Czego duchom robić nie wolno? Nie mogą spać, nie mogą ani jeść, ani pić ginu z tonikiem, ani zmieniać ubrań. Nie mogą się dotykać i całować. Mogą za to wpływać na los żywych ludzi – zmieniać miejsce położenia przedmiotów, przesuwać obrazy, podawać szklankę wody, wieszać bombki na choince, a nawet prowokować do czynów buchających ogniem namiętności. Ale przede wszystkim - mogą towarzyszyć żywym, którzy zajęli ich miejsce.
W niedzielny wieczór 3 kwietnia po przysłowiowe „brzegi” została wypełniona sala Teatru im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. Na deskach gościł warszawski Teatr Kwadrat z tytułem „Przyjazne Dusze”, angielskiej autorki Pam Valentine.
Spektakl miał w sobie lekkość komedii w dobrym guście. Opowiadał dość prostą historię, gdzie fikcja przeplata się z rzeczywistością w sposób delikatny i elegancki. Było łatwo, przyjemnie i z happy endem.
- Gdybyś mnie nie ratowała, utonąłbym sam – mówi Jack do Suzi, co rewelacyjnie odzwierciedla relacje jakie łączyły parę.
Jack deklarujący się jako ateista nie spełniał niebiańskich norm, Suzi została towarzyszką męża także po śmierci. Niewidzialni, bez zapachu, smaku i czucia zamieszkują podlondyński dom, gdzie czas spędzają na wspomnieniach minionego życia, psotach płatanych agentowi nieruchomości Markowi Websterowi (Maciej Kujawski) i podstraszaniu najemców ich posiadłości. Zwrot akcji następuje kiedy do domu wprowadza się małżeństwo: Simon (Andrzej Nejman) i Marry (Katarzyna Glinka) Willisowie. On wielbiciel talentu Jacka Camerona, w twórczych męczarniach próbuje zarobić na życie pisaniem kryminałów, ona spodziewa się dziecka i podtrzymuje męża na duchu. Wspólne mieszkanie obu par prowadzi do wielu zabawnych sytuacji i nieuniknionych konfrontacji. Duchy dostrzegają w młodym małżeństwie swoje alter ego i próbują przestrzec ich przed powtórką własnych błędów popełnionych za życia. Mimo początkowej niechęci, a nawet wrogości, Cameronowie zaczynają interesować się sprawami młodej pary i angażować w ich życie domowe.
W spektaklu pojawiają się też znakomite postaci drugoplanowe (ogromne brawa im za to!), które ożywiają akcję, dodają jej wigoru i przepysznego humoru. To matka Marry, Marty Bradshaw (Ewa Wencel), niezadowolona ze związku córki z człowiekiem, którego ma za nieudacznika. Teściowa Simona jest mistrzynią niewygodnych pytań, krytycznych ocen i zjadliwych pouczeń.
Z każdym swoim wystąpieniem salwy śmiechu wywoływał nowoczesny Anioł Stróż (Jan Kobuszewski) z telefonem komórkowym w dłoniach, za życia nauczyciel chemii. Dyskretnie pomaga Duchom - Suzi z wyczuciem kibicuje przybliżającym się narodzinom dziecka Willisów, a Jack ulega namowom i telepatycznie "podrzuca" Simonowi parę pomysłów.
Finałowa akcja sztuki po raz pierwszy wzbudza we mnie emocje, na które z utęsknieniem czekałam cały akt pierwszy i dużą część drugiego - scena, w której Jack roni łzy, modli się i prosi Boga o życie dla dziecka Marry, kiedy jej spełnienie staje się faktem i rozbrzmiewa płacz noworodka.
Jeżeli nie mamy specjalnych wymagań odnośnie fabuły, i jesteśmy nastawieni na porcję lekkostrawnej zabawy, to zdecydowanie można powiedzieć sztuce TAK. Swobodny i niezobowiązujący spektakl, podsuwający widzowi dość oczywiste prawdy: że nigdy nie jest za późno na przemianę oraz że poświęcenie uszlachetnia. "Przyjazne dusze" są odpoczynkiem dla zagonionych dusz.
10. Jubileuszowa Elbląska Wiosna Teatralna. „Przyjazne dusze” – Teatr Kwadrat w Warszawie.