Wczoraj, 26 października, o godz. 17:00, Mała Scena Teatru im. Aleksandra Sewruka powitała widzów prapremierą monodramu "Patryk K." w wykonaniu Krzysztofa Grabowskiego. Spektakl oparty na książkach Jerzego Pilcha: "Miasto utrapienia", "Moje pierwsze samobójstwo" oraz "Marsz Polonia", powstał ze środków stypendium artystycznego Marszałka województwa warmińsko-mazurskiego. Krzysztof Grabowski jako pierwszy w Polsce otrzymał prawo licencyjne uprawniające do wykorzystania twórczości Jerzego Pilcha.
Jak zapowiadano „Patryk K.” miał być próbą zmierzenia się z naturą i formą komedii i dramatu. Próbą wytyczenia i zatarcia granicy między tym co śmieszne a tragiczne, błahe i poważne, istotne i nieistotne. Wszystko to miało być przykryte opowieścią Patryka, który bez skrępowania miał mówić o sobie, swojej rodzinie, swoim życiu seksualnym, bądź jego braku. Autobiograficzna opowieść z pozoru normalnego człowieka, w której rodzi się czy też odsłania dewiant.
Podczas spektaklu widzowie wielokrotnie głośno śmiali się i żywo reagowali na przekazywane treści, a po występie nagrodzili autora gromkimi brawami. Choć zapowiadano, że po spektaklu odbędzie się spotkanie z autorem i wykonawcą przedstawienia, niestety czas na to nie pozwolił. Krzysztof Grabowski musiał udać się na próbę do „Skrzypka na dachu”.
O opinię i wrażenia zapytaliśmy opuszczających widownię odbiorców sztuki. - Bardzo interesujące przedstawienie. Nie przepadam za tematyką poruszaną przez Pilcha, ale w tej wersji była do przyjęcia – zapewniała pani Maria. – Przedstawione w zabawny sposób dorastanie młodego człowieka, tłamszonego i odzieranego z naiwnej ufności, znalazło swój finał w tragicznym zakończeniu. To spektakl – przestroga. Dla rodziców, jak nie należy wychowywać dzieci, a dla pozostałych, jak uważać w relacjach z innymi ludźmi, by nie obudzić w nich psychopaty. Oszczędna scenografia znakomicie dopełniała treść, czasami ją nawet wyprzedzając. Właściwie od chwili pokazania zawiniętego wcześniej rekwizytu i rozwinięcia taśmy, wiadomo było, że lekkość przekazu to tylko poza. Przedmioty nie zwiastowały dobrego zakończenia.
- Siedziałam w ostatnim rzędzie i niezbyt widziałam aktora, zwłaszcza gdy siedział na krześle albo leżał na podłodze – powiedziała pani Iwona. - Podobało mi się, jak stawał na krześle i gra światła była bardzo ciekawa. Muzyka była może za głośna, ale treść przedstawienia mi się podobała. Młody człowiek, a poruszał takie głębokie tematy. Nie zrozumiałam tylko zakończenia. Wydawało mi się, że bohater popełnił samobójstwo, a koleżanka stwierdziła, że morderstwo. Nie zorientowałam się, że to już był koniec i jaki on ostatecznie był.
Zapytany o zdanie na temat obejrzanej sztuki, pan Jacek, przedstawił męski punkt widzenia. - Jestem wielkim miłośnikiem monodramu. To sztuka, która wymaga od aktora niesamowitego warsztatu. Nie każdy aktor jest w stanie skupić na sobie uwagę przez kilkadziesiąt minut, a Krzysiek to potrafi. Krzysiek Grabowski ukradł mi 50 minut z życia, serwując w zamian pyszną teatralna zabawę. Zdecydowanie trafił w moje gusta, nie tylko tym, że sięgnął po Pilcha, ale i użytymi środkami przekazu, o których we współczesnym teatrze coraz częściej się zapomina. Dla przykładu: zgrabnie podane niebieskie światło wyczarowało iluzję mężczyzny siedzącego przed telewizorem. Za grę samym głosem również wystawiam najwyższą notę. Przyczepić mógłbym się jedynie do zakończenia, na które według mnie Krzysiek powinien znaleźć inny pomysł, by było z większym przytupem i dawało więcej do myślenia. Zdecydowanie, wśród wielu aktorów, rzemieślników klasycznych sztuk w naszym teatrze, Krzysiek i jego twórczość dodaje koloru i wnosi powiew świeżości do repertuaru.
- Sztuka była, o dziwo, niesamowita – zapewnia pani Magda. – Do tej pory myślałam, że nie lubię monodramów. Przyszłam tutaj, żeby dotrzymać towarzystwa koleżance, a wychodzę pod wielkim wrażeniem. Nie przypuszczałam, że jeden aktor na scenie może zająć sobą publiczność i zaciekawić ich swoją historią. Nie wiem, kiedy minęła prawie godzina, a to raczej dowód na to, że pan Grabowski wciągnął mnie w swój świat. Jedyne zastrzeżenia mam do końcówki. Do takiego występu, na koniec, aż prosi się konkretne zakończenie. Poza tym wielkie brawa za pomysł i wykonanie. Mamy w naszym teatrze wielki talent.