O kampanii innej niż prowadzi Platforma Obywatelska, o Modrzewinie, aquaparku i zielonej fali. Z Jerzym Wilkiem, kandydatem PiS-u na Prezydenta Miasta Elbląga oraz kandydatem do Rady Miejskiej, rozmawiała Karolina Śluz, dziennikarka Info.elblag.pl.
Rozpoczynamy cykl wywiadów z pretendentami do fotela Prezydenta Miasta Elbląga oraz z kandydatami do Rady Miejskiej. Na pierwszy ogień idą najbardziej zaprawieni w bojach, dwaj znani elbląscy samorządowcy – Jerzy Wilk i Jerzy Wcisła. Oczywiście, rozmawiać będziemy również z tymi mniej znanymi, albo aktywnymi, ale znanymi wyłącznie w swoich małych środowiskach. Propozycje? Pytania do kandydatów? Piszcie na adres: wybory2010@info.elblag.pl. Czekamy!
Mówi się o Panu, że jest etatowym kandydatem PiS-u na urząd prezydenta Elbląga. Czy tym razem się uda?
Nie wiem kto tak mówi, chyba jacyś złośliwcy. Kandydowałem tylko raz. Żeby być etatowym kandydatem, chyba trzeba mieć większe doświadczenie. Teraz kandyduję ponownie. Kandyduję po to, żeby wygrać. A jaka będzie, zadecydują wyborcy.
Proszę powiedzieć, dlaczego w tej kampanii elbląskie Prawo i Sprawiedliwość jest takie ciche? Wasi konkurenci polityczni przy każdej możliwej sytuacji organizują konferencje prasowe, np. przy ogłaszaniu kandydatów czy programu wyborczego. A ze strony PiS-u jest cisza. Dlaczego tak jest?
Każdy ma inny sposób docierania do wyborców. Nie jest moją rolą ocenianie innych kampanii, ale uważam, że nachalność też jest zła. My robimy to po swojemu. Choć na pewno mamy dużo niższe możliwości finansowe.
Żeby zorganizować konferencję prasową, raczej nie trzeba dużych nakładów finansowych.
Jednak oprócz konferencji, PO ma reklamę i duże możliwości finansowe. Wystarczy rozejrzeć się po mieście. Orientuję się w tych cenach i wiem, co ile kosztuje.
Jeżeli nie media i nie bilbordy, to w jaki sposób chcą Państwo przekonać wyborców do siebie?
Będzie wszystkiego po trochu. Będą też media i bilbordy. Powoli pokazujemy się na mieście. Wystawiłem dwa bilbordy, będziemy się reklamować na ekranach leadowych. Głównie nastawiamy się na kampanię bezpośrednią. Nasi przedstawiciele chodzą po mieszkaniach i zbierają podpisy, bo w tym tygodniu będziemy rejestrowali listy. Mamy już wystarczającą ilość, ale robimy to świadomie, po to, żeby przedstawić swoich kandydatów do Rady Miejskiej. Później tą samą metodą będziemy rozdawać ulotki i kalendarzyki.
Słowem, pozostaje Pan przy tradycyjnych formach promocji?
Czy one są złe? Widzę, że Pani uważa, że tylko nowoczesne formy mają wzięcie.
Nie uważam tak. Niemniej warto z nich korzystać, choćby po to, żeby dotrzeć do młodszych odbiorców.
Na pewno, i staramy się to robić. Mam dwie czy trzy strony na Facebooku, prowadzę bloga. Prowadzę go sam. Nie mam sztabu, który pisze za mnie teksty, a ja nie jestem produktem, który trzeba rozreklamować. Jestem normalnym facetem, który pisze, to co myśli.
Nie ulega wątpliwości, że jest Pan jednym z najbardziej aktywnych radnych. Niemniej, istnieje opinia, że gdyby miał Pan wokół siebie ludzi bardziej zaangażowanych, Pana pozycja jako lidera politycznego, byłaby mocniejsza. Myślał Pan o tym?
Mam doświadczenie w Radzie Miejskiej, staram się nie wywoływać konfliktów nawet z wrogami. Jeżeli coś mówię, to mówię, to co myślę. Oczywiście, łatwiej się pracuje, gdy ma się wokół sztab ludzi, którzy wspierają.
Ma Pan wokół siebie taki sztab?
Mam, ale on jest skromny. Przeżyłem różne wzloty i upadki. Zawsze taka popularność na pstrym koniu jeździ. Ci, którzy mają teraz władzę, są hołubieni, mają wokół siebie grono przyjaciół. Z reguły ci przyjaciele odchodzą, gdy partia traci władzę. Nie należy być zbyt pewnym siebie, bo sytuacja bardzo często się zmienia. Pan Nowaczyk ma duży sztab, dużo osób pracuje na to, żeby wygrał. Ja natomiast pracuję od kilku lat w ten sam sposób.
