym stopniu. Czyż nie znamy osób, które zrobiły coś nieobliczalnego, by zatrzymać ukochaną osobę przy sobie? Czy nie dotykają nas problemy w relacjach damsko-męskich? Czy wreszcie, nie mamy wrażenia, że świat wokoło zwariował, a my z nim?
Zelenka ukazuje swych bohaterów na wyboistej drodze, poszukujących zdrowych związków międzyludzkich, bez nadziei na odnalezienie jej końca. Przedstawia ludzi emocjonalnie niedojrzałych, z których każdy szaleńczo pragnie miłości. Dramat polega na tym, iż jednocześnie nie mają oni szans na spełnienie swoich pragnień i osiągnięcie pełni dorosłości. Są bezradni w swym mierzeniu się ze światem. Nie potrafią kochać, choć tak bardzo tego pragną. Nie odróżniają wytworzonej przez siebie kreacji do faktów. Trzydziestosześcioletni, Piotr, który przekroczywszy już wiek chrystusowy powinien prowadzić ustatkowane życie, topiąc swe smutki w alkoholu, „dorabia” oglądając sąsiadów podczas aktu miłosnego. W walce o Janę gotowy jest sięgnąć po każdy sposób, by ją odzyskać, nawet po magiczne rytuały. Mucha, który nie wychodzi z domu z obawy przed kobietami, szuka sobie ich substytutów w odkurzaczu, umywalce, czy manekinie. Z kolei Jana wybiera swych partnerów, dzwoniąc do nich, kiedy przechodzą obok budki telefonicznej. Degrengolada jest udziałem także starszego pokolenia. Rodzice Piotra są przykładem wypalonego małżeństwa, żyjącego obok siebie jak dwie obce istoty. Matka popadająca w trakcie rozwoju akcji w coraz większy obłęd, w akcie rozpaczy bezskutecznie próbuje zrozumieć swojego męża nakładając jego ubrania. Ojciec Piotra, były lektor kronik, zdominowany przez żonę, odnajduje namiastkę uczucia u dużo młodszej od siebie – Sylwii, którą z kolei podnieca jego głos. Postaci spektaklu usilnie poszukują bliskości z drugą osobą, a ich desperacja ociera się o obłęd.
„Opowieści …” oscylują pomiędzy zdrowym rozsądkiem, a kompletnym szaleństwem. W sztuce trudno szukać definicji zarówno dla tego pierwszego, jaki i drugiego, a ich granice się łatwo zacierają. Już sam oksymoroniczny tytuł dramatu narzuca sprzeczność właściwą dla stanu umysłu osoby obłąkanej. Bohaterowie tylko z pozoru zachowują się normalnie. Już od pierwszej sceny uderza ukryta w ich postępowaniu irracjonalność. Dziwaczne obrzędy Piotra, zwyczaje seksualne jego sąsiadów, obsesyjne doszukiwanie się przez Matkę chorób u swego męża, czy pasja, z jaką Ojciec oddaje się obserwowaniu piwnych bąbli - składają się na długą listę osobliwości ukazanych w komedii. Żaden rodzaj miłości w spektaklu nie jest typowy. W splocie ekscentrycznych zachowań nie dziwi latający koc, ukazujący się Piotrowi, ani też manekin Muchy, który nagle ożywa i zamienia się w kobietę. Z drugiej strony, symptomatycznym u bohaterów dramatu, jest wyrażane przez nich pragnienie funkcjonowania w oswojonym świecie, gdzie wszystko jest typowe, uporządkowane, gdzie nie ma względności norm. Jana w czasie kłótni z Piotrem wykrzykuje: „ Chcę żyć normalnie. Przy tobie miałam wrażenie, że świat jest pełen szaleńców i psychopatów”.
Funkcjonowanie w świecie łączy się z permanentnym deficytem miłości, beznadziejnym poszukiwaniem kontaktu z drugim człowiekiem. Mimo, iż scenę dramatu zapełnia tłum postaci, to naznaczone są totalną samotnością. Wszystkich charakteryzuje podobny stan umysłu. Jak wariaci patrzą na świat i nie potrafią niczego zrozumieć. Starsze pokolenie, zdziecinniałe i zdziwaczałe, nie stanowi oparcia i autorytetu ani dla swoich dzieci, ani dla siebie nawzajem. Młodzi, których charakteryzuje bierność, z trudem radzą sobie z rzeczywistością.
„Normalne” życie dla Petra Zelenki jest stanem agonii, natomiast szaleństwo stanowi alternatywę dla pseudo-normalności. Daje ono nadzieję na wolność. „Zwyczajne szaleństwo" pomaga w walce ułudą rzeczywistości. Jest ono sposobem na obezwładniającą samotność, zagubienie i niezrozumienie tego, co wokoło.
Jak przystało na tytułowe „Opowieści …” autor przedstawia szereg epizodów, w których groteska miesza się z tragedią. Zabawne sytuacje, takie jak przeniesienie popędu seksualnego Muchy na umywalkę, wywołują śmiech, ale nie można zarzucić im banalnego dowcipu. Mistrzostwem Zelenki jest umiejętność mówienia o samotności i rozpadzie uczuć bez patosu i rozpaczy. Autor dotyka najistotniejszych kwestii ludzkiej egzystencji - pogodnie i z ogromnym dystansem. Pełnymi garściami czerpiąc z najlepszych wzorców tragikomedii, opowiada o dramatach ludzkich. Z bohaterów Petra Zelenki potrafimy się śmiać, jednocześnie utożsamiając się z ich problemami. Uniwersalizm dramatów czeskiego autora, pozwala na odbieranie ich jako głosu pokoleń.
Na koniec zostaje pytanie, czy gdyby podobną sztukę miał napisać Polak, to czy miałaby ona podobny wyraz? Czy którykolwiek z naszych rodaków ująłby tak trudny temat w formę pełną lekkości i dystansu do samego siebie? Chciałabym wierzyć, że tak. Zostaje zatem czekać na rodzimego twórcę pokroju Zelenki, który potrafiłby wyzwolić się z ciężkiej martyrologii i swoim mądrym humorem opowiadałby o zwyczajnych szaleństwach mu współczesnych.
Joanna Buzderewicz
Bardzo dobry komentarz dramatu Petera Zelenka. Ale dlaczego nie ma recenzji samego spektaklu?