Porozmawiajmy o programie. Proponuje Pan rozwiązanie problemu Modrzewiny. Proszę przybliżyć tę propozycję.
W Modrzewinę wpompowano mnóstwo pieniędzy, aż żal, żeby stała pusta. Dwa zakłady to za mało.
W jaki sposób można tę dzielnicę ożywić?
Gdybyśmy wygrali wybory, na pewno byśmy zaproponowali przeniesienie na Modrzewinę części Carrefoura. Sklep funkcjonowałby w trakcie planowanej rozbudowy. W ten sposób nie straciliby na tym sprzedawcy i kupcy.
Drugą rzeczą jest budowa aquaparku. Jednak nie miasto powinno być tu wiodące. Tu musi być biznes, racjonalnie obliczony i namacalny dla tego, który będzie go prowadził. Nie wyobrażam sobie, że prezydent powoła dyrektora aquaparku, całą obsługę i funkcjonowanie tego obiektu będzie zadaniem miasta. To tak, jakbyśmy budowali kina. Miasto ma dbać o bezpieczeństwo, o oświatę, wychowanie i tak dalej.
Miasto ma ogromne problemy ze sprzedażą działek pod zabudowę mieszkaniową. Jak można rozwiązać tę kwestię?
Proponujemy wystawienie stu, a nie sześciu działek. Ci, którzy chcą kupić, płacą 70% ceny przy zakupie, pod warunkiem, że w ciągu dwóch lat na tej działce się wybudują. Jeżeli wybudują, to pozostałe 30% zostanie im umorzone. Cena wynosiłaby maksymalnie 100 złotych za m2, a z rabatem byłoby to 70% za m2.
Przyczyną niechęci do zakupu działek, może być również fakt, że miasto obok domków jednorodzinnych, chce umieścić na działkach zabudowę wielorodzinną. Zostanie Pan przy tym pomyśle?
Nie. Elbląg był bardzo zniszczonym miastem. W związku z tym w Śródmieściu i okolicach jest mnóstwo wolnych miejsc, w których można byłoby spokojnie realizować budownictwo plombowe.
Jeżeli rozmawiamy o mieszkaniach, zapytam również o budownictwo komunalne, społeczne. Ma Pan pomysły w tym kierunku, które warto zrealizować?
Na ulicy Łęczyckiej zbudowano budynek z mieszkaniami socjalnymi. Pewnie, że to nie są super warunki. Niemniej są to nowe obiekty, jedno- i dwupokojowe, wykonane w sposób nowoczesny, docieplone, zabezpieczone. Skoro miasto postawiło taki budynek, warto stawiać kolejne.
Jak zatrzymać młodych w Elblągu? Jak zapewnić im warunki do rozwoju?
Sytuacja jest ciężka, bo nie ma nowych miejsc w pracy.
Jak to zmienić?
Na pewno trzeba pozyskiwać inwestorów, trzeba też dbać o swoich przedsiębiorców. Wszyscy mówią o inwestorach, którzy mają przyjść nie wiadomo skąd i coś zbudować, a zapomina się o elbląskich firmach. Wystarczy im trochę ułatwić życie, żeby nie przenosili siedzib swoich firm do Warszawy. Wystarczy, żeby Pan prezydent spotkał się raz na jakiś czas z Naczelnikiem Urzędu Skarbowego, Inspekcji Pracy oraz innych instytucji, skonsultował kłopoty, z którymi borykają się elbląscy przedsiębiorcy i próbował im pomóc.
Rozumiem, że jeżeli zostanie Pan Prezydentem to będzie się Pan spotykał z kierownikami tych instytucji?
Tak, będę to robił. Powołam również radę doradczą. Nie chcę nikogo krytykować, ale uważam, że lepiej, żeby w tej radzie doradczej byli ludzie, którzy na co dzień mają problemy z firmami, niż dyrektor Alstomu, który tak naprawdę nie żyje Elblągiem. Nie żyje przyziemnymi problemami szarych przedsiębiorców, którzy mają firmę pięcioosobową i moc kłopotów nie do rozwiązania. To z nimi prezydent powinien rozmawiać, ich się radzić.
W swoim programie zwraca Pan uwagę na potrzebę zbliżenia się Elbląga do Trójmiasta. Jak miałoby wyglądać to nawiązywanie współpracy?
Musimy złożyć wizytę władzom Trójmiasta, zaprosić ich tu, nawiązać kontakty i, żeby to były kontakty na co dzień. Pani jest dziennikarzem. Pamięta Pani, ile razy Pan Prezydent Słonina, spotkał się z kimś z władz Trójmiasta? Bo ja nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek przez swoją kadencję to zrobił.
Najpierw zadałabym sobie pytanie, ile razy Pan prezydent Słonina spotkał się z elbląskimi dziennikarzami, albo z elblążanami. Wróćmy jednak do rozmowy. Pana konkurenci polityczni, jako swój atut wskazują bliską współpracę z samorządem wojewódzkim. Jak Pan się do tego odniesie?
Czy to jest atut?
Daje to możliwość choćby zdobycia większych środków dla miasta.
Będą wybory i sytuacja może się diametralnie zmienić, może się zmienić opcja rządząca w sejmiku. Ponadto nie wyobrażam sobie, żeby prezydent pisał wnioski na dofinansowanie. Do tego jest cały, merytorycznie przygotowany wydział, który pisał dość dobre wnioski dla Pana Prezydenta Henryka Słoniny i będzie pisał dla kolejnego prezydenta. Prezydent ma mieć wiedzę, jak w tym wszystkim się zachować, od pisania wniosków są fachowcy.
Wydaje mi się, że jeżeli jeden z moich konkurentów pracuje w Olsztynie, to dobrze. Niech się tego trzyma. Tylko niech nagle nie zmienia frontu i niech nie twierdzi, że jest za współpracą z Trójmiastem, bo to jest nielojalność.
Wielokrotnie proponowano mi, żebym kandydował do parlamentu. Bez względu na sytuację, zawsze mówiłem, że mnie duża polityka nie interesuje. Mnie interesuje samorząd i Elbląg. Gdybym chciał, to już dawno mógłbym skorzystać z tych ofert, ja jednak wolałem zająć się Elblągiem.
Ma Pan świadomość, że wyborcy jednak patrzą na Pana przez pryzmat dużej polityki? Widzą, co się dzieje u góry i to ma przełożenie na lokalną politykę.
Pewnie ma. Lecz ja uważam, że wybory lokalne powinny się opierać na czym innym. W 1989 roku obojętnie, kto zrobił sobie zdjęcie z Lechem Wałęsą, zostawał posłem czy senatorem. Nie chciałbym, żeby na tej zasadzie wybierano teraz, w tej chwili bo dobrze w sondażach stoi Platforma Obywatelska, to wygrywa jej kandydat, a PiS nie ma szans. Ludzie powinni wziąć pod uwagę, to co kandydat robi i mówi.
Głosować na człowieka, a nie na partię?
Tak, bo to są samorządy. W tych mniejszych miejscowościach jest widoczne, że logo PiS-u, PO czy PSL-u właściwie nie ma znaczenia. Mam nadzieję, że ludzie będą jednak głosowali na osobę, a nie partię.
Postuluje Pan również potrzebę wprowadzenia zielonej fali.
To są prozaiczne sprawy.
Tak, ale porozmawiajmy o tym, bo dla rzeszy elblążan to ważna rzecz.
Żeby była zielona fala, wystarczy wydać polecenie.
Jakie polecenie? Kierowcom, żeby wolniej jeździli?
Światła są źle ustawione i należy je zsynchronizować. Brak zielonej fali, to świadomy zabieg. Zakłada się, że po mieście trzeba jeździć wolno, a fala może wymusić zbyt szybką jazdę kierowców. Po Elblągu nie da się szybko jeździć, a zsynchronizowanie świateł ułatwiłoby przepustowość.
Na zakończenie zapytam o budżet. Pamiętam, jak Pan mówił: Zobaczycie, ten „historyczny” budżet Pana Prezydenta jest nierealny. Rzeczywiście, są problemy z tym budżetem. Co będzie dalej? Nowe władze od razu, będą zmuszone borykać się z problemami finansowymi?
Na pewno te problemy są. Środków w kredytach jest tyle, że obawiam się, że będzie mało pieniędzy na inwestycje.
Inwestycje to jedna rzecz, a są też rzeczy podstawowe, takie jak pensje dla nauczycieli.
Prezydent i Rada Miejska mają do dyspozycji 20%, które mogą przeznaczyć na inwestycje. 80% budżetu to koszty stałe i je trzeba zagwarantować.
Czy może zabraknąć tych pieniędzy?
Nie może, bo ludzie muszą dostać wypłaty. Natomiast nad wydatkami trzeba się dobrze zastanowić .
Posłuchaj rozmowy z Jerzym Wilkiem, kandydatem PiS na Prezydenta Miasta Elbląga